Jak bycie królową zmienia świat [FELIETON]
Po raz pierwszy królową nazwał mnie kierowca autobusu. Było to wiele lat temu w Jastrzębiu-Zdroju. Za każdym razem, kiedy zwrócono się do mnie w sposób tak podniosły, czułam, jak zmienia się mój wewnętrzny świat, a konkretnie moje spojrzenie na sytuację, w jakiej wówczas byłam - pisze w swoim felietonie pn. Jak bycie królową zmienia świat Barbara Musiałek.
Rzeczywistość, w jakiej żyjemy, może wydawać się przyjazna lub wroga – wiele zależy od tego, czy zaspokajane są nasze podstawowe potrzeby, czy ktoś nas właśnie zawiódł, czy też pozytywnie zaskoczył. I czy jesteśmy w dobrym nastroju. Bo świat wydaje się piękny, gdy otaczają nas dobrzy, pozytywni ludzie, a my czujemy się swobodni i spełnieni; kiedy zaś dotyka nas wrogość i niesprawiedliwość, życie jest trudne do zniesienia. Przyjemniej jest więc ułatwiać, niż utrudniać, innym i sobie, tę ziemską egzystencję. A czasem tak niewiele trzeba, by „zrobić komuś dzień” – w tym celu można na przykład nazwać jakąś osobę królową; choć posiadanie korony nie zawsze zmienia świat na lepsze, bo kiedy już ma się ją na głowie, używa się władzy zgodnie ze swą naturą.
Świetnie obrazują to postacie fikcyjne, jak na przykład na wskroś zła kałamarnica Urszula (ciotka Ariel – głównej bohaterki „Małej syrenki”), która zdobyła koronę podstępem, a następnie próbowała użyć swej niszczycielskiej siły do zemsty. Film z 2023 roku miałam okazję obejrzeć w naszym żorskim kinie „Na Starówce” podczas wakacji; i w trakcie seansu przypomniało mi się, że mnie samą, kilka razy w życiu, potraktowano jak królową. Z tym że moją naturą, związaną z poczuciem „władzy”, jest budowanie, a nie burzenie (buduję wieżę dobrych wspomnień). Za każdym razem, kiedy zwrócono się do mnie w sposób tak podniosły, czułam, jak zmienia się mój wewnętrzny świat, a konkretnie moje spojrzenie na sytuację, w jakiej wówczas byłam.
Po raz pierwszy królową nazwał mnie kierowca autobusu. Było to wiele lat temu w Jastrzębiu-Zdroju. Pamiętam, jak pewnego deszczowego dnia stałam na przystanku (na którym – tego już nie pamiętam), przestępując z nogi na nogę, by skrócić czas oczekiwania na transport (jakby to mogło pomóc). W pewnym momencie pomyślałam, że wcześniej dostanę się do celu mej podróży, oddalonego o dwa lub trzy odcinki trasy, piechotą. Rozłożyłam więc parasolkę i dziarskim krokiem ruszyłam przed siebie; a wtedy niewielki deszczyk zmienił się w ulewę. Byłam wściekła na swoją decyzję (mój monolog wewnętrzny nie nadaje się do powtórzenia). Postanowiłam jednak nie wracać – w życiu trzeba być konsekwentnym. Kiedy mijałam kolejny, pusty przystanek, tuż obok mnie zatrzymał się szczególny okaz jastrzębskiej komunikacji miejskiej. Jego drzwi otworzyły się, a kierowca rzekł: „Wsiadaj królowo. To nie pogoda na spacery”.
Byłam tak zaskoczona, że nawet nie spojrzałam na numer linii. Grzecznie wkroczyłam do środka (podświadomie niczym władczyni) i kupiłam bilet, choć chwilę to trwało, zanim zorientowałam się, że powinnam. Bo czy królowe płacą za przejazd?
Potem zaczęłam analizować motywy zachowania kierowcy; zastanawiałam się – czego on ode mnie chce? Dlaczego tak chętnie się zatrzymał? Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając, czy są tu jacyś pasażerowie, oprócz mnie. Byli. Ucieszyłam się. Oznaczało to, że nie wpadłam w ręce autobusowego seryjnego mordercy polującego na swe ofiary podczas oberwania chmury.
Mężczyzna siedzący za kierownicą, przez całą drogę, milczał. Nie próbował zagadywać, umawiać się ze mną na randkę; w ogóle nie zdradzał żadnych oznak chęci podrywu. Nie było niestosownych żartów ani komentarzy. Zaobserwowałam za to pełen profesjonalizm i klasę człowieka. Serdecznie dziękując mu za pomoc, wysiadłam, chyba, przy kopalni Borynia. Przestało padać, czarne chmury pozwoliły przebić się promieniom słońca. Dziwnym trafem, po chwili podjechał kolejny autobus, który zawiózł mnie, już bezpośrednio, do celu. Dziś nie pamiętam ani miejsca, w którym otworzyły się drzwi do sali koronacyjnej, ani twarzy osoby, za sprawą której się tam dostałam. Pamiętam tylko to zaskakujące, pełne życzliwości zawołanie „Wsiadaj Królowo!” i fakt, że ten nieznajomy człowiek, zupełnie bezinteresownie, tak miło się wobec mnie zachował.
Innym razem królową nazwał mnie anestezjolog podający mi znieczulenie do kręgosłupa. Kiedy wyobraziłam sobie siebie w krępującej, zgarbionej pozycji, jaką musiałam wówczas przyjąć, pomyślałam na głos, że wyglądam żałośnie. – „Nie, proszę pani. Wygląda pani jak królowa” – rzekł mój bólowy wybawiciel, wciskając tłok strzykawki; a całe napięcie ze mnie zeszło, zanim znieczulenie zaczęło działać.
Opowiadam o tych sytuacjach, bo uważam, że gesty dobrej woli warte są pokazywania i utrwalania. W pamięci staram się trzymać tylko pozytywne zachowania (te negatywne nie zasługują na uwagę). U mnie dobro się nie przeterminowuje. Nie zapominam ani drobnych grzeczności, ani większych przysług.
Wysypać na kogoś swoje frustracje, złość, zazdrość (jak wiadro toksycznych odpadów) to nic wielkiego. Ale odezwać się do kogoś tak, żeby poczuł się wyjątkowy i zaopiekowany, to jest coś!
Kiedy zostałam nazwana królową, byłam zachwycona – nie dlatego, że wyobraziłam sobie swą wielkość, ale ponieważ komuś zależało na tym, aby pozytywnie mnie usposobić. Był to wyraz zwyczajnej, a może nadzwyczajnej, ludzkiej serdeczności. To ona jest królową i czyni wielkim każdego, kto jest gotów jej używać.
Barbara Musiałek
Barbara Musiałek – autorka tekstów poetyckich, dziennikarskich oraz scenariuszy teatralnych. Zawodowo związana z Klubem Miejskiego Ośrodka Kultury REBUS w Żorach, gdzie prowadzi spotkania Koła Poetów „Wena” – uczestniczą w nich zarówno lokalni autorzy wierszy, jak i twórcy z innych miejscowości regionu śląskiego. Kieruje też amatorskimi grupami teatralnymi: „Apteczką” oraz „e-S-ką”. Pisze i reżyseruje sztuki wystawiane przez te zespoły. Jej wiersze i artykuły ukazują się w rocznikach „Kalendarza Żorskiego”. Tworząc poezję, często inspiruje się współczesnymi dziełami malarskimi (a czasem bywa na odwrót – że jej słowa stają się impulsem do czyjejś twórczości); dlatego ma na swoim koncie kilka wspólnych, poetycko-malarskich, wystaw będących pokłosiem artystycznej współpracy z autorkami obrazów.
Gorzej, jak normalny facet chcąc być uprzejmy i szarmancki nieszczęśliwie trafi komplementem czy drobną uprzejmością na jakąś lewicującą lesbę spod znaku lgbtqpa, która go zruga i oskarży o seksizm, molestowanie, mobbing i cholera wie co jeszcze. Takie czasy, że lepiej mieć zabuczały pysk i święty spokój.
czy ta "królowa" nie była onegdaj tzw.dziennikarką dziennika zachodniego. Jak tam z obiektywizmem?
Te, Królowa, błędy popraw.