U nas nie pachnie starością, kurzem i laczkami
Przy okazji Nocy Muzeów, która 20 maja odbyła się w placówce w Rybniku, z dyrektorem Bogdanem Klochem rozmawialiśmy m.in. o misji muzeum, zmianach jakie zaszły na przestrzeni lat oraz prowadzonym obecnie remoncie.
Kuba Pochwyt: Za nami kolejna Noc Muzeów. W waszej placówce odbyła się pod hasłem „Barwy i smaki Indii”. Każdego roku staracie zabrać uczestników w inne miejsce na świecie. Zdaje to egzamin?
Bogdan Kloch: Jest spora grupa osób, która bardzo sobie ceni takie wędrówki kulturowe. To była bardzo fajna promocja tego, co znajduje się w zbiorach muzeum w Krakowie jeśli chodzi o dalekowschodnie cywilizacje, bo właśnie z tej placówki wypożyczyliśmy eksponaty. Nie zawsze trzeba podróżować w bardzo odległe strony, by choć w jakimś stopniu zakosztować tej wiedzy, w tym wypadku dotyczącej Indii. Oczywiście warto pojechać, zwiedzić i zobaczyć na własne oczy, ale my dajemy możliwość zaczerpnięcia informacji tu, na miejscu, w naszym muzeum.
Jakie jest państwa nastawienie do Nocy Muzeów?
Wiele placówek traktuje to jako pokazanie się i przypomnienie, że coś takiego jak muzeum w ogóle istnieje. My staramy się, by za każdym razem, kiedy jest Noc Muzeów, była także nowa wystawa czasowa. I tak jest praktycznie co roku od 12 lat. Więc nie tylko zapraszamy do muzeum ludzi, którzy dawno u nas nie byli, chcąc przypomnieć o swoim istnieniu. U nas Nocy Muzeów zawsze towarzyszy konkretny cel, bo zawsze mamy na tapecie coś nowego. W tym przypadku jest to wspomniana już wystawa poświęcona Indiom i cywilizacji hinduskiej, a także wiele atrakcji związanych z tym obszarem kulturowym oraz z podróżami. Dlatego też pojawił się u nas podróżnik, który opowiadał o swoich przygodach
Jak wygląda frekwencja w muzeum na co dzień?
Staramy się wpasować w coś, o czym często mówi się, że jest to kultura wysoka. Na pewno nie jesteśmy placówką, w której ze względu na liczbę zwiedzających drzwi się nie zamykają. Głównie dlatego, że w dużej mierze jesteśmy nastawieni na działalność edukacyjną. Stąd też około 60-70 procent ogółu naszych odbiorców to uczniowie, czyli najmłodsi mieszkańcy Rybnika i okolic. Muszę przyznać, że mamy bardzo dobre warunki do tego, żeby edukować. Ogólnie rzecz biorąc, liczba wszystkich zwiedzających w ciągu roku to około kilkanaście tysięcy osób.
Czy ta liczba może martwić, czy jednak jest jakieś uzasadnienie tego, że nie walczycie o „klientów” za wszelką cenę?
Prawda jest taka, że w muzeach czy podobnych placówkach, są stare dokumenty i materiały, które w kontakcie z człowiekiem ulegają powolnej degradacji. Dlatego od czasu do czasu muszą „odpocząć”, choćby od takiego kręcenia się ludzi po wystawach. Stąd też bywają na przykład dni wolne w okresie, kiedy tych ludzi przybywa. Staramy się natomiast wychodzić poza standardowe ramy. Do muzeum przychodzi przede wszystkim ten, kto chce coś zobaczyć i czegoś się dowiedzieć, bo interesuje go jakiś konkretny temat. My zaś niejednokrotnie poruszamy zagadnienia, które są trudne w odbiorze. Robimy wystawy nietypowe, a nawet powiedziałbym, że dyskusyjne. Ostatnim takim przykładem jest wystawa „Dziadek z Wehrmachtu”. Dodam, że cieszyła się ona sporym zainteresowaniem.
Warto podkreślić, że rybnickie muzeum działa wielopłaszczyznowo.
Zgadza się i uważam, że dzięki temu wiedzie nam się dobrze. Zauważamy, że potrzebuje nas Miasto, które stara się uzyskiwać od nas wiedzę i informacje potrzebne do różnej działalności, głównie promocyjno-kulturowej i edukacyjnej. Tworzymy także różnego rodzaju wydawnictwa, ponieważ chcemy iść w stronę ratowania dziedzictwa kulturowego i jego dokumentowania. Generalnie staramy się uczestniczyć w szeroko rozumianym życiu kulturowym i nie zamykać się w czterech ścianach. Jak to się kiedyś mówiło, że muzeum pachnie starością, kurzem i laczkami. Czegoś takiego od lat już nie ma. Nieustannie staramy się wprowadzać innowacyjne działania.
Jakie trudności napotykacie na drodze swojej działalności?
Mamy takie pomieszczenia, jakie mamy. Dysponujemy taką, a nie inną przestrzenią. Aż prosi się, żeby była ona większa. Dodatkowe miejsce spowodowałoby, że moglibyśmy wiele rzeczy pokazać z innego dystansu, a nie tylko i wyłącznie w pomieszczeniach, które stają się coraz bardziej ciasne. Ale to kwestia techniczna. Liczymy tutaj na władze miasta. Wiem, że są podejmowane pewne działania, by nasze wystawy mogły doczekać się w przyszłości bardziej eksponowanego miejsca, by można było wyciągnąć z nich całą esencję dotyczącą ich wartości. A muszę przyznać, że pojawiają się u nas coraz cenniejsze rzeczy z punktu widzenia dziedzictwa naszego miasta. Zasób naszych materiałów rozrósł się w sposób niesamowity. Pozostaje tylko czekać, by można było je w fajny sposób pokazać naszemu odbiorcy.
W muzeum trwa remont. Proszę powiedzieć, co konkretnie się dzieje?
Część naszych pomieszczeń znajduje się na piętrze. Komunikacja z tym obszarem, szczególnie dla osób starszych czy niepełnosprawnych, stanowi spory problem. Stąd też postaraliśmy się, by pojawiła się winda dla wszystkich tych, którym ułatwi zwiedzanie. Drugi element to podjazd i nowe schody na zewnątrz, które również pozwolą osobom niepełnosprawnym w sposób nieskrępowany dostać się zarówno do naszej placówki, jak i do Urzędu Stanu Cywilnego. Poza tym naprawiamy stolarkę okienną i drzwi. To wszystko niszczeje po latach użytkowania, więc trzeba to zakonserwować. Myślę, że remont, który trwa u nas od początku kwietnia, już niebawem się skończy. Efekt będzie taki, że budynek będzie piękniejszy i że większa grupa osób będzie mogła korzystać z naszych usług.
18 maja obchodzony był Dzień Muzealnika. Czego życzyć panu i pana pracownikom z okazji waszego święta?
Myślę, że przede wszystkim dobrych przyjaciół, dobrych dusz i atmosfery wokół nas, a także przychylności i życzliwości. Bo chyba to jest najważniejsze. Jeśli to jest, to wiemy, że jesteśmy potrzebni, że nasza praca nie idzie na marne.