Ten Święty Mikołaj potrzebował tony lodu. Jego „ojciec” rzeźbił na Alasce [JARMARK]
W ósmy, ostatni dzień Śląskiego Jarmarku Bożonarodzeniowego w Raciborzu na dziedzińcu Zamku Piastowskiego pojawił się Michał Mizuła z firmy Ice Team. Wyposażony w wiertła tworzył lodowego Świętego Mikołaja siedzącego na ławeczce. Nie brakowało chętnych, by usiąść obok niego.
Materiał wideo:
Ankieta
- Przez cały rok tak rzeźbimy. Nawet latem. Wtedy jest bardzo podobnie jak teraz, tylko bez minusowej temperatury rzeźba szybciej się topi - mówił nam Michał Mizuła z firmy Ice Team, z którą Zamek Piastowski podjął współpracę przy Śląskim Jarmarku Bożonarodzeniowym.
Mizuła przyznał, że więcej takich pokazów zalicza w okresie zimowym, kiedy organizuje się różne konkursy rzeźbienia w lodzie.
Dwumetrowy święty
W Raciborzu zajął się stworzeniem Świętego Mikołaja siedzącego na ławeczce pod kaplicą zamkową. Ławka mierzyła około 2 metrów, a Mikołaj był podobnej wysokości. - Co tu jest istotne to potrzebne było do wyrzeźbienia tej postaci około tony lodu - powiedział nam twórca.
Wizja tej rzeźby powstała „w głowie, na spontanie”. - Na pewno nie jest to autoportret. Każda taka rzeźba jest jedyna w swoim rodzaju. Nie żałuję, że się szybko stopi, bo będą następne - tłumaczył nam Michał Mizuła. Spodobało mu się na raciborskim jarmarku. - Warto kontynuować tę imprezę, jest tu bardzo klimatycznie - przekazał.
Co grzeje przy lodzie?
Mikołaja rzeźbił około 3 godzin w pojedynkę. Z największych rzeźb jakie wykonał w swojej karierze - już piętnastoletniej - szczególna powstała na dalekiej Alasce. Mierzyła 9 metrów. - Dużo się jeździ - przyznał zapytany, gdzie już rzeźbił.
Co ciekawe artyście nie bywa w ogóle zimno, choć pracuje przez kilka godzin z lodem, w dodatku w zimowej aurze.
- Jak się tworzy, to się człowiek „gotuje”. Mam ubiór co chroni przed wodą, a z zimnem sam sobie radzę - uśmiechał się M. Mizuła.
Na dziedzińcu spotkaliśmy miejscowego kustosza Grzegorza Nowaka. Dodał, że artysta przyjechał z Poznania. - W zależności od pogody rzeźba zostanie z nami może i parę dni. Potrzebna jej temperatura koło zera. Wieczorem będzie podświetlona. Zamówiliśmy ją, żeby ludzie robili sobie z nią pamiątkowe zdjęcia - wyjaśnił Nowak.
Rozliczyć i odreagować
Miniony tydzień był zupełnie inną pracą dla załogi Zamku niż ta codzienna. Przez 8 dni organizowali duże imprezy plenerowe. - Teraz trzeba się z wszystkim rozliczyć i odreagować, bo trochę roboty było. Turystów nie brakowało, z zagranicy też przyjechali - podsumował wieloletni pracownik Zamku Piastowskiego.
O wrażenia z jarmarku zagadnęliśmy też księdza Piotra Kwaśnioka z Rud, który przyjechał na Zamek z tamtejszego opactwa. Wystąpił tu niejako w roli eksperta z doświadczeniem z popularnego od lat jarmarku świątecznego w Opactwie Cystersów.
Gwiazdy przyciągały
- Warto było przyjechać, bo to całkiem inny jarmark niż rudzki. Wystąpili wspaniali artyści. Frekwencja była zależna od tego, kto występował na scenie. Im bardziej rozpoznawalny muzyk, to ludzi przychodziło więcej. Nasz jarmark odbywa się w zamkniętej przestrzeni, na pewno jest cieplej. Jest też inna oferta, tu była bogatsza, każde stoisko inne - chwalił kapłan.
Zagadnęliśmy go o kolędowy repertuar gwiazd estrady, które gościły w Raciborzu. -Jedne aranżacje kolęd były bardziej udane, inne może mniej. Ogólnie to królowali tu górale, bo to na Śląsku rok górali. W większości oni byli na scenie i przyznam, że dla mnie były szczególnie atrakcyjne prezentacje - podsumował nasz rozmówca.
Byłem na jarmarku trzy razy i za każdym razem przewijało się przez zamek całkiem dużo ludzi. Staroście panu Grzegorzowi udało się uczynić z zamku w tym zwykle martwym okresie najważniejsze miejsce na pewno w mieście, na pewno w powiecie, a może i poza nim. Ten jarmark zapadnie w pamięci. Ciekawe czy marszałek za rok da podobną kasę na organizację. Bo jak była to jednorazówka to zamek nic na tym nie ugra.