Wspomnienie o Jarosławie Łuszczu. To dzięki niemu wąskotorówka w Rudach odżyła
Najbliższy kolega, wizjoner, optymista... To tylko kilka słów, jakimi można obdarzyć zmarłego niespodziewanie pod koniec marca na Kostaryce Jarosława Łuszcza, człowieka, któremu po latach zaniedbań udało się "postawić na koła" kilkanaście wagonów i lokomotyw na terenie Zabytkowej Stacji Kolei Wąskotorowej w Rudach.
O to, jak został zapamiętany były naczelnik rudzkiej wąskotorówki poprosiliśmy kilka osób, które współpracowały z nim przez ostatnie lata. Swoimi spostrzeżeniami podzielili się z nami: Rita Serafin, Sabina Chroboczek-Wierzchowska, Manfred Wrona, Paweł Macha i Roman Gołębiowski.
Rita Serafin (burmistrz Kuźni Raciborskiej w latach 2006-2014):
Jarosław Łuszcz był człowiekiem dużej pracowitości, dla którego nie było rzeczy niemożliwych. Jego wejście na kolejkę, to było wejście nie tylko pasjonata, ale przede wszystkim człowieka o ogromnej wiedzy. To on doprowadził do tego, że kolejka mogła zacząć tak funkcjonować, jak w tej chwili funkcjonuje. Zabytkowa Stacja Kolei Wąskotorowej w Rudach to obiekt zabytkowy, a naszym marzeniem było przywrócenie tam ruchu pasażerskiego. By móc to realizować, wchodziliśmy pod wszystkie przepisy, który dotyczą funkcjonowania kolei. I pan Jarek nie dość, że miał tego świadomość, to wiedział, jakie dokumenty należy przygotować korzystając ze swojej wcześniejszej aktywności zawodowej. Miał też wiele różnych kontaktów, co przełożyło się na dobre rozmowy zakończone sukcesem. Potrafił rozmawiać z ludźmi i pozyskiwać ich dla kolejki. Zarażał swoją pasją i entuzjazmem. Był w stanie uświadomić wielu osobom, że kolejka wąskotorowa to wielka wartość i niezwykle cenny element dla naszego regionu.
Mając szeroką wiedzę na temat funkcjonowania taboru, uporządkował wszystkie sprawy od strony wszelkich przepisów i dokumentów. Bardzo nam pomógł we wszystkich sprawach natury własnościowej. Pozyskując ludzi znających się na mechanice pojazdów szynowych, stworzył na terenie kolejki warsztat remontowy, dzięki czemu wiele kolejowych perełek udało się doprowadzić do użyteczności. Wykorzystując swoją doskonałą wiedzę na temat wartości różnego rodzaju lokomotyw czy wagonów, potrafił go dla kolejki zakupić (tabor był stale uzupełniany).
On poświęcił się tej kolejce całkowicie, przebywając tam nieraz 24 godziny na dobę. Miał także super zdolności organizatorskie i menadżerskie. Wielokrotnie osobiście przekonałam się, że jego wiedza jest naprawdę rzetelna, kiedy rozmawiał z osobami, decydującymi się współpracować z kolejką. Nawiązał kontakt z Politechniką Gliwicką i tamtejszym wydziałem transportu. Potrafił też udawać się w przeróżne miejsca w kraju, gdzie kolej wąskotorowa funkcjonowała; raz - żeby rozmawiać nt. taboru i ewentualnych rozwiązań, a dwa - podpatrzeć, jak gdzieś indziej tego typu obiekty funkcjonują, które nie były obiektami podległymi PKP, a prowadzone są przez stowarzyszenia lub gminy.
To była osoba bezcenna, przypuszczam i jestem w zasadzie pewna, że gdyby pan Jarek nie pojawił się w tym momencie, w którym się pojawił na kolejce, to nie wiem, jak by to dzisiaj wyglądało. Jarosław Łuszcz był ponadto otwarty na pozyskiwanie wszelkich środków i niebojący się tych inwestycji, bo wielokrotnie trzeba było mieć odwagę, żeby podjąć taką czy inną decyzję. To, żebyśmy w ogóle mogli wejść w projekty unijne i realizować je na kolejce, to także zasługa pana Jarka, który potrafił wszystkiego dopilnować. Do wszelkiego rodzaju działań i prac, jakie były na kolejce podejmowane podchodził z wielką rzetelnością. Pilnował ekipy, które wygrały przetarg i dawał włodarzom gminy bezpieczeństwo, i to nie tylko mi, ale i burmistrza Pawła Machy, gdyż to w jego kadencji realizowany był unijny projekt. Na panu Jarku można było polegać. Dbał nie tylko o torowisko, ale i całą infrastrukturę: budynek stacyjny, parowozownię, zabudowania gospodarcze... Nie miał nic przeciwko, by na terenie kolejki powstał park linowy i bistro.
Chętnie podejmował współpracę z firmami, które organizowały imprezy integracyjne. Otwarty był na wszystko, co służyło promocji kolejki i jej rozsławieniu. Jarosław Łuszcz był ambasadorem i Gminy w zakresie tej turystycznej jaką mamy, i ambasadorem dobrego zarządzania mieniem gminnym. Był zawsze pogodny i każde zadanie, nawet trudne, to był temat, który trzeba było rozpracować. Nigdy nie było marudzenia, że czegoś "niedasię", narzekania, że dużo pracy itp. Jeżeli pojawił się temat, który należało rozwiązać, zabierał się do tego. Był człowiekiem kulturalnym. Szanował osoby, z którymi współpracował. Nawet jeśli się z kimś nie zgadzał, to kulturę zachowywał.
Manfred Wrona (przewodniczący Rady Miejskiej w Kuźni Raciborskiej w latach 2001-2006 i 2007-2014, obecnie radny, mieszkaniec Rud):
Powiem tak: To był mój najbliższy kolega. W czerwcu miał ponownie odwiedzić naszą gminę. Wspólnie planowaliśmy jeszcze wiele rzeczy. Nie mogłem pogodzić się z tym, że on był tak daleko. Odbyliśmy wiele ciekawych rozmów, prowadząc konwersację głównie za pośrednictwem komunikatora WhatsApp, a o kolejce rozmawialiśmy praktycznie za każdym razem. Jarek był człowiekiem pełnym entuzjazmu, dodając mnie samemu wiele sił. Podbudowywał mnie w moich ciężkich chwilach. Próbę ratowania kolejki podejmowaliśmy już za czasów burmistrza Ernesta Emricha, później burmistrz Rity Serafin, natomiast to, co zrobił Jarek Łuszcz, przeszło wszelkie granice. Nie zapomnę Jarka. Jeżeli tylko mi zdrowie dopisze, to mam zamiar dać temu wyraz. Jestem po rozmowie z kilkunastoma osobami i będziemy chcieli godnie pożegnać Jarka, w jakiejkolwiek formie. A potem upamiętnić. Bo to mu się należy.
Ludzie
Radny Kuźni Raciborskiej, były przewodniczący rady miasta
Były burmistrz Kuźni Raciborskiej.
Była burmistrz Kuźni Raciborskiej, od maja 2014 r. do stycznia 2018 r. sekretarz Urzędu Miejskiego w Krzanowicach, radna powiatu raciborskiego, członek zarządu powiatu raciborskiego
Była przewodnicząca Rady Miejskiej w Kuźni Raciborskiej