Czego możemy nauczyć się od Niemców i Czechów?
Pytanie postawione w tytule może wydawać się nieco lub - dla części czytelników - bardzo kontrowersyjne. Bo czego Polacy mogą nauczyć się od Niemców lub Czechów? "Wiadomo", że ci pierwsi są naszym odwiecznym wrogiem, a ci drudzy - obiektem kpin i śmiechu. Czy jednak my - Polacy jesteśmy najlepsi i idealni?
Polacy powracający po dłuższym pobycie w Niemczech mówią, że zadziwia ich dyscyplina i karność tego narodu. Wiadomo, że prawie każdy słyszał o tych cechach naszych zachodnich sąsiadów, ale co innego słyszeć, a co innego widzieć na własne oczy. Naszych rodaków zadziwiał fakt, że kiedy w czasie pandemii nakładano w różnych krajach ograniczenia, za Odrą nie było większych problemów z wprowadzeniem ich w życie. Nikt nie odmierzał 1,5 metra odległości pomiędzy ludźmi w kawiarniach i na ulicy - sami starali się dbać o dystans. Ekspedientki nie musiały dzwonić po policję w przypadku klientów mających wstręt do noszenia maseczek. Oczywiście zdarzały się mandaty czy ostrzeżenia ze strony mundurowych, ale były to zdarzenia raczej incydentalne.
Co kierowało Niemcami, że znakomita część z nich nie miała problemów z wdrożeniem obostrzeń? Strach, obawa przed karą, ślepa dyscyplina, bezrefleksyjne wykonywanie poleceń władz? Polacy, którzy niedawno wrócili z Niemiec mówią, że żadna z tych odpowiedzi nie jest poprawna. Najważniejsze było/jest dobro drugiego człowieka, wspólnoty, najbliższego otoczenia. I to wystarczyło, aby karnie ubrać maseczkę, udać się na szczepienie, czy stosować do innych obostrzeń, choć przecież nikomu one miłe nie były. Jakże to inne zachowanie od tego, co można było obserwować u nas, w Polsce. Gdzie prawo do niczym nie ograniczonej wolności stawiano/ stawia się wyżej, niż dobro drugiego człowieka. Gdzie różnego rodzaju internetowe opinie znaczyły/znaczą więcej, niż osiągnięcia nauki i dowody empiryczne. Gdzie budowanie wspólnoty i troski o innych rozbija się o poczucie dumy i nad wyraz rozbudowanej niezależności.
A jeśli już o dumie mowa, to wiemy, że dla nas - Polaków znaczy ona wiele, nierzadko słychać opinie, że może nawet zbyt wiele. Nieco inne spojrzenie na poczucie własnej wartości mają nasi czescy sąsiedzi. Wiele mówi się o dystansie, jaki prezentują sami do siebie, swoich wad i niedociągnięć. Wyrazem tego jest praski pomnik o nazwie „Sikający”, znajdujący się obok muzeum Franza Kafki na Malej Stranie. Rzeźba przedstawia dwóch mężczyzn oddających mocz do basenu w kształcie mapy Czech. Autor tłumaczył, że w ten sposób chciał uczcić wejście Czech do Unii Europejskiej (2004 r.). Dlaczego właśnie w ten sposób? Według artysty ta czynność fizjologiczna jest przyjemna, a więc wymowa dzieła - pozytywna. To zresztą nie jedyne „takie” dzieło Davida Černego. Wykonał on pomnik patrona Czech świętego Wacława tyle, że władca siedzi na… zdechłym koniu. Zwierzę jest podwieszone do sufitu za nogi w pasażu Lucerna. Autoironia artysty sięgnęła tutaj zenitu. Raczej trudno wyobrazić sobie w Polsce króla Władysława Jagiełłę, pogromcę Krzyżaków pod Grunwaldem, aby dosiadał nieżywego konia, choćby tylko miałaby to być wersja pomnikowa. O podobnych wizjach artystycznych, które mogłyby dotyczyć któregoś z polskich świętych, lepiej nawet nie myśleć.
Oczywiście nie namawiam nikogo do tak ekscentrycznych zachować jak bezczeszczenie mapy Polski czy wyszydzanie naszych królów i autorytetów. Może jednak nie zaszkodzi trochę autoironii. Ktoś powie, że to zbyt groteskowe. Może ma rację. Z drugiej jednak strony, podchodzenie do wszystkiego, co się patriotyzmem zwie, w sposób przesadny i nadęty, może przez niektórych być odbierane, jako swoisty kabaret, sztuka dla sztuki. Jeśli tak, to dla kogo odgrywana - nas samych, czy naszych sąsiadów? Jeśli to próba dowartościowania się, to, co jest tego powodem?
Nam, mieszkańcom Śląska blisko jest do Czech, a i do Niemiec nie mamy aż tak daleko. Często z tymi narodami łączą nas więzy rodzinne. To specyfika i bogactwo terenów pogranicza. Tutaj wiele rzeczy się przenika, działa na siebie. Powstają zależności – tworzy się mieszanka kultur. Może więc łatwiej będzie, zachowując nasz polski charakter, wzbogacić go o to, co dobre i pożyteczne: niemiecką dokładność, precyzję, dyscyplinę, karność, ale też czeski luz, autoironię, dystans do siebie i problemów. Skoro innym ułatwia to życie, to dlaczego by nie spróbować?
Znowu te kompleksy wynikające z schematów powielanych i "zasłyszanych" z prasy germanskiej na temat Polaków.
Niczego nie musimy od nikogo się uczy i od nikogo nic nie musimy papugować. Tu jest Polska i to oni niech uczą się od nas my mamy swoje zwyczaje i swoja kulturę od kilku tysięcy lat.
A karność wobec zasad i kłamstw covidowych niech sobie wsadzą.
Wiele można by się nauczyć, obojętne od kogo, np. robienia selfie i odpowiedniego ustawienia smartfona.
Od Czechów możemy się nauczyć jak rozdzielić kościół od Państwa a od Niemców np. nie okradania "własnego podwórka", oba te narody biją nas na głowę w zasadzie wszystkim, Niemcy już od dawna a Czesi w 20 lat wyprzedzili nas o jakieś 50 lat. Ale ważne, że mom pincet plus i ida se tatra kupić i se popatrza na bundesliga
W punkt, przed nami 11 listopada, będzie smętnie, cmentarze i ponuro. To będzie patriotyzm w krzywym zwierciadle. Będą jeszcze msze na które już tylko działacze partyjni i oficjele chodzą bo muszą.
jakieś pomieszanie z poplątaniem ten felieton