Konieczny z ironią odpowiada w sprawie PKS: knułem, aby wkroczyć na rynek
- O kurcze! Ale mnie się oberwało. Oto 3. grudnia na stronie internetowej serwisu nowiny.pl zamieszczono tekst zatytułowany "Spece od transportu do Koniecznego: Czyj interes Pan reprezentuje?". Tekst w formie listu podpisanego przez renomowane, lokalne autorytety, którymi są niewątpliwie wysokiej klasy specjaliści Członkowie Stowarzyszenia Transportu Zbiorowego z siedzibą w Rybniku (dalej STZ) pogrążył mnie. Trudno, odpowiadając na to pozostaje mi pokajać się i złożyć samokrytykę, co niniejszym czynię - pisze Dominik Konieczny.
Bardzo, ale to bardzo mi przykro, że STZ tak strasznie zaniepokoiło się opinią mojej osoby (gdzieżbym tam śmiał kierować jakiekolwiek "zarzuty"), iż "dla PKS liczy się tylko kasa". Opinią z definicji nieprawomyślną, co wcale nie przeszkadzało STZ w następnym akapicie przyznać, że PKS jest spółką prawa handlowego nastawioną na osiąganie zysku (więc jednak kasa się liczy?).
Autorzy listu w pierwszej części słusznie opisują w jaki to sposób PKS działa w interesie społecznym oraz ileż to korzyści przynosi nam wszystkim monopolistyczna pozycja PKSu na rynku przewozów lokalnych. W dalszej treści zamieszczają jeszcze słuszniejsze sugestie i bezcenne pouczenia, w jaki sposób powiat powinien zorganizować sobie przewozy i co powinien zrobić, jeśli chce wdrożenia Karty Dużej Rodziny. Jak dobrze, że wreszcie ktoś to wytłumaczył tym powiatowym prostaczkom! Sami nie wpadli by na to nigdy.
Zastanawia mnie jednak skąd STZ wie, jaka jest rzeczywistość w sprawie kursów PKS do Krakowa i skąd zna "konkretne dane" w tym temacie, skoro tych danych nie potrafił przedstawić na sierpniowym posiedzeniu Komisji Budżetu i Finansów nawet sam prezes Kitliński<Kazimierz Kitliński> z PKSu? Czyżby jego bezradność wynikała wtedy wyłącznie z zaskoczenia niewygodnymi pytaniami?
Przy tej kwestii zmuszony jestem dokonać samo-ujawnienia (z ang. coming-out) i rozwiać wątpliwości STZ "na czyją (nie)korzyść działam" oraz "czyj interes reprezentuję dążąc do likwidacji połączenia". To oczywista oczywistość, że niecnie knułem wkroczenie na rynek przewozów pasażerskich. Wszak wszyscy już wiedzą, że na placu przed chałupą mam mały czerwony autobus i razem ze szwagrem (co też ma busa) szykowaliśmy się do skoku na połączenia do Krakowa. Tym sprytnym sposobem dołączylibyśmy do grona "busiarzy", jak z nieskrywaną pogardą określił nas na sierpniowej komisji prezes Kitliński. Niestety, teraz karty zostały wyłożone na stół, więc nasze biznesowe plany raczej wzięły w łeb.
Na koniec zauważę jeszcze, ale to pewnie czysty przypadek, że takie specyficzne słowo "busiarze" pojawia się także w liście STZ. Podobnie jak zupełnie przypadkowy jest zapewne fakt, że żadne Stowarzyszenie Transportu Zbiorowego z siedzibą w Rybniku w ogóle nie istnieje.
Z transportowym pozdrowieniem dla prezesa,
Dominik Konieczny, aplikant na busiarza
Czytaj również:
Opinie oraz treści zawarte w rubryce Publicystyka przedstawiają wyłącznie własne zdanie autorów i mogą ale nie muszą odzwierciedlać poglądów redakcji. Masz coś ciekawego do przekazania szerszemu gronu - zapraszamy na łamy portalu nowiny.pl - opublikujemy Twój felieton bezpłatnie. Wyślij swoje przemyślenia na adres portal@nowiny.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji materiału.
Ludzie
Radny, były wiceprezydent Raciborza