Nieobiektywnie Sport czy hobby?
Marek Pietras - Redaktor naczelny Tygodnika Rybnickiego
Bardzo różnie do wspierania sportu podchodzą samorządy w Polsce. Są miasta, które na sport przeznaczają dziesiątki milionów zł, wchodzą w spółki, itd. Są i takie, które na sport nie dają złamanego grosza, w najlepszym przypadku oferując bezpłatne korzystanie z miejskiej bazy sportowej. Rybnik wydaje się być pośrodku tych rozwiązań. Daje kilka milionów zł na funkcjonowanie klubów i do tego dba o potrzebną bazę, z której później korzystają rybniccy sportowcy. Pewnie nie wszystkich to zadawala, ale podstaw do narzekania jest niewiele.
Inaczej – jeżeli chodzi o wnioskodawców, którzy starają się o granty „na sport”. Mam wrażenie, że jeżeli ktoś w Rybniku uprawia jakikolwiek sport – amatorsko, rekreacyjnie i nie pisze o dofinansowanie do Miasta – jest zwykłym frajerem. Nie chcę tutaj nikogo obrażać, ale mam wrażenie, że coś jest nie tak. Jeżeli ktoś chce jeździć na quadzie, przeróżnej maści rowerach, motorach, czy strzelać z łuku – to ma do tego pełne prawo. Ale dlaczego ma to być dofinansowywane z pieniędzy publicznych? Sam gram w tenisa, golfa, jeżdżę na nartach. I sam za to płacę. Myślę, że to optymalne rozwiązanie. W moim odczuciu Miasto powinno wspierać maksymalnie 10 podmiotów. Połowa z nich powinna nam dostarczać rozrywki – grając w rozgrywkach ligowych, druga połowa powinna się specjalizować w szkoleniu dzieci i młodzieży. Za swoje hobby płaćmy sami.