Z nudów do więzienia
Nuda to groźna rzecz! Jeden Ukrainiec mieszkający w Raciborzu z nudów poszedł w wielkanocny poniedziałek szukać skarbów na polu za szpitalem. Prawdopodobnie wypatrzył go przez okno jakiś znudzony pacjent i z nudów doniósł na policję, że po polu kręci się podejrzany gość w koszulce moro wyposażony w wykrywacz metalu. A dla policjantów, znudzonych łapaniem pijaków za kółkiem i uspakajaniem awanturników domowych, akcja plenerowa w celu pojmania potencjalnego terrorysty też okazała się atrakcyjną rozrywką.
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza:
Nuda to groźna rzecz! Jeden Ukrainiec mieszkający w Raciborzu z nudów poszedł w wielkanocny poniedziałek szukać skarbów na polu za szpitalem. Prawdopodobnie wypatrzył go przez okno jakiś znudzony pacjent i z nudów doniósł na policję, że po polu kręci się podejrzany gość w koszulce moro wyposażony w wykrywacz metalu. A dla policjantów, znudzonych łapaniem pijaków za kółkiem i uspakajaniem awanturników domowych, akcja plenerowa w celu pojmania potencjalnego terrorysty też okazała się atrakcyjną rozrywką.
I tak biedny chłopina, który w swej szczerości przyznał się ponoć stróżom prawa, że nie jest zbieraczem złomu, nie poszukuje zagubionych kluczy od mieszkania, ani resztek opadłych na naszą planetę meteorytów, ale skarbów ukrytych w polskiej ziemi, trafił na noc do „hoteliku przy Bosackiej”, a w dalszej kolejności czeka go sąd. Media natychmiast doniosły, że pechowemu poszukiwaczowi, za chodzenie z detektorem po zaoranym polu, może grozić nawet 8 lat więzienia, czyli więcej niż na przykład za pobicie teściowej albo zatrucie wody czy powietrza zagrażające życiu lub zdrowiu połowy wsi. Oczywiście maksymalnej ustawowej kary raczej żaden normalny sąd nie orzeknie i w tej sytuacji skończy się pewnie na kilkusetzłotowej grzywnie. Zwłaszcza, że przy delikwencie ponoć nie znaleziono nawet zardzewiałego kapsla od piwa, a co dopiero wygrzebanego z ziemi zabytku.
Przepisy ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami rzeczywiście mówią, że za poszukiwanie zabytków bez zgody konserwatora „przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania” można dostać dwa lata odsiadki, a za zniszczenie lub uszkodzenie zabytku (w tym jego naturalnego otoczenia) od 6 miesięcy do lat 8. Tak zaostrzone kary obowiązują dopiero od 1 stycznia 2018 r., bo wcześniej szukanie skarbów wykrywaczem bez pozwolenia było tylko wykroczeniem. Władza postanowiła jednak, że trzeba zrobić porządek ze 100 tys. osobników grasujących po Polsce ze detektorami (szacunkowa liczba podana przez urzędniczkę ministerstwa), z czego część stanowią hobbyści, a część to polujący na cenne przedmioty tylko dla zarobku. A że władza najbardziej lubi rozwiązania proste to postanowiła (i to zgodnymi głosami posłów PiS, PO i PSL), że trzeba ich zapędzić do urzędów po pozwolenia, skasować za wydanie tychże, a jak się nie podoba to mają siedzieć na d… w domu albo pójdą do więzienia. Poza tym w ustawie nic nie zmieniono.
Oczywiście można było doprecyzować przepisy tak, aby z jednej strony rozmyślne i rzeczywiste niszczenie naszego zabytkowego dziedzictwa było surowo karane, ale z drugiej, by nie mrozić karami więzienia aktywności tysięcy pasjonatów historii i przygody. A wręcz odwrotnie: aby przepisy zachęcały ich do mądrej pomocy archeologom i instytucjom państwa w odtwarzaniu nieznanych fragmentów naszych dziejów, które niszczeją w ziemi. A tak mamy ośmieszanie prawa i dodatkowe koszty. Policjanci, którzy jak wiadomo nie mają nic pilniejszego do roboty, ścigają gapowatych lub nieświadomych prawa poszukiwaczy (w 2018 r. złapali kilkudziesięciu), u których znajdują najczęściej parę łusek po nabojach, albo i nic. Sądy, też oczywiście z nudów, wręcz nie mogą się doczekać, aż im policja dowiezie takiego delikwenta, aby przykładnie go osądzić i skazać na długoletnie więzienie. A „nielegalne” tysiące „detektorystów” zapewne szukają skarbów w ziemi tak jak szukali, czyli bez pozwolenia, ale ostrożniej, nie dając się złapać. I oczywiście bez szczególnej motywacji do ujawniania się konserwatorom zabytków.
Nuda to groźna rzecz, ale lenistwo i wiara wyłącznie w bezmyślne karanie (państwo urzędnicy, posłowie i senatorowie) są chyba jeszcze groźniejsze.
Fot. zdjęcie ilustracyjne/shutterstock.com
Zobacz pozostałe teksty Bożydara
Masz informację, która nadawałaby się do tej rubryki i chcesz się nią podzielić? Napisz: bozydar.nosacz@outlook.com
I bardzo dobrze, ukroli trzeba trzymać krótko bo jak im się pozwoli na za dużo to zrobią w Polsce drugi Donbass.
jak to się nazywa gdzie rządzi jedna osoba ?
W tej Polsce to już prawie nic nie można zjebanym kraj
a czy raczył pytac własciciela pola czy moze tam sobie chodzic po jego polu z wykrywaczem? O ile wiem w Polsce obowiazuje wlasnosc prywatna
dziennikarz nic nie winien
przecież w Polsce teraz tak jak zakładali jest przestrzegane Prawo I to Sprawiedliwie !
No na pewno to był znudzony pacjent, inaczej mòwiąc "Podpierdalacz"
Konfederacja, wolne państwo, wolni ludzie.
Świetny tekst!