Na drzewo!
Kiedyś w Wielkiej Brytanii przebadano rodziców pod kątem najtrudniejszych pytań, jakie zadają im dzieci. Pierwsze trzy miejsca zajęły: 1. Jak się robi prąd? 2. Co to są czarne dziury? 3. Co to jest nieskończoność? Mnie trudne pytanie zadała mejlem pani Dorota: czy jest jakaś dziedzina, na której nasi samorządowcy się naprawdę znają?
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Kiedyś w Wielkiej Brytanii przebadano rodziców pod kątem najtrudniejszych pytań, jakie zadają im dzieci. Pierwsze trzy miejsca zajęły: 1. Jak się robi prąd? 2. Co to są czarne dziury? 3. Co to jest nieskończoność? Mnie trudne pytanie zadała mejlem pani Dorota: czy jest jakaś dziedzina, na której nasi samorządowcy się naprawdę znają?
Pani Dorota uzasadniła swoje pytanie przykładami jałowych i nieprofesjonalnych, publicznych dyskusji na ważne tematy. Przykładowe problemy: odpady komunalne, komunikacja miejska, smog i ostatnio asfaltownia. Przyznaję, że długo nie wiedziałem, co odpowiedzieć pani Dorocie. Aż tu nagle eureka! Już wiem! Jest coś, na czym nasi samorządowcy się znają: NA DRZEWACH!
Na początek uczciwie zaznaczę, że odkrycie, które poczyniłem, szczególnie mnie nie zaskakuje. Jakby chwilę pomyśleć, to przecież wszyscy wywodzimy się z chłopstwa, więc musimy mieć w genach karczowanie puszczy, a następnie obsiewanie i obsadzanie wydartych lasom poletek. Innymi słowy, każdy Polak, zwłaszcza płci męskiej, powinien znać się na ścinaniu, rąbaniu, cięciu, ale też i sadzeniu drzew, i to w dowolnej kolejności. Dowody: już proszę.
Zauważcie państwo, że o ile rzeczowych propozycji, jak rozwiązać palące problemy Raciborza (choćby te z przykładów pani Doroty) jest jak na lekarstwo, o tyle pomysły sadzenia drzew lub ich wycinania mnożą się jak króliki w Australii. A to 800 drzew na 800–lecie (prezydent Lenk), a to 100 drzew na 100–lecie (radny Fita), a to pomysł sadzenia dużych drzew nie wiadomo gdzie (radny Rosół), dużych drzew na rynku (radny Mandrysz), to znów wkopywanie drzew bliżej nieokreślonych przy drogach (radny Fica), na żwirowni (znów Lenk), a nawet założenia palmiarni (radny Klima). Uff, jeśli kogoś pominąłem to przepraszam. Do tego dochodzą ci, którzy w obronie drzew wygłaszają sążniste przemowy lub piszą petycje (np. radni Szczasny czy Wacławczyk), no i rzecz jasna „drzewni kaci”, uosabiani przez starostę Winiarskiego i prezydenta Lenka.
I oczywiście to wszystko świetnie, tylko wciąż pozostaje pytanie, czemu w innych ważnych sprawach tego miasta i powiatu, liczba i jakość inicjatyw naszych samorządowców nie dorównuje bujnością ich pasji dendrologicznej. Chociaż, i to trzeba podkreślić z jeszcze większym smutkiem, niektórym naszym samorządowcom nie chce się gęby otwierać nawet w tak „łatwych” sprawach jak sadzenie drzewek. Są tacy, o nich kiedyś indziej, którzy nie wydali z siebie żadnego głosu od wielu miesięcy. Dlatego, korzystając z tego, że mamy rok wyborczy, przypominam, że to dobra okazja by niektórym powiedzieć po prostu: na drzewo!
Zobacz pozostałe teksty Bożydara
Masz informację, która nadawałaby się do tej rubryki i chcesz się nią podzielić? Napisz: bozydar.nosacz@outlook.com