Dareczek, strajk nauczycieli i przepowiednia wigilijna
Z uśmiechem odnotowałem ciekawe, okołowielkanocne wydarzenie symboliczno-lingwistyczne. Otóż nieobojętna wizualnie starostka z Ostrawy Poruby o sympatycznym nazwisku Barankova przywiozła „dareczek” naszemu prezydentowi Polowemu (relacja w Nowinach Raciborskich i na nowiny.pl).
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Z uśmiechem odnotowałem ciekawe, okołowielkanocne wydarzenie symboliczno-lingwistyczne. Otóż nieobojętna wizualnie starostka z Ostrawy Poruby o sympatycznym nazwisku Barankova przywiozła „dareczek” naszemu prezydentowi Polowemu (relacja w Nowinach Raciborskich i na nowiny.pl).
„Dareczkiem” (po czesku podarek) okazał się koszyczek z jajkami, na co nasz prezydent odreagował elegancką palmą. Sam proces międzynarodowej wymiany symboli wielkanocnych na raciborskim rynku był już mniej spektakularny i towarzyszył mu znaczny deficyt frekwencyjny. Nie ma się co dziwić, gdyż tradycyjna widownia tego rodzaju wydarzeń była tym razem zajęta. Rodzice musieli rozwiązywać problemy opieki nad dziećmi, które nie chodziły do szkoły z powodu strajku nauczycieli, ci z kolei musieli rozwiązywać krzyżówki przesiadując bezczynnie w swoich szkołach, a emeryci robili przedświąteczne zakupy a konto „jarkowego”.
Niestety, na barankach i dareczkach mój uśmiech się kończy i ustępuje pola ciężkiemu stresowi. A to dlatego, że boję się zasiąść do wielkanocnego stołu, przy którym zbiera się bliższa i dalsza rodzina. Przez strajk nauczycieli doszła nam w rodzinie kolejna linia podziału na „za” i „przeciw”, a mapa potencjalnych punktów zapalnych stała się bardziej skomplikowana niż schemat „bitwy narodów” pod Lipskiem. W pamięci znów mi odżyło pierwsze rodzinne spotkanie po wyborach w 2014 roku, które zakończyło się tzw. fest hają i przedwczesnym opuszczeniem stołu przez część rodzinki. Potem umówiliśmy się na zakaz polityki przy stole, ale od czasu do czasu wulkan konfliktu i tak groził erupcją, zwłaszcza pod wpływem takich zjawisk, jak Trybunał Konstytucyjny, reforma sądów, 500 plus, itp. Niedwno doszły kolejne „plusy”, „trzynastki” i inne „prezenty”, a teraz jeszcze ten strajk w szkołach.
Na dodatek wszystko się jeszcze bardziej pogmatwało. Na przykład ciocia – emerytka, która zawsze głosuje na Platformę i pierwsza witałaby kwiatami Tuska, gdyby tylko ten wrócił na białym koniu z saksów w Brukseli, zgłosiła się na ochotnika do komisji egzaminacyjnej. Za ten czyn (w jej głębokim przekonaniu głęboko obywatelski) publicznie została napiętnowana przez rodzonego brata, który nazwał ją „łamistrajkiem”. Na razie spostponował ją tylko na fejsbuku, ale konfrontacja oko w oko już niedługo. Tymczasem trzeba nadmienić, że rzeczony brat od 4 lat wielbi obecną władzę niemal za wszystko, a zwłaszcza za to, że dała mu wreszcie to, co „mu się słusznie należy”. Ale…ma akurat córkę – nauczycielkę, aktualnie z zapałem strajkującą i w związku z tym człek chwilowo jest „za, a nawet przeciw”.
Kolejnym przykładem degeneracji rodzinnych stosunków, jest inna, na razie też tylko fejsbukowa kłótnia, w której wyżej wymieniona strajkująca kuzynka napisała, że zarabia gorzej niż „kasjerka w Lidlu”. No i masz ci los, akurat córka innej ciotki od kilku miesięcy zasiada na kasie w dyskoncie i od razu odpaliła, że jakim prawem tamta uważa ją za gorszą, itede, itepe. Nauczycielka na to, że ona uczyła się 17 lat, a w czasie studiów musiała smażyć frytki w McDonaldsie żeby zapłacić za wynajmowany pokój, a w tym czasie ta z Lidla szlajała się po dyskotekach. Wtedy kasjerka doradziła jej życzliwie, że jeden wakat w sklepie wciąż jest i może sobie łatwo dorobić, jeśli jej mało. A w ogóle to jak jest taka uczona, to powinna odróżniać zarobek brutto od netto i nie wciskać ludziom kitu, że tak mało zarabia, zwłaszcza za te „śmieszne 18 godzin roboty”. Jednym słowem, jak to mawia mój szwagier, „nie było miętkiej gry” i o mało co fejsbukowa nawalanka nie skończyła się donosem do „skarbówki” w sprawie nieopodatkowanych korepetycji.
Dochodzą słuchy, że jak tylko nauczyciele coś wystrajkują, albo przynajmniej zakończą protest, to w kolejce czekają inne zawody i związki zawodowe, które też usłyszały od premiera, że jest kasa do wzięcia (późniejsza aktualizacja, że kasa się kończy jakoś się nie przebiła). A lud przecież nie w ciemię bity i wie, że jak nie teraz, to kiedy? Znaczy się, kiedy władza da ci więcej, niż w roku podwójnie wyborczym, a do tego i przedwyborczym, bo przecież w kolejnym wybieramy prezydenta. W świetle powyższych doświadczeń i faktów ja plan mam taki, że przed Bożym Narodzeniem pójdę sobie na rynek, zobaczę co tam znowu za dareczek nam piękna pani starostka przywiozła, a potem dam dyla na urlop jak najdalej od Polski, bo boję się, że przy bogatych jak nigdy wigilijnych stołach nawzajem się pozabijamy.
PS. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest nieprzypadkowe.
bozydar.nosacz@outlook.com
Zobacz pozostałe teksty Bożydara
Masz informację, która nadawałaby się do tej rubryki i chcesz się nią podzielić? Napisz: bozydar.nosacz@outlook.com
Ludzie
Radny, były prezydent Raciborza