Fajnie być strażakiem. Wspomnienia z obozu w Samborowicach
Druhny Karolina i Michasia napisały list do redkacji "Nowin Raciborskich", w którym opisują pobyt na obozie strażackim w Samborowicach.
Tegoroczny samborowicki obóz strażacki wystartował 2 lipca. Nasze przygotowania rozpoczęły się jednak dużo szybciej. Wcześniej trzeba było skompletować odpowiedni sprzęt (namiot, śpiwory, latarki) i zadbać o kaski oraz kamizelki odblaskowe. Wszystko to po to, aby być widocznym i bezpiecznym na drodze. Mama uparła się jeszcze, żeby wyczyścić rowery, co według nas nie miało sensu, ale z dorosłymi się nie dyskutuje. Wiadomo: dzieci i ryby głosu nie mają.
Rowerem do czeskiej remizy
Uczestnicy obozu pod opieką doświadczonych strażaków wyruszali z różnych miejscowości naszej gminy. Miejscem docelowym było boisko przy samborowickiej szkole, gdzie rozbiliśmy namioty, zostaliśmy zaopatrzeni w czapki i koszulki strażackie oraz zapoznani z regulaminem obozowiska.
Pogoda nam dopisywała, dzięki czemu każdy dzień był pełen atrakcji. Zaczęliśmy od liczącej kilkanaście kilometrów wycieczki rowerowej do sąsiednich Czech. Zwiedziliśmy tam kościoły różnych wyznań i tamtejsze remizy strażackie. Po powrocie okazało się, że nasz obóz zajęli najprawdziwsi rycerze ubrani w ciężkie, żelazne zbroje. By bronić swego terytorium musieliśmy stoczyć z nimi walkę.
W szkole aspirantów
Kolejny dzień był równie aktywny – pływaliśmy łódką po Cynie, a odważniejsi koledzy próbowali pokonać rzekę własnoręcznie zbudowaną tratwą. Rozegraliśmy też mecz schlagballa z drużynami z Cyprzanowa i Wojnowic, a na koniec wspólnie biesiadowaliśmy przy ognisku.
Miłym zaskoczeniem była wycieczka do Krakowa. Mogliśmy zwiedzić Szkołę Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie – KG PSP i braliśmy udział w zajęciach z kryminalistyki. Zajęło nam to sporo czasu, więc pędem pokonaliśmy krakowski Rynek, zahaczając o Wawel i Sukiennice. Niestety, nie dane nam było spróbować słynnego krakowskiego precla. Dobrze też wspominamy przejażdżkę pietrowicką ciuchcią, która zabrała nas do Śląskiego Oddziału Straży Granicznej, a później do uwielbianej przez wszystkich restauracji McDonald’s.
Wczesna musztra
Obozowe życie bardzo nam odpowiadało, bo lubimy być w ruchu i uwielbiamy gdy „coś się dzieje’’. A gdy dodamy do tego pyszne jedzenie i miłą atmosferę – po prostu żyć nie umierać! Jednak wyjaśnijmy coś sobie. Obóz strażacki to nie tylko same przyjemności. Wczesna pobudka, obowiązkowa musztra, trudny tor przeszkód, zajęcia z pierwszej pomocy oraz obsługa sprzętu gaśniczego są prawdziwą szkołą przetrwania. Taka ciężka praca, systematyczność i dyscyplina podobno kształtują nasze charaktery. Skoro nie były nam straszne kolejki do prysznica, zimne noce i odpadające części rowerowe ani nocne warty – możecie być pewni, że wrócimy za rok do Samborowic na obóz.
W pełni zadowolone druhny: Karolina i Michasia