Nowiny.pl
Nowiny.pl Regionalny Portal Informacyjny. Codzienny serwis newsowy z terenu Subregionu Zachodniego woj. śląskiego (powiat raciborski, wodzisławski, rybnicki, jastrzębski i żorski).
JastrzebieOnline.pl
JastrzebieOnline.pl JastrzebieOnline.pl to najczęściej odwiedzany portal z Jastrzębie-Zdroju. Codziennie tysiące mieszkańców miasta dowiaduje się od nas o wydarzeniach dziejących się w Jastrzębiu.
eZory.pl
eZory.pl eZory.pl to nowy portal o Żorach stworzony z myślą o dostarczaniu najświeższych i aktualnych informacji lokalnych dla mieszkańców Żor, dotyczących wydarzeń kulturalnych, społecznych, sportowych oraz ważnych informacji miejskich.
AgroNowiny.pl
AgroNowiny.pl Regionalny portal dla rolników. Najnowsze Wiadomości dla rolników, ceny i fachowe porady. Produkcja rolna, hodowla, uprawy, aktualne cenniki rolnicze, technika rolnicza, prawo i agrobiznes.
HistoriON.pl
HistoriON.pl HistoriON to portal dla pasjonatów lokalnej historii. Odkryj fascynującą historię naszego regionu - ciekawe artykuły, wydarzenia, ikony PRL-u, kartka z kalendarza, bohaterowie lokalni, ludzie tej ziemi i biografie na nowym portalu HistoriON.pl
Praca.nowiny.pl
Praca.nowiny.pl Regionalny serwis z ogłoszeniami o pracę oraz informacjami w rynku pracy. Łączymy pracowników i pracodawców w całym regionie.
RowerON
RowerON Projekt „RowerON – wsiadaj na koło, będzie wesoło” to promocja regionu, jego walorów przyrodniczo-kulturowych, infrastruktury rowerowej oraz zachęcenie mieszkańców do aktywnego i zdrowego spędzania czasu.
InspiratON
InspiratON Projekt edukacyjno-medialny „InspiratON – Czas na Zawodowców”, który pomaga uczniom wybrać dobrą szkołę, ciekawy zawód, a potem znaleźć pracę lub założyć własną firmę.
Kupuję - smakuję
Kupuję - smakuję Projekt „Kupuję - smakuję. Wybieram polskie produkty” promujący lokalnych i regionalnych producentów żywności oraz zakupy polskich produktów.
Sport.nowiny.pl
Sport.nowiny.pl Serwis sportowy z regionu. Piłka nożna, siatkówka, koszykówka, biegi. Wyniki, tabele, zapowiedzi.
Sklep.nowiny.pl
Sklep.nowiny.pl Sklep.Nowiny.pl powstał w odpowiedzi na coraz szersze potrzeby naszych czytelników i mieszkańców regionu. Zapraszamy na zakupy wyjątkowych limitowanych produktów!
Instytut Rozwoju Inspiraton
Instytut Rozwoju Inspiraton Instytut powołaliśmy do życia w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie na przystępne kursy online rozwijające kompetencje zawodowe. Naszą misją jest tworzenie kursów wspierających rozwój kariery naszych kursantów.

Dzień Edukacji Narodowej 2014. Święto minęło – problemy pozostały

14 października obchodziliśmy, jak już od ponad czterech dziesięcioleci, Dzień Nauczyciela zwany obecnie Dniem Edukacji Narodowej. Wszyscy, poczynając od premiera Tuska, gratulowali nauczycielom sukcesów, życzyli powodzenia w pracy, wybranych nauczycieli obsypano przeróżnymi nagrodami i odznaczeniami. Wszystko jak co roku? Niezupełnie.

Dzień Edukacji Narodowej 2014. Święto minęło – problemy pozostały

Święto minęło a problemy, tak jak stadiony po Euro 2012, zostały. Przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność" Ryszard Proksa stwierdził we wrześniowym Przeglądzie Oświatowym, że od września około jedenaście tysięcy nauczycieli straciło pracę. Oficjalne dane mówią o siedmiu tysiącach. Ministerstwo zaś, opracowując budżet na 2013 rok, zaplanowało likwidację dwunastu tysięcy etatów. Wiele tysięcy nauczycieli ma zaś niepełne etaty. Tysiące szkół zamknięto, zamyka się kolejne. Wszyscy zainteresowanie wiedzą, że niż demograficzny spotęguje jeszcze te procesy.

Warto dodać, że święto upamiętnia rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej, utworzonej z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w dniu 14 października 1773 roku. Natomiast Światowy Dzień Nauczyciela obchodzony jest od 1994 roku pod patronatem UNESCO w dniu 5 października, na pamiątkę podpisania w 1966 roku Rekomendacji w sprawie statusu nauczyciela, opracowanej przez UNESCO i Międzynarodową Organizację Pracy. We wspomnianej Rekomendacji zawarto znaczące zapisy, które posłużyły do opracowania rozwiązań prawnych tyczących nauczycieli i szkolnictwa w wielu państwach świata, także w Polsce. Podkreślono tam też wyraźnie szczególną rolę nauczycieli w wychowaniu młodych pokoleń oraz w zapewnieniu najwyższej jakości edukacji na wszystkich poziomach nauczania. Mowa jest też o tym, że „…stabilność zawodowa i bezpieczeństwo zatrudnienia są niezbędne zarówno w interesie procesu nauczania, jak i w interesie nauczyciela i powinny być gwarantowane oraz że nauczyciele winni być skutecznie chronieni przed arbitralnymi działaniami, których charakter mógłby naruszyć ich sytuację zawodową lub ich karierę…”. Górnolotne słowa, które kiedyś były powszechnie akceptowane, obecnie zaś w Polsce są obiektem szyderstw i ataków.

Nagonka na nauczycieli

Od pewnego też czasu na łamach massmediów toczy się dyskusja na temat szkolnictwa i nauczycieli. W zasadzie przyznacie Państwo, że to nie dyskusja lecz nagonka. Lenie, nieroby, nieuki z wielkimi wymaganiami (czyli ogólnie nauczyciele) chcą jeszcze więcej lub co najmniej zachować to, co zdobyli kosztem innych.

Przypomina to dokładnie wschodnią metodę nagonki na kolejne grupy społeczne czy też zawodowe w Rosji w czasach Stalina. Przedsiębiorcy, kułacy (czyli bogaci i dobrze gospodarujący chłopi), Żydzi, wojskowi, Polacy, lekarze, ogólnie tzw. zdrajcy narodu byli kolejno w mediach piętnowani i prześladowani. Szokujące jest to, że duża część mediów, ćwierć wieku po upadku komuny, stosuje takie metody. Rzuca to też światło na proweniencję tychże mediów, której, stosując takie metody, nie sposób nie dostrzec i zarazem nie sposób się wyprzeć.

Spróbuję opisać kilka ważnych aspektów współczesnej polskiej edukacji z perspektywy czynnego nauczyciela, który jednak lata całe pracował w firmach prywatnych. Także za granicą.

Definiując ogólne przesłanki problemu oświaty w Polsce należy stwierdzić, że obecne i nie tylko władze państwa polskiego dążą do stworzenia taniego państwa, tzw. państwa nocnego stróża. Dotyczy to też szkolnictwa, gdzie kompetencje związane z tym zagadnieniem oddano w dalekim stopniu samorządom terenowym. Polski system edukacji jest jednym z   najbardziej zdecentralizowanych systemów w Europie. Każdy, kto choć trochę zna historię europejskiej edukacji, wie, że od czasów oświecenia państwa dążyły do pełnego podporządkowania sobie oświaty. Przynosiło to czasem ujemne skutki, nie jednak, jeżeli chodzi o poziom szkolnictwa. Wycofywania się państwa z kierowania i kontroli nad oświatą oraz coraz mocniejsze powierzanie tych funkcji samorządom, które same nie funkcjonują jeszcze w sposób doskonały czy nawet poprawny, prowadzi do degrengolady i kryzysu oświaty. Na to nakłada się jeszcze fakt, że za kolejnymi zadaniami nie idzie solidne ich finansowanie.

Innym, ważnym problemem jest fakt, że polska oświata nie ma jasno określonego kierunku rozwoju, ba, nie ma własnych, polskich, narodowych priorytetów. Jasno i wyraźnie mówią o tym naukowcy, w tym jeden z najwybitniejszych w tej dziedzinie prof. dr hab. Bogusław Śliwerski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, członek Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, profesor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Warto dodać, że prof. Śliwerski odwiedził raciborską PWSZ 13 czerwca tego roku, z wykładem o znamiennym tytule „Polska oświata jako czynnik destrukcji demokracji”. Jeżeli oddać głos profesorowi Śliwerskiemu w tej sprawie, to w zasadzie nie ma nic do dodania. Przytoczmy ważne fragmenty wywiadu profesora z Gazety Prawnej.pl z dnia 4 maja 2013 roku.

Zmierzamy ku katastrofie (w oświacie)

„…Zmierzamy ku katastrofie. W PRL była sowietyzacja, dziś jest amerykanizacja w szczególnie uległy sposób. Choć akurat w Stanach Zjednoczonych już zrozumieli, że to ślepa uliczka, i odchodzą od testów. Testy nie mierzą głębi wiedzy i jej zakresu, ale powierzchowne umiejętności i kompetencje. Tymczasem wiedza uczniów jest wynikiem nie tylko pracy nauczyciela z uczniami, ale także ich samokształcenia, umiejętności i samodzielności uczenia się, a przede wszystkim jest uwarunkowana pozycją społeczno-ekonomiczną środowiska rodzinnego uczniów, zwłaszcza wykształceniem ich rodziców.Wskaźniki edukacyjne kreowane są przez urzędników OECD i UE, by można było dokonywać międzynarodowych porównań, a przejmowane są przez polskich urzędników w MEN jako obowiązujące w naszym kraju. Na przykład w analizie wyników międzynarodowego programu PISA wykorzystuje się średni wynik uczniów osiągnięty w testach z uwzględnieniem różnych poziomów ich kompetencji. To oznacza, że polska oświata, mimo zapewnień o autonomii w dziedzinie edukacji, jakie miały miejsce w okresie akcesyjnym III RP do Unii Europejskiej, straciła swoją suwerenność na rzecz zewnętrznie definiowanych i gromadzonych danych sprawozdawczych, które służą zarazem do dokonywania oceny jakości edukacji. Unia Europejska chce wiedzieć, czy dobrze wydajemy pieniądze na oświatę, czy nie...Rynek oświatowy opanowała ukryta prywatyzacja. Zdumiewające, że choć mamy w ustawie o oświacie jasno sformułowane cele i wartości kształcenia, podstawy programowe kształcenia ogólnego i zawodowego, określające, czego każdy przedmiot ma nauczyć, nasz system podporządkowuje edukację procesom kluczowym dla funkcjonowania gospodarki rynkowej. Staje się narzędziem władzy wspomagania tych procesów. Przenosi do sfery edukacji publicznej rozwiązania znane z firm, koncernów, zobowiązujące do pilnowania efektywności, optymalizacji kosztów i zysków. Innymi słowy jakość polskiego szkolnictwa mierzy się unijnymi wskaźnikami, które warunkują, gdzie trzeba zaoszczędzić, ograniczyć środki z budżetu, ciąć etaty. Weryfikuje się, na jakim poziomie jest młode pokolenie w 15. roku życia. Bo to jest etap fundamentalnej alfabetyzacji. Wszystko po to, by stymulować wzrost produkcyjności edukacji. Jak w chińskiej fabryce, taniej i więcej, jakość to rzecz wtórna...”.                                           Pseudoreformy, szwindel z testami

„…Komitet Nauk Pedagogicznych PAN od początku transformacji reagował krytycznie na pseudoreformy oświatowe. Politycy jednak złapali wiatr w żagle. Postanowili tak przejąć władzę nad oświatą, by można było ją prywatyzować na dole, zaś odgórnie upartyjniać. W końcu tyle lat niektórzy to trenowali w PRL. Co pan powie na to, że przed wyborami politycy ustanawiają progi minimalistyczne, do których mają być skalibrowane wskaźniki edukacyjne?

Dalej profesor stwierdza: „…Skaluje się poziom trudności testów do egzaminów państwowych, np. matematycznych, do każdego rocznika, żeby sprawdzić, na jakim poziomie jest młodzież. I jeśli wychodzi na testach próbnych, że zdałoby w danym roku tylko 60 proc. uczniów, kalibruje się skalę trudności od nowa, w dół, tak by na egzaminach końcowych zdało co najmniej 75 proc. A najlepiej 80 proc. To są ostatnie zalecenia poziomu zdawalności…Nasz system edukacji polega na manipulowaniu wskaźnikami, a nie kształceniu młodych ludzi. Nikt się do tego nie przyzna, ale takie są kulisy…”.

W Finlandii inaczej

„…Im gorzej w polskiej szkole się uczą, tym mniej dostaje ona pieniędzy. A np. w Finlandii jest odwrotnie, tam kieruje się większe środki do miejsc, gdzie uczniowie są słabsi, by pomóc im dorównać do tych najlepszych. Ale polski system oświatowy degradowało 15 ekip rządzących. Nie ma znaczenia, czy to była prawica, czy lewica, a ostatnio PiS czy PO. Tu chodzi o władzę jako taką. Władza centralna zawsze steruje bezwzględnie. Zresztą nawet Najwyższa Izba Kontroli w swoim ostatnim raporcie po przebadaniu trzech lat szkolnych 2008–2011 stwierdziła fikcyjność ewaluacji (oceny efektów kształcenia dokonywanej przez osoby spoza danej placówki – red.). Wprawdzie była prowadzona na zbyt małą skalę, bo skontrolowano tylko ułamek procenta szkół, ale odsłoniła mechanizm pozoranctwa. Nadzór pedagogiczny kuratorów oświaty i dyrektorów szkół nie przekłada się na poprawę jakości kształcenia. To tylko kolejne środowisko władzy. W efekcie od reformy ministra Mirosława Handkego spada odsetek nauczycieli, którym chce się uczyć młodzież, eksperymentować, bo to im się przestało opłacać. Nastąpiło zniewolenie tego środowiska. Ministerstwo określa dominanty, a nauczyciel ma pod nie produkować wiedzę…”.

Wypaleni nauczyciele

„…Z badań specjalistów od higieny pracy zawodowej wynika, że ok. 30 proc. nauczycieli w ogóle nie powinno pracować w zawodzie, bo to są ludzie wypaleni, toksyczni dla siebie i uczniów, a kolejne 25 proc. to przeciętniacy na granicy wypalenia. Nie mają wsparcia, więc chcą tylko przetrwać….”.

Profesor pisze dalej: „…Z moich badań wynika, że wciąż ok. 60 proc. polskich nauczycieli to ludzie z pasją, połowa z nich ma nawet misję. To skutki eksplozji zaangażowania nauczycieli w końcu lat 90. oraz pielęgnowania przez wielu z nich rodzinnych tradycji w wykonywaniu zawodu. Ale zmiana systemu zaczęła to psuć. Powstały gimnazja i dostanie się do nich było nobilitacją, pozostanie w podstawówce uznawano za infantylne zajęcie. W szkołach też jest przecież hierarchia, tak jak np. u lekarzy, gdzie ten od pierwszego kontaktu jest niżej na szczeblach kariery zawodowej niż specjalista. Znaczenie miał też spadek płac. W latach 1989–1991 zarobki nauczycieli sięgały 120 proc. średniej płacy kadry kierowniczej. Od 1999 r. płace spadają, dziś są już poniżej tej średniej. Do tego jeszcze system awansu zawodowego, od stażysty do dyplomowanego. Ci najwyżej w systemie wciąż nieźle zarabiają, są pewni zatrudnienia, ale około 30 proc. to nauczyciele słabo opłacani, których można w każdej chwili zwolnić, i to bez uzasadnienia…

„…Kuratoria stały się już tylko policją wewnętrzną ministerstwa, która ma pilnować trzymania się podstawy programowej. To niszczy kreatywność i profesjonalną niezależność nauczycieli szkół publicznych…”.

Szkoła nie uczy myślenia

„…Szkoła nie uczy ich (uczniów) już umiejętności związanych z krytycyzmem, analizowaniem zjawisk w kategoriach przyczynowo-skutkowych, wyciąganiem wniosków. To zostało zredukowane przez samych nauczycieli. Nie dlatego, że nie chcą tego uczyć, ale takie są dzisiaj podstawy programowe. Odchodzi się od kształcenia spiralnego, powracania na kolejnych etapach edukacji do wcześniejszych zagadnień, łączenia i systematycznego pogłębiania wiedzy z różnych przedmiotów. Nie ma już podejścia interdyscyplinarnego. Teraz jest nauczanie liniowe…”.

„…Nauczyciel dzisiaj nie informuje dyrektora, że ma słabszą grupę. Mądry dyrektor dałby mu wtedy dodatkowe godziny na poprawę wyników, ale realia są takie, że w szkołach toczy się walka o te godziny, to konkretny zarobek, kilkadziesiąt złotych do pensji. Polityka rozdawania takich godzin to broń w rękach dyrekcji. Nikt nie myśli o dobru słabszych dzieci, tylko o wypłacie. Oczywiście generalizować nie wolno, bo jak już mówiłem, są pasjonaci, ale z pasją wygrywa niestety zasada RWD (ratuj własny „tyłek”)…”.

Edukacja z głębszym sensem?

„…Młodym ludziom proponuje się dziś wiedzę typu instant...Kształcimy coraz większą liczbę osób, które są podatne na różne techniki manipulacyjne, osobowości radarowe. Wypuszczamy pokolenia nastawione zadaniowo, egoistycznie, unikające zagrożeń. A przecież istotą edukacji powinno być wykształcenie osobowości żyroskopowych, wewnątrzsterownych, kierujących się własnym rozumem, sumieniem, wartościami i poczuciem odpowiedzialności. Musimy dać młodym ludziom trwałe podstawy do samowychowania i samorealizacji, wytworzyć u nich zdolności do racjonalnych ocen, analizy, kierowania się sumieniem. Do tego potrzebna jest edukacja uwzględniająca formację zarówno etyczną, jak i filozoficzną…”

„…Z analiz socjologów edukacji wynika, że władze szkół zaczynają redukować lub nawet likwidować te przedmioty z procesu kształcenia, które nie były związane z testowaniem wiedzy i umiejętności. Nauczyciele poświęcali więcej czasu na uczenie umiejętności rozwiązywania testów, zwłaszcza z pytaniami zamkniętymi, a w dniu przeprowadzanych testów porównawczych zachęcano słabszych uczniów do pozostania w domu. Zmniejsza się też liczbę zajęć z przedmiotów, które nie kończą się egzaminem…”.

„…Gdy Edmund Wittbrodt był kilka miesięcy ministrem edukacji, dopiero w kilka lat później przyznał, że taki system oświaty jak nasz będzie podporządkowany instrumentalnie interesom polityków. I nie ma znaczenia, jakiej opcji będą to politycy. To wszystko jest groźne jeszcze z jednego powodu – naszej przyszłości. W Polskiej Akademii Nauk powstał raport Komitetu Prognoz „Polska 2050”, gdzie naukowcy przewidują, jak potoczy się historia przez najbliższe kilkadziesiąt lat i jakie będą losy naszego kraju. Dane są porażające. W Polsce zniszczono tkankę społeczną, szerzy się partyjniactwo, idziemy w kierunku autorytaryzmu. Mamy niskiej jakości państwo i słabo rozwinięte społeczeństwo obywatelskie. Inne kraje będą się rozwijać szybciej, świat będzie dążył do gospodarki i cywilizacji wiedzy, a nasza edukacja, jeśli się nic nie zmieni, temu nie sprosta. Staniemy się pariasami Europy…”.

Rada szkoły – postrachem dyrektora

„…Niech rodzice doprowadzą do powstania rad szkół. To wspaniały organ uspołeczniający, oceniający pracę nauczycieli, dyrektora, diagnozujący realne problemy codziennego życia uczniów i ich nauczycieli w szkole, wspomagający pedagogów w doskonaleniu procesu kształcenia i – co najważniejsze – wychowania. Świetnie działa za granicą. To nie jest taki organ, jak rada rodziców, która poprzestaje na zbieraniu pieniędzy na wycieczki, pokrywaniu opłat za media czy remontowaniu sal lekcyjnych. Rodzice powinni współuczestniczyć wraz z uczniami i nauczycielami w zarządzaniu szkołą, domagać się innowacji i reagować na pojawiające się patologie. Dyrektorzy takiej oddolnej kontroli się boją, dlatego nie ma co liczyć na ich pomoc. Ale to nie powinno powstrzymywać rodziców przed działaniem. Muszą zjednoczyć siły i wymagać poprawienia jakości kształcenia….”.

Ważne, bo szalenie trafne są też niektóre głosy dotyczące tez profesora „… Problem polega na umasowieniu wykształcenia średniego licealnego i związanej z tym skrajnej infantylizacji programów nauczania. aby większość miała możliwość przeczołgania się przez maturę i rozpoczęcie studiów w Wyższej Szkole Mydła i Powidła…”.

„…Taki właśnie przyświecał cel zmieniającym oblicze ziemi w Polsce w roku 89. Osłabić państwo w każdej dziedzinie życia, zwłaszcza w sferze edukacyjnej. Dzisiejsza sytuacja Polski odzwierciedla sytuację, która poprzedzała rozbiory Polski. Tzw. drenaż kapitału (przejmowania dorobku społeczeństwa polskiego, degradowanie sfery kulturalno-obyczajowej w tym szkolnictwa polskiego, etc.). Celem tej strategii jest całkowita przebudowa mentalności Polaków na kolonialną (parobczą)…”. Ja bym dodał, że w takim razie niewiele trzeba przerabiać, bo miliony Polaków jeszcze w takiej mentalności egzystuje.

I tu szanowni Państwo można by skończyć nasze dywagacje ogólne. Zostały jeszcze jednak kwestie szczegółowe, które tak bardzo rozpalają umysły milionów Polaków. Warto tu wymienić przywileje dla nauczycieli zawarte chociażby w Karcie Nauczyciela, zarobki nauczycielskie oraz czas ich pracy. Próbujący bardziej zgłębić problem zastanawiają się nad pytaniami i rozwiązaniami bardziej kompleksowymi: Jaki ma być model polskiej szkoły – w tym nadzór nad polityką oświatową jednostek samorządu terytorialnego (JST)? Jaka powinna być w nim pozycja nauczyciela? Jakie – pamiętając o zadaniach – powinno się odbywać finansowanie polskiej oświaty? Jednym z zajmujących się tymi problemami badaczy jest Jan Herczyński, koordynator projektu "Doskonalenie strategii zarządzania oświatą na poziomie regionalnym i lokalnym". Jest on też, wspólnie z Mikołajem Herbstem i Anthonym Levitasem, autorem wydanej w 2009 roku książki Finansowanie oświaty w Polsce - diagnoza, dylematy, możliwości.

Karta Nauczyciela

Herczyński zwraca uwagę na to, że prasa, radio i telewizja poświęca ostatnio dużo uwagi zmianom w Karcie Nauczyciela. Można odnieść wrażenie, że jej zniesienie byłoby lekarstwem na wszystkie narodowe problemy – zwłaszcza finansowe. Na uzasadnienie konieczności zniesienia lub ograniczenia przepisów Karty przywoływane są stale te same stereotypy. Twierdzi też, że zapisy Karty nauczyciela (ustawa z 26 stycznia 1982 roku regulująca prawa i obowiązki nauczycieli) powinny podlegać modyfikacji, ale sama ustawa w żadnym razie nie powinna być zniesiona. Tego zaś domagają się coraz głośniej samorządy. Zniesienie wspomnianej karty mogłoby, zdaniem Herczyńskiego, spowodować odtwarzanie podziału na edukacyjną Polskę „A” i „B”, tym bardziej w sytuacji rosnącego ubóstwa (35% rodzących się dzieci znajduje się w takich rodzinach), wyprzedaży szkół, innych obiektów". Karta zapobiega też nadmiernemu zróżnicowaniu lokalnych standardów oraz ustanawia minimalne standardy świadczenia usług edukacyjnych, reguluje kwestie społecznie ważne w sytuacji, gdy zarządzanie nimi zostało w znacznym stopniu zdecentralizowane. Decentralizacja zadań oświatowych zawsze powoduje obniżenie standardów. Samorządy zaś, które muszą oszczędzać, robią to głównie na edukacji. Samorządy dostają od państwa pieniądze na zadania oświatowe (subwencja oświatowa), która nie jest od wielu lat celową, tzn. samorządy mogą wydawać pieniądze z subwencji niekoniecznie na oświatę. Subwencja jest też źle i archaicznie dzielona. Zasady jej podziału reguluje coroczne rozporządzenie ministra edukacji, które przewiduje aż 40 różnych wag. Najważniejsza jest tzw. waga wiejska. To ona determinuje nieefektywny podział subwencji, opiera się bowiem na klasyfikacji miejsca położenia szkoły jako terenu wiejskiego (poza granicami miast) lub miasta liczącego do 5 tys. mieszkańców.

Jaki jest stosunek do Karty nauczyciela tych osób, które wiedzą, że takowa istnieje, widać dobitnie po pytaniu, które podczas wywiadu zadała dziennikarka znanemu działaczowi związkowemu.  Pytanie brzmiało: „Dlaczego broni pan Karty nauczyciela, która prowadzi do patologizacji tego zawodu? Sprawia, że lgną do niego słabeusze, bo pod jej ochroną czują się bezpiecznie. A zdolni, którzy chcą zarabiać lepiej, idą do szkół prywatnych”. Związkowiec odpowiedział: „Jest między nami taka różnica, że ja ten dokument znam, a pani nie. I pewnie dlatego w pytaniu jest wiele nieprawdziwych tez…”. Nic dodać, nic ująć.

Karta nauczyciela zawiera częściowo złe rozwiązania, utrudniające zarządzanie szkołami na poziomie lokalnym. Jednak jest ważnym narzędziem kontroli państwa nad systemem edukacji i jakością oświaty. Należy modyfikować poszczególne zapisy, nie nalegać na całkowitą jej likwidację. Samorządowcy chcą też, aby w stosunku do nauczycieli obowiązywały przepisy Kodeksu pracy. Karta nauczyciela jest prawem równorzędnym z Kodeksem (ustawy) ale według zasady Lex specialis derogat legi generali (prawa równorzędne, z których jedno ma większy stopień szczegółowości, należy stosować przed prawem ogólniejszym) to właśnie zapisy Karty są nadrzędne.

Subwencja oświatowa

Wspomniany wyżej Jan Herczyński w jednym z wywiadów mówił: „W 2010 r. samorządy przeznaczyły na oświatę 43,7 mld zł, subwencja wyniosła 35,2 mld zł. Szkopuł w tym, że ustawodawca nie określił, na co powinny kierować te środki. Subwencja nie jest bowiem ustawowo powiązana z żadnymi zadaniami oświatowymi. W rezultacie nie można też powiedzieć, czy powinna rosnąć z roku na rok i o ile. Z tego samego powodu nie wiadomo, jakie zadania oświatowe powinny finansować samorządy z innych swoich dochodów. Litwa np. podzieliła wydatki na proces nauczania i warunki nauczania. Proces nauczania obejmuje pensje nauczycieli, pomoce dydaktyczne i jest finansowany przez budżet państwa z odpowiedniej dotacji celowej. Warunki nauczania, czyli pensje pracowników administracji, obsługi i wydatki materialne, finansuje samorząd. U nas nie ma takiego ustawowego rozróżnienia i w efekcie subwencja zależnie od samorządu pełni różne funkcje. Powiaty np. nie dokładają do subwencji. W gminach zatem mamy znaczące współfinansowanie oświaty, a w powiatach nie…”.

„…Dlatego musimy odpowiednio umocować subwencję oświatową na poziomie ustawy i przypisać ją do wybranych zadań. Takie umocowanie pozwoliłoby uporządkować zasady i określić, jakie środki powinny pozostać w subwencji, a jakie należałoby przenieść do dotacji. Ponadto, nie czekając na zmiany ustawowe, minister edukacji może znacząco zwiększyć efektywność podziału środków subwencyjnych…”.

Zarobki nauczycieli

Są dwie kwestie dotyczące oświaty, które wzbudzają chyba najwięcej emocji: zarobki i czas pracy nauczycieli. Jeżeli chodzi o zarobki, to stwierdzić należy, że wynagrodzenia nauczycieli w Polsce są, biorąc pod uwagę siłę polskiej gospodarki, zbliżone do średniej OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), choć pozostają niskie w ujęciu bezwzględnym.

Niektórzy, trzeźwo myślący obserwatorzy „nagonki” na nauczycieli podkreślają, że nie można porównywać zawodu nauczyciela do innych, np. piekarza, celnika, policjanta, murarza, rzeźnika, stolarza itp. Ci ostatni zaczynają swoją karierę zawodowe przed 20 rokiem życia. Nauczyciel zaś musi się kilka lat uczyć i zainwestować sporą sumę pieniędzy. Podczas gdy wielu młodych ludzi ma już kilkuletni staż pracy, stabilne zarobki, wpłaty do systemu emerytalnego, nauczyciele dopiero zaczynają pracę. Na dodatek w dzisiejszej Polsce znaleźć pracę jako nauczyciel jest prawie nierealne, bo pracy prawie nie ma, a wielu nauczycieli w następnych latach straci pracę.

Inni trzeźwo myślący dodają „…Samorządy podają z ubolewaniem, jak ogromne kwoty wydają na oświatę, a większość społeczeństwa myśli, że pieniądze wydano na nauczycieli. Tymczasem wielu krytykujących i zazdroszczących nie ma świadomości, że to właśnie ich dzieci są kształcone za te pieniądze. Kształcone przez wiele lat. Obecna sytuacja demograficzna jest bardzo korzystna dla rządu i samorządów, ponieważ trzeba dużo mniej środków na edukację młodego pokolenia niż przed kilkunastu laty. Ogólny koszt kształcenia był kiedyś dużo większy. Gdyby utrzymano wysokość budżetu oświatowego w dawnej wysokości, można by polepszyć warunki zdobywania wiedzy (zmniejszyć ilość uczniów w klasach, unowocześnić bazę dydaktyczną). Mniejsza ilość uczniów teraz oznacza mniejsze wydatki. A tymczasem obecny budżet oświaty został jeszcze dodatkowo obcięty, co stawia samorządy w niekorzystnej sytuacji”.

We wszystkich statystykach finansowych (procent PKB przekazywany na oświatę, zarobki nauczyciela), Polska i polski nauczyciel plasują się formalnie w środku stawki europejskiej czy światowej. Biorąc jednak pod uwagę potrzeby placówek oświatowych, koszty utrzymania rodzin, są one mizerne.

Jak wypadają polscy nauczyciele na tle swoich kolegów pracujących w Europie i na świecie? Z raportu „Education at a Glance” opublikowanego przez wspomnianą wyżej Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wynika, że pedagodzy w Polsce nie mają najlepszej sytuacji zawodowej.

Według raportu, najlepiej opłacanymi nauczycielami w Europie są ci z Luksemburga, zarabiający w szkołach gimnazjalnych ponad 100 tys. dolarów rocznie. Polscy nauczyciele dostają pięć razy mniej - niecałe 20 tys. dolarów. To niechlubny wynik, niżej w tej klasyfikacji są tylko nauczyciele z Węgier i Estonii, którzy otrzymują jeszcze niższe wynagrodzenie.

Gazeta Prawna. pl z 15 padziernika 2012 pisze zaś co następuje: „Wynagrodzenia polskich nauczycieli są na stosunkowo niskim poziomie w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Jak wynika z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, przeprowadzonego przez Sedlak & Sedlak w 2011 roku, szkolnictwo, obok kultury i sztuki, należy do najgorzej opłacanych branż w kraju. Mediana wynagrodzenia całkowitego nauczycieli wynosiła 2 901 PLN brutto. – Jak wynika z przeprowadzonego przez nas badania, w 2011 roku zarobki nauczyciela stażysty kształtowały się na poziomie 1 970 PLN brutto….”. Należy dodać, że są jeszcze rejony w Polsce (coraz mniej), gdzie nauczycielom idzie przednio, jak za komuny, mają po półtorej etatu i więcej, podnoszą i biją wszelkie statystyki…

Ile daje państwo?

Warto też się zastanowić, ile nasze państwo wydaje na oświatę. Cytowany już wcześniej Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" w rozmowie z Martą Wilczarską stwierdził: „Polska jest na ostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o procentowy udział subwencji oświatowej w budżecie. Według tego, co mówi ministerstwo, że 6 proc. PKB przeznacza na oświatę, trzeba zaznaczyć, że żadne państwo w Europie nie przeznacza tylu procent PKB na oświatę.  Jeśli ministerstwo przeznaczałoby na ten cel takie fundusze, nie byłoby w Polsce żadnego problemu w polskim szkolnictwie. A teraz widać, że te problemy są bardzo potężne. Inne państwa przeznaczają 4-5 proc. na edukację i jakie są warunki w europejskich szkołach oraz ile zarabiają nauczyciele - widać gołym okiem. W ustawie budżetowej jest zapis, że państwo polskie przeznacza 2,72 proc. PKB, więc skąd te 6 proc.? Nawet jeśliby wliczyć finanse, jakie dochodzą z samorządów, to takiego poziomu nie osiągniemy, maksymalnie do 4 proc…”.

Czas pracy nauczycieli

Drugim, po zarobkach nauczycieli, najbardziej kontrowersyjnym problemem jest czas ich pracy. Kilka głosów na ten temat: Według wspomnianego wyżej raportu „Education at a Glance” OECD wynika, że pedagodzy w Polsce nie mają najlepszej sytuacji zawodowej. Z drugiej strony, nauczyciele w Polsce pracują najkrócej spośród pedagogów ze wszystkich najlepiej rozwiniętych gospodarek świata. W raporcie stwierdzono, że, nauczyciel w polskiej podstawówce spędza przy tablicy rocznie 502 godziny, co przy 186 dniach pracy daje około 162 minut - nieco ponad trzy i pół godziny lekcyjnej – dziennie. Dla porównania, rosyjski pedagog ma średnio pięć lekcji dziennie, niemiecki 5,5, czeski blisko sześć, hiszpański prawie siedem, a amerykański osiem. Średni czas pracy dydaktycznej nauczycieli dla krajów OECD oraz UE wynosi ponad 5,5 godziny lekcyjnej.

„…Nie dziwi więc fakt, że zarzuca się nauczycielom, że za krótko przebywają w szkole – mówią jedni. Inni podkreślają, że nauczyciele znaczną część prac wykonują w domu i w zasadzie cały czas „żyją szkołą”. „Wielu wolałoby być w szkole w godzinach od 8 do 16, wykonać wszystkie prace, a po wyjściu ze szkoły nie myśleć już o obowiązkach zawodowych. Tylko jak w naszych zatłoczonych budynkach wygospodarować kilka sal, w których mogliby w ciszy poprawiać sprawdziany, przygotowywać się do lekcji, wypełniać dokumentację, przyjmować rodziców…”?

„…Nauczyciel zaś przy wykonywaniu tych wszystkich prac korzysta ze swego mieszkania, literatury, komputera. Nie trzeba się obawiać, że w domu nie wypełni wszystkich obowiązków, chociażby dlatego, że charakter pracy nie pozwala na bezczynność”.

Co gorsze, ministerstwo od kilku lat wymaga przepracowania dodatkowych, niepłatnych godzin (dwie w podstawówkach i gimnazjach, jedna w szkołach średnich). Urzędnicy twierdzą, że skoro nauczyciele mają 40 – godzinny tydzień pracy, to jest to zgodne z prawem. Jest to mydlenie oczu, tzw. godziny karciane są w wielu przypadkach fikcją. Nauczyciele zaś żalą się, że w polskich szkołach panuje biurokracja, która ich przygniata, promuje się bezsensowne, bezmyślne, pseudo-pedagogiczne działania, które odwracają ich uwagę od najważniejszego – wychowywania i nauczania przyszłych pokoleń.

Badanie czasu pracy nauczyciela

Nominalnie nauczyciel polski pracuje mało, jest na szarym końcu statystyk. Faktycznie, co wykazały badania Instytutu Badań Edukacyjnych (Czas pracy i warunki pracy w relacjach nauczycieli) z czerwca 2013 roku, pracuje 46 godzin i 40 minut w tygodniu. Badania przeprowadzono solidnie i oparto na uznanych metodach badawczych. Ministerstwo i organy prowadzące szkoły nie były zachwycone wynikami tychże badań, nikt jednak nie ważył się ich negować. Inna sprawa, że wiele z czynności, które wykonuje nauczyciel to bezsensowny, papierkowy kram. Oczywiście są różni nauczyciele i wielu poważnych opiera się bezsensowności. Znam dobrych i kompetentnych nauczycieli przedmiotów ścisłych, którzy unikają bezsensownego akcjonizmu, ale poświęcają uczniom więcej czasu niż owe 46 godzin i 40 minut. Efektem tych działań jest 100 % zdawalność matury przez ich uczniów.

Badanie Pisa

Od kilkunastu lat w wielu krajach świata przeprowadza się, zakrojone na szeroką skalę, badania w ramach Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (PISA). Program jest koordynowany przez wspomnianą już kilkukrotnie OECD. Istotą badania jest uzyskanie porównywalnych danych o konkretnych umiejętnościach uczniów, którzy ukończyli 15 rok życia w celu poprawy jakości nauczania i organizacji systemów edukacyjnych.

Wspomniane badania są oczywiście krytykowane, i słusznie, przez naukowców, którzy stwierdzają, że badania utwierdzają w procesie edukacji zasadę trzech „z” – zakuć, zdać, zapomnieć, nie wpływają zaś na stosowanie przez nauczycieli metod, które stymulują wszechstronny rozwój ucznia. Mimo to oddają w jakimś stopniu wiedzę i pewne zdolności polskich uczniów w porównaniu z rówieśnikami z kilkudziesięciu krajów na świecie. Polscy uczniowie do roku 2006 poprawiali swe wyniki, plasując się w pierwszej połówce klasyfikowanych krajów (np. w matematyce na 25 miejscu, czyli prawie w połowie stawki). W roku 2009 wyniki nie były już tak dobre np. w kategorii czytanie i interpretacja spadek z dziewiątego miejsca w roku 2006 na 15 miejsce w roku 2009. Badania z roku 2012 mają być znane pod koniec obecnego roku. Jest raczej pewne, że polscy uczniowie spadną w rankingach na jeszcze dalsze miejsca.

A dyrektor to kto?

Bardzo ciężkie pytanie. Nie mamy tutaj ani czasu ani odpowiednio szerokich łam, by należycie roztrząsać ten problem. Jedno jest pewne – dyrektor to ważne ogniwo w polskiej edukacji. Mamy też dziesiątki tysięcy dyrektorów, którzy pomimo wielu zmian, trudności, skromnych funduszy, ciągle zmieniających się przepisów starają się kierować szkołami najlepiej jak potrafią – dla dobra ucznia – bo to najważniejsze.

Status prawny dyrektora szkoły samorządowej jest bardzo skomplikowany. Kolejne sentencje sądów wyższej instancji starają się udowodnić, że wszystko jest w tej kwestii w porządku. Ale prawnicy z krajów Europy Zachodniej nie mogą się nadziwić polskiej konstrukcji prawnej w tym zakresie. Prawnie bowiem: „…Dyrektor szkoły jest nauczycielem mianowanym lub dyplomowanym zatrudnionym w szkole, któremu tylko powierzono funkcję kierowniczą na podstawie art. 36 ust. 1 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. z 2004 r., Nr 256 poz. 2572 z późn. zm.). Dyrektor szkoły nie jest gminnym pracownikiem samorządowym - lecz nauczycielem, pełniącym funkcję kierownika samorządowej jednostki organizacyjnej jaką jest szkoła….”.

Szkoła - pracodawca

„…Dyrektor szkoły jest pracownikiem szkoły a nie zarządu gminy, i szkoła jako jednostka organizacyjna jest jego pracodawcą. Dyrektor szkoły nie ma nad sobą bezpośredniego przełożonego kierującego jego pracą. W rolę tę nie wchodzi zarząd gminy, ponieważ przepisy prawa wyposażają tenże w niektóre kompetencje pracodawcy względem dyrektora (powierzania stanowiska i odwołania z tego stanowiska)…”. Tak więc pracodawcą dla dyrektora szkoły jest szkoła (która nie ma osobowości prawnej). Układ stosunków i zależności dyrektora od organu sprawującego nadzór pedagogiczny (kuratoria) ogranicza kompetencje organu prowadzącego szkołę jedynie do nadzoru nad jego działalnością w zakresie spraw finansowych i administracyjnych (art. 34a u.s.o.). Dyrektor szkoły jest pracownikiem szkoły a nie zarządu gminy i szkoła jako jednostka organizacyjna zatrudniająca pracowników jest jego pracodawcą, w rozumieniu art. 3 k.p.

W konstytucjach wielu państw jest wyraźnie powiedziane – że nadzór nad szkołami sprawuje państwo – w Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku nie ma nic takiego. Art. 70 dotyczący szkolnictwa jest, najłagodniej rzecz ujmując, mdły. W większości konstytucji państw zachodnich jest wyraźnie powiedziane, że szkolnictwo to sprawa państwa i podlega prawodawstwu i kontroli instytucji państwowych – zwykle do najniższego szczebla.

Zagmatwanie (łagodnie rzecz ujmując) w tym zakresie wiernie oddaje jedna z sentencji Stanisław Jerzego Leca: „Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu”. A jednak, w tym wypadku, dopuszczono. Wielu dyrektorów jest taką sytuacją nieco speszonych, widzi w niej pewne zagrożenie, niepewność, inni zaś szansę na pewne, samodzielne działanie. Samorządy też mają z opisaną sytuacją problemy.

Państwo umywa ręce

Problem ten jest wynikiem stosunku państwa do oświaty. Po co państwu kontrola, skoro edukacja jest zwykle niedochodowa, a każdy w Polsce jest obecnie nastawiony na zarabianie kasy? Po co rządzącym wykształcone i świadome młode pokolenie – aby udowodnić rządzącym ich małość, antyspołeczność i tolerowanie bezprawia? W Polsce i tak jest straszliwie mało miejsc pracy, po co więc dobre szkolnictwo jak nie ma pracy. Na dokładkę zaś dobrze wykształcony, nie mający koneksji i poparcia młody człowiek i tak wyjedzie za pracą za granicę.

Każdy wie, że samorządy terytorialne funkcjonują w Polsce niezbyt dobrze, są często siedliskiem niedemokratycznych powiązań różnych grup interesów. Scedowanie w dużej mierze na nie także nadzoru pedagogicznego (plany takie wciąż istnieją w postaci powiatowych centrów edukacji - czy czegoś podobnego) byłoby katastrofą dla polskiej edukacji. Równie dobrze na samorządy można by scedować wybór lokalnych sędziów, prokuratorów i szefów policji – mielibyśmy dziki zachód – choć wtajemniczeni mówią, że już ów dziki zachód mamy, tylko nikt o tym za głośno nie mówi.

Mamy najlepszych

Często jest też tak, że stanowiska dyrektorskie w szkołach to niejako synekury samorządowe, co powoduje wiele ujemnych skutków. Dyrektorka czy dyrektor często, chcąc pozostać na stanowisku jak długo się da, stawia na współpracowników, których można określić jako „mierny, ale wierny”. Chroniczne rezygnowanie z konkursów dyrektorskich powoduje, że z wielu dyrektorów „wychodzi” mały „dyktatorek”, który „zachłystuje” się swą pozycją i namiastką władzy (bo przecież prawdziwej władzy dyrektor ma niewiele, za to odpowiedzialności tym więcej), często z tyrana domowego rodzi się tyran szkolny, otaczający się chwalącymi go klakierami. W tysiącach szkół panuje taki właśnie stan. W tychże szkołach, czego mamy niestety bardzo wiele przykładów, dochodzi do tworzenia się grup, nawet o charakterze pseudo – kultowo - religijnym, szerzy się lizusostwo, donosicielstwo – a wszystkiemu przypatrują się uczniowie – i wyciągają swoje wnioski. I wtedy jest to prawdziwa tragedia polskiej oświaty.

Jak wspomniałem, sporą winę za ten proceder ponoszą organy prowadzące szkoły. Zdarza się często, że ich przedstawiciele stwierdzają wprost, że skoro mamy już najlepszych dyrektorów, to po co robić konkursy – tylko się tych najlepszych, już na stanowiskach, stresuje. Widać więc, że demokratyczne procedury są wielu samorządowcom wciąż jeszcze zupełnie obce. Dobrze, że nie twierdzą, że w wielu gminach i powiatach rządzą najlepsi, po co więc wybory samorządowe? Nikt tak się nie zna na rządzeniu, jak już rządzący. Poza tym wolne wybory – jakiż to hazard – wtedy nie wiadomo, kto wygra! Nie dociera do nich, że władza, nawet w tak ograniczonym zakresie, jaką mają dyrektorzy placówek oświatowych, może nieco deprawować, zmieniać człowieka - nie ludzi wielkich, ale maluczkich. Tych przedostatnich jest jednak niewielu.

Każdy, najwybitniejszy nawet premier czy prezydent wielkiego państwa musi przeżywać straszny stres i co cztery, pięć, czasem więcej lat musi poddać się wyborom. Tak to ustanowili ojcowie demokracji przed tysiącleciami, potwierdzili zaś ojcowie współczesnej demokracji, którzy, z całym szacunkiem do naszych samorządowców, mieli nieco szersze spojrzenie na ten problem.

Stanowisko związkowców

Warto też wysłuchać tego, co na ten temat ma do powiedzenia związkowcy:

„W szkole szefem, niemal bogiem jest dyrektor, który powinien mieć umiejętności i kompetencje, aby ocenić kadrę. W pierwszej kolejności powinien pomóc nauczycielowi, zwłaszcza początkującemu. I jeśli ktoś jest słaby i mimo wsparcia nie radzi sobie, dyrektor powinien pożegnać się z nim i zatrudnić kogoś lepszego. Mieć odwagę, aby powiedzieć: nie nadajesz się do tego zawodu. Ale wielu tego nie robi…”.

„…One (samorządy) mają monopol na powoływanie dyrektorów szkół i wielu z nich to dobrzy fachowcy. Ale w wielu przypadkach jakość kadry woła o pomstę do nieba, bo część dyrektorów, zamiast zajmować się szkołą, myśli o tym, co jeszcze należy zrobić, by zostać wybranym na drugą kadencję. Wiem, że część kolegów poczuje się oburzonych, ale byłoby lepiej, gdybyśmy zmienili sposób wyboru dyrektorów….”.

„…Znam przypadki dyrektorów, którzy sprawują funkcję od 25 lat, a tylko raz stawali do konkursu. Burmistrz dużego miasta na Śląsku powiedział mi z rozbrajającą szczerością: ten dyrektor jest na stanowisku od 14 lat, więc po co mam robić konkursy, wiem, jaki jest. Niestety, nie zawsze wygrywają najlepsi. Często samorządy wybierają osoby, o których wiedzą, że będą im uległe. A dyrektorzy mają świadomość, że ich los nie zależy jedynie od jakości uczenia w szkole, lecz także od relacji, jaka łączy ich z wójtem czy burmistrzem”.

Przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność" Ryszard Proksa dodaje: „…obecnie problemem są  konkursy na dyrektorów, najpierw było za dużo związków, za dużo czynnika społecznego,  a teraz jest sam samorząd…ustawa o systemie oświaty wskazuje, iż w komisji konkursowej przewagę ilościową ma samorząd. Większość samorządów niestety zmienia dyrektorów na swoich….Ministerstwo częściowo przychyliło się do tego znosząc praktycznie kontrolę kuratora….”.

Ciekawe spostrzeżenia dotyczące tegoż zagadnienia zawarł w swym opracowaniu Dyskusje o statusie dyrektora szkoły (napisanej wespół z Anetą Sobotką) cytowany już wyżej Jan Herczyński. Autorzy stwierdzili tam ogólnie, że pozycja dyrektora polskiej szkoły jest prawnie skomplikowana, po części archaiczna, wymaga wielu zmian.

Uczniowie i nauczyciele

O tych dwóch grupach, bez których nie byłoby oświaty i tym samym problemu, nie będę pisał dosadnie, jestem w końcu czynnym nauczycielem. Powiem tyko tyle. Jeżeli ktoś twierdzi, że mamy coraz gorszą młodzież, to w dużej mierze mija się z prawdą. Tak, młodzież jest coraz bardziej krytyczna, pretensjonalna, nieskora do trudu i poświęcenia, nawet do dłuższego skupienia się na jakimś zagadnieniu. Rodzice zaś nie pomagają w procesie dydaktycznym tak, jak było to praktykowane kiedyś. Młodzież i nauczyciele są niejako wytworem naszych czasów, nie do mnie ich ocena. To, co mogę powiedzieć to stwierdzenie, że współczesna szkoła nie do końca zapewnia kształtowanie świadomej, prawej i wrażliwej społecznie jednostki.

Konkluzje

Podsumowując należy stwierdzić co następuje: Jeżeli chodzi o grupę społeczną z wyższym wykształceniem, przygotowaniem pedagogicznym i wieloma nieraz studiami podyplomowanymi, kursami, która musi się wykazać niekaralnością, twardymi nerwami w codziennych kontaktach z różną nieraz, czasem bardzo krytyczną, negatywnie nastawioną do autorytetów i nauki młodzieżą, to nauczyciele, w porównaniu z grupami o porównywalnym wykształceniu, zarabiają niewiele. Ich prestiż zaś spada, co ma zresztą wiele przyczyn. Wiele z tychże leży po stronie samych nauczycieli, szkół wyższych kształcących przyszłych pedagogów, które od wielu lat przyjmują wszystkich kandydatów, wiedząc, (na co wskazują badania przeprowadzone m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim), że bardzo wielu nie nadaje się do zawodu. Mamy tu wyraźnie do czynienia z doborem negatywnym – do zawodu nie idą najlepsi, ale najmniej prężni i najbardziej niezdecydowani.

Problem ogólnego bezrobocia

W Polsce mamy do czynienia z chronicznym wręcz brakiem miejsc pracy. Oficjalne bezrobocie wynosi ok. 14%, licząc ukryte (gospodynie domowe na wsi i w mieście, osoby niezarejestrowane) pewnie dwa razy większe, z tymi zaś, co wyjechali za chlebem za granicę byłoby astronomiczne. Jeszcze mniej jest stabilnych miejsc pracy, tzn. takich, gdzie pracownik po pewnym czasie ma relatywnie pewną pracę. Do niedawna zawód nauczyciela, co zresztą było zgodne z międzynarodowymi wytycznymi, posiadał status w miarę pewnego miejsca pracy. To w Polsce ewenement, który wzbudzał i wzbudza zazdrość. Na dokładkę relacje o tym, że nauczyciele mało pracują i dużo zarabiają zaczęły wzbudzać emocje i negatywne reakcje. Niż demograficzny i kłopoty finansowe większości polskich samorządów spotęgowały problemy. Nieuniknione stało się zamykanie szkół i zwalnianie nauczycieli. Sposoby, w jaki przeprowadza się dwie wspomniane wyżej, konieczne czynności, budzą wiele emocji i nie zawsze bywają zgodne z prawem. Jak wspomniałem bowiem praca jest w Polsce towarem deficytowym, więc tam, gdzie coś jest deficytowe, rodzi się natychmiast szara strefa. Także w zawodzie nauczycielskim. Do zawodu zbyt często dopuszczani są nie najlepsi, ale znajomi, nie rokujący nadzieje na dobrego nauczyciela, ale rokujący wierność, posłuszeństwo i podporządkowanie. Mamy tego tysiące przykładów.

Wychowując i ucząc dzieci i młodzież nauczyciele powinni mieć jakiś status społeczny, niekoniecznie związany z zarobkami, ale z chociażby umocowaniem prawnym, w tym to celu, aby mieć chociaż jakiś prestiż w oczach przenikliwej i nie dającej się oszukać młodzieży. Tak, tak, tłum ludzi krzyknie od razu – na prestiż trzeba sobie zarobić osobowością, nie kruczkami prawnymi. Powiem szczerze, większej obłudy nie słyszałem, bowiem od co najmniej pokolenia młodzież utożsamia prestiż z kasą, znaczeniem, mięśniami „Pudziana”, cwaniactwem, znajomościami, przebiegłością i innymi równie nieprestiżowymi rzeczami. Młodzi oglądają przecież telewizję i widzą, jak działa polski system polityczny i gospodarczy oraz jak należy postępować, by kimś być i do czegoś dojść. Wyjątki wśród młodzieży, których liczba moim zdaniem idzie (całe szczęście) w miliony, potwierdzają jednak regułę.

Mierny ale wierny

Oczywiście nauczyciele powinni „coś” sobą reprezentować – w dziedzinie moralności, zdrowej pryncypialności, stałej i pozytywnej osobowości, co oczywiste – szerokiej, nowoczesnej wiedzy. Obecne wytyczne, na czele z europejskimi, dotyczące systemu oświaty, oraz wychowania nie promują często przytoczonych wyżej cech osobowości nauczycielskiej.

Jeszcze raz podkreślmy - nauczyciele, tak jak wszyscy obywatele naszego kraju, są wytworem swego czasu, który nie promuje często prawych, ale dostosowanych, odważnych tylko klakierów, wybitnych tylko wiernych i przeciętnych, bezstronnych tylko miernych i lizusów, co powoduje, że wielu dobrym nauczycielom ciężko w dzisiejszych czasach być sobą. Jak zaś mawiał Stanisław Jerzy Lec „Żeby być sobą, trzeba być kimś”.

Czarna wizja przeważa

Mnożą się symptomy degrengolady i opadania poziomu edukacji, szczególnie w ostatnich latach. Z tego co wiadomo od bezpośrednio zainteresowanych, wielu pracowników kuratoriów i delegatur do dzisiaj „siedzi niejako na walizkach” i nie wie, czy w przyszłości będzie miało pracę. Wspomniani wyżej nie chcą też całkiem normalnie „podpaść” organom prowadzącym szkoły, bo nie wiadomo, czy w przyszłości nie będą w taki czy inny sposób podlegać samorządom, więc lepiej się nie wychylać. Taka sytuacja jest niezdrowa, nie wpływa na jakość nadzoru i pracę instytucji oświatowych w Polsce.

Wprowadzana od kilku lat nowa podstawa programowa nie wpływa, jak mówią praktycy, na poprawę i podniesienie poziomu edukacji. Tragedia może się zacząć za kilka lat, badania bowiem wskazują, że uczniowie coraz gorzej wypadają w przygotowywanych specjalnie „pod nich” egzaminach.

Fachowcy twierdzą też, że nieuniknione i konieczne jest zamykanie szkół i zwalnianie nauczycieli. Trzeba to jednak robić roztropnie, nie kierując się tylko oszczędnościami w danej kadencji. Należy też, może nieznacznie, zwiększyć nakłady na oświatę, co ważniejsze zaś zmienić zasady tego finansowania. Subwencje oświatowe, które są przeznaczane do samorządów na szkolnictwo, bardzo często przeznaczane są na inne cele. Państwo nie może też wypuścić kontroli nad edukacją ze swych rąk. Wszędzie tam, gdzie do tego doszło, oświata podupadła. Chyba, że chcemy kształcić nie światłych, świadomych i kompetentnych obywateli, ale zestandaryzowane, optymalnie dostosowane do potrzeb gospodarki rynkowej, zoptymalizowane w kosztach kształcenia i w oczekiwanych (z nabytych, podstawowych zdolności) zyskach „indywidua”.

Piotr Sput NSZZ „Solidarność” Pracowników Oświaty i Wychowania


Opinie oraz treści zawarte w rubryce Publicystyka przedstawiają wyłącznie własne zdanie autorów i mogą ale nie muszą odzwierciedlać poglądów redakcji. Masz coś ciekawego do przekazania szerszemu gronu - zapraszamy na łamy portalu nowiny.pl - opublikujemy Twój felieton bezpłatnie. Wyślij swoje przemyślenia na adres portal@nowiny.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji materiału.

68 komentarzy

Śledź tę dyskusję
Zapoznaj się z regulaminem
zaloguj się lub załóż konto, żeby zarezerwować nicka [po co?].
korektor 18.10.2013 18:56

@szyszunia: To nie jest tak, że nie ma komu zgłaszać problemów, lecz nie ma z kim, ponieważ ludzie zwyczajnie boją się. Nie wiem, czy za komuny też tak się bali? Pogadać, okey, pogadają sobie, ponarzekają, ale na tym koniec.

korektor 18.10.2013 18:52

Pytanie następujące: na czyj koszt urzędnicy miejscy + naczelny jeżdżą na wycieczki/szkolenia? Podobno dziś wybyli.

mhl999 18.10.2013 13:35

bo nie wiem do kogo uderzyć to mijam, po prostu cię nie znam :( nie mam natury tropiciela kto kim jest, bo mnie to nie interesuje. wszak ważniejszy jest problem :-)

szyszunia 17.10.2013 20:47

mhl999 jakoś mijasz mnie szerokim łukiem ....

hibiskus 17.10.2013 20:21

Tak. Mam pretensje do nauczycieli. Dlaczego? Bo pozwolili ukończyć szkołę ( mam nadzieję że było to tylko gimnazjum) kilkorgu osobom takim jak te które wypowiadają się poniżej. Na pocieszenie domniemywam jednak że kilka na kilkanaście tysięcy to zjawisko mieszczące się w ramach błędu statystycznego.

mhl999 17.10.2013 17:45

@szyszunia zapraszam do kontaktu, ja tam nie mam takich obaw jak ty ;-)

szyszunia 17.10.2013 13:16
oceniono 1 raz
1
Zgłoś

pkt. 1. nauczyciel ma zawsze racje
pkt. 2 jak się z tym nie zgadzasz - patrz pkt 1.
walka z wiatrakami ...Nie twierdzę że my rodzice jesteśmy święci i błędów wychowawczych nie popełniamy,( w sumie nie wiem jak inni) ja popełniam; nauczyciele też popełniają - kwestia tego że nie ma z kim na ten temat rozmawiać zgłaszać problemów. A robić to tylko po to żeby robić - nie ma sensu. grupa zawodowa bardzo mało odporna na jakiekolwiek uwagi itp. a z góry też nikt porządku nie robi i nie jest zainteresowany tematem...

korektor 17.10.2013 11:59
oceniono 1 raz
1
Zgłoś

@szyszunia, @kłamstwo: Wy wiecie najlepiej, czy w przedszkolach i szkołach, do których uczęszczają wasze dzieci, wychowawcy czy nauczyciele popełniają błędy tylko wobec waszych dzieci. Wydaje mi się to niemożliwe. Na pewno takich błędów mają na swoim koncie więcej. Nie zachęcam do samodzielnego interweniowania, ale do działania zespołowego.

szyszunia 17.10.2013 11:06
oceniono 1 raz
1
Zgłoś

tak, dziwne bo ja słyszałam że dyrektor szkoły ma prawo 6 dni w roku "rozdysponować jako dni wolne od nauki" i np. ogłasza że 14 października jest dniem wolnym od nauki. tak było w jednej podstawówce w Wodzisławiu ( może też w więcej szkołach ) to w jaki sposób mam dziecko przyprowadzić do szkoły skoro jest ogłoszony - jako wolny dla dzieci, i po co mi fakt że nauczyciele tam są. Nie widzę tu żadnego sensu... Z innej beczki już kilka razy podniosłam głos w sprawach denerwujących mnie.. po czym się dowiaduję że moja rodzina jest patologiczna (tekst od nauczyciela) bo moje trzyletnie dziecko!!! źle trzyma łyżkę - nie potrafi jeść. Wniosek my nie używamy łyżek - no tak jemy z wiadra - po co nam łyżka. Czy to ma sens - czy mam się odzywać - a moje dziecko będzie płacić za to.


korektor 17.10.2013 10:58

Co w takim razie może spotkać szkołę, jej kierownictwo, która nie zapewnia uczniom właściwych warunków, czyli np. nie organizuje zajęć wf na sali gimnastycznej lub boisku szkolnym?

korektor 17.10.2013 10:57

I jeszcze jeden cytat ze strony MEN: ""Moje starsze dziecko nie lubi wychowania fizycznego, prowadzonego w ciasnej salce gimnastycznej. Czy są jakieś standardy dla sześciolatków?

Zaleca się, aby zajęcia z dziećmi prowadzone były w miejscach do tego celu przeznaczonych, np. na boisku, w sali gimnastycznej itp. Nie ma więc osobnych standardów dla dzieci 6 bądź 7 letnich. Wszystkie powinny mieć zapewnione właściwe warunki."

korektor 17.10.2013 10:54

Kolejny cytat ze strony MEN: "Czy sześciolatek, który uczęszcza do pierwszej klasy, może samodzielnie chodzić do szkoły lub wracać do domu?

Ustawa – prawo o ruchu drogowym stanowi, że dopiero siedmiolatek może samodzielnie poruszać się po drodze (w tym m.in. przechodzić przez jezdnię). Dzieci młodsze, niezależnie od tego, dokąd się przemieszczają nie mogą samodzielnie poruszać się po drodze i muszą być pod opieką dorosłego. Przyjęta tu granica wieku jest niezależna od wieku rozpoczynania obowiązku szkolnego. Za niestosowanie się do tego przepisu policja może ukarać opiekunów prawnych dziecka."

korektor 17.10.2013 10:52

Kolejny cytat ze strony MEN: "Ile dzieci może uczyć się w jednym oddziale klasowym?

Ministerstwo Edukacji Narodowej zaleca (np. w podstawie programowej) aby odziały klasowe nie były liczniejsze niż 26 uczniów. W skali kraju, średnia liczba uczniów w oddziale klasowym wynosi obecnie ok. 18 uczniów. To jednak tylko średnia – na wsiach czy na obrzeżach wielu miast liczebność klas jest niższa, a w miastach – zwykle wyższa od średniej. Wiemy także, że w Polsce są miejsca, w których tworzone są oddziały klasowe o dużej liczbie uczniów. Są to suwerenne decyzje samorządów gminnych, które są właściwym adresatem opinii i ewentualnych interwencji w tej sprawie.

Projekt zmian w ustawie o systemie oświaty zaproponowany przez MEN, zakłada zakaz tworzenia oddziałów klasowych klasy 1-wszej większych niż 25 uczniów. Taki przepis będzie obowiązywał od września 2014 roku i docelowo będzie dotyczył klas 1-3 (we wrześniu 2014 klasy 1-wsze, we wrześniu 2015 r. klasy 1-wsze i 2-gie, od września 2016 r. klasy 1-3).

Jest to na razie projekt zmian w ustawie zaproponowany przez MEN, który powinien zostać przyjęty przez Parlament przed początkiem nowego roku szkolnego."

korektor 17.10.2013 10:48

Dla MEN wszystko jest proste.

korektor 17.10.2013 10:48

Cytat za http://www.6latki.men.gov.pl/index.php/dla-organow-prowadzacych/325-dobre-praktyki-w-dzialaniach-samorzadow: "Szanowni Państwo, jedną z ważniejszych decyzji w budowaniu samorządności w Polsce było przekazanie odpowiedzialności za zadania oświatowe w ręce lokalnej społeczności. Wynikała ona z przekonania, że to właśnie lokalnie można najskuteczniej reagować na pojawiające się potrzeby i wdrażać niezbędne rozwiązania służące jak najlepszemu zaspokojeniu potrzeb wspólnoty. Na szczeblu lokalnym znajomość społecznych uwarunkowań i specyfiki jest po prostu najlepsza."

korektor 17.10.2013 10:47

@mieszkaniec centrum: Jesteś demagogiem.Przeczytaj jeszcze raz uważnie to, co na ten temat napisał powyżej Pan Piotr Sput. Zmiany są potrzebne, ale ty problem spłycasz.

mieszkaniec centrum 17.10.2013 10:31

mhl999, korektor zlikwidować kartę nauczyciela, zatrudniać nauczycieli na umowę o prace. Zaoszczędzicie miliony. Do tego likwidacja dziwacznych dodatków, np motywacyjny dla dworu dyrektora placówki, trzynastka... Co to k...a jest trzynastka jak do pracy pracownik pracuje 12 miesięcy. To są prawdziwie patologie które powodują marnotrawienie miliardów w skali kraju.

korektor 17.10.2013 10:21

A że nie podejmują takich działań dla dobra swoich dzieci, to wynika z bierności.

korektor 17.10.2013 10:19

I ja nie namawiam nikogo z rodziców, by samodzielnie podejmował konkretne działania, lecz by robili coś zespołowo.

korektor 17.10.2013 10:17

@mhl999: To zapytaj rodziców, dlaczego nie wysłali tego dnia dzieci do szkół, bo ja tego nie rozumiem. Ponieważ, jeśli rodzice mają wolę, by danego dnia dzieci były w szkole, to szkoła nie ma prawa odmówić.

mhl999 17.10.2013 10:06

jak podstawowym zadaniem lekarza jest leczyć, kierowcy jeździć samochodem, tak w przypadku nauczycieli jest to uczenie. w dyrdymały o opiece nie uwierzę, bo bardzo łatwo sprawdzić ilu uczniów tego dnia było w szkole i zestawić to z tym ilu jest na ogół codziennie.

korektor 17.10.2013 10:02
oceniono 1 raz
1
Zgłoś

@mhl999: I tak właśnie musiało być w tym dniu, czyli szkoła otwarta na potrzeby uczniów.

korektor 17.10.2013 09:59
oceniono 1 raz
1
Zgłoś

@mhl999: "Dzień ten (...) jest wolny od zajęć lekcyjnych". Inne obowiązki szkoła musi wypełniać w tym dniu, czyli nie może być zamknięta, musi być otwarta dla uczniów i uczniom szkoła musi zapewnić co najmniej opiekę.

mhl999 17.10.2013 06:28
oceniono 1 raz
1
Zgłoś

jak ktoś chce sobie poczytać kartę nauczyciela to tutaj ma lekturę http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19820030019 - tekst ujednolicony.

mhl999 17.10.2013 06:27

proszę cię bardzo - pierwszy z brzegu, który się napatoczył - Art. 74.
(----
W dniu rocznicy utworzenia Komisji Edukacji Narodowej, 14 października każdego roku, obchodzony będzie Dzień Edukacji Narodowej. Dzień ten uznaje się za święto wszystkich pracowników oświaty i jest wolny od zajęć lekcyjnych. ----) święto świętem, ale nikt normalny wolnego sobie nie robi "w pracy". wyobraźmy sobie, że wolne robi sobie policja, straż pożarna, pogotowie, tobie pali się chałupa i dowiesz się, że święto mamy. czy 27.maja "zamkną" urząd bo jest ponoć dzień urzędnika samorządowego?

korektor 16.10.2013 23:07

@mhl999, by nie być posądzonym o demagogię, musiałbyś wskazać, jakie konkretnie przywileje chciałbyś odebrać nauczycielom.

mhl999 16.10.2013 22:37

w takim razie skoro mowa jest o tym, że "...stabilność zawodowa i bezpieczeństwo zatrudnienia są niezbędne zarówno w interesie procesu nauczania, jak i w interesie nauczyciela i powinny być gwarantowane oraz że nauczyciele winni być skutecznie chronieni przed arbitralnymi działaniami, których charakter mógłby naruszyć ich sytuację zawodową lub ich karierę…" TO PORA DOKONAĆ RZETELNEJ REFORMY W OŚWIACIE WODZISŁAWSKIEJ by zapewnić ów stabliność zatrudnienia :-) urząd nie jest gwarantem zatrudnienia, spada liczba uczniów to logiczne iż liczba nauczycieli również powinna spadać. dzięki za inspirację, może trzeba napisać
coś o karcie nauczyciela i idących za nią przywilejami.

Ben50 16.10.2013 21:33
oceniono 2 razy
2
Zgłoś

Tusk był w Afryce i załatwił bezrobotnym robota na zmywaku.