Autobusem bez wypadku dojechał do emerytury
W sobotnie przedpołudnie Szczepan Panicz wykonał już tylko kilka kursów, a potem czekała go zasłużona emerytura. Zanim wyjechał w trasę swym miejskim autobusem, w piątek po raz ostatni zmieniał się ze swym kolegą po fachu Piotrem Błaszczokiem. Kierowcy przyjaźnią się od wielu lat, dlatego pan Piotr chciał uroczyście pożegnać się ze swym zmiennikiem. Towarzyszyła mu również prowadząca autobusy Agnieszka Kostka.
Na przystanku przed raciborskim dworcem autobusowym oboje czekają na zjeżdżającego z trasy pana Szczepana. Padający deszcz dodaje smutnego nastroju wydarzeniu. Serdeczne uściski, wzruszające pożegnanie, pamiątkowe zdjęcia, zamiast bukietu, ustrojona miotła ze świeżych jeszcze pachnących witek. Nie mogło być inaczej, skoro Piotr Błaszczok pochodzi z Kobyli, słynącej z wyrobu przednich mioteł. I oczywiście wspólny przejazd, bo przecież autobus z panem Piotrem za kierownicą musiał wyjechać punktualnie w popołudniowy kurs.
Pan Szczepan jest zaskoczony tym serdecznym pożegnaniem kolegi. Pomimo, że już tylko godziny dzielą go od emerytury, nie do końca czuje tę życiową zmianę. W zawodzie kierowcy przepracował 42 lata i nawet trudno wyobrazić mu sobie, że nie poprowadzi już autobusu w Zakładzie Komunalnym w Raciborzu.
Sam nigdy nie korzysta z komunikacji miejskiej, woli poruszać się pieszo, bo jak twierdzi, mieszka niemal w centrum miasta i wszędzie ma blisko. Do Raciborza przeprowadził się w 1980 r. z rodzinnego Kietrza. Szkołę kończył w Kędzierzynie-Koźlu. Zanim zdecydował się zostać kierowcą, po okolicy jeździł na swym motorku. Posiada uprawnienia do prowadzenia każdego pojazdu i poza TIR-ami już na prawie wszystkich jeździł, łącznie z samochodami ciężarowymi z przyczepami.
Pracę za kierownicą rozpoczął w raciborskim browarze, a potem zatrudnił się w RSP w Wojnowicach. Zanim na dobre przesiadł się do autobusu, jeździł nyską i żukiem. W komunikacji miejskiej przez 23 lata prowadził najpierw czerwone ikarusy i jelcze, a ostatnie lata czeskie autobusy SOR. Pan Szczepan był jednym z pierwszych kierowców, któremu powierzono pieczę nad tym nowoczesnym taborem. – To tak, jakby przesiąść się z syrenki do mercedesa. Gdy wysiadaliśmy ze starych autobusów, to nie czuliśmy rąk, nie mówiąc o nogach – twierdzą zgodnie obaj kierowcy. Na SOR-ach razem przejechali 240 tys. km.
Pan Szczepan codziennie na innej linii woził pasażerów, szczególnie lubił tę na dużych SOR-ach do Rydułtów. Zwykle jeździł na zmiany, trudno byłoby tak codziennie wstawać o trzeciej na poranny kurs. Kiedyś autobusy psuły się bardziej, ale zdarza się to i dziś, jak np. podczas piątkowego przejazdu. – Miałem problem ze skrzynią biegów, autobus zaczął szarpać, zadzwoniłem do dyspozytora i podstawiono mi drugi – tłumaczył się ze spóźnienia pan Szczepan.
Z natury jest bardzo spokojnym człowiekiem, dlatego zawsze radził sobie z trudnymi pasażerami. Znosił ich narzekania, gdy autobus nie pojawił się na czas na przystanku. – Czasami nie udaje się przyjechać punktualnie, bo np. przy Rafako jest zamknięty przejazd kolejowy. Ludzie nie zawsze rozumieją to i denerwują się, że muszą dłużej czekać – wyjaśnia. W ciągu tych przeszło 40 lat pracy nigdy nie miał żadnego wypadku autobusem, nie zapłacił też żadnego mandatu. Przyznaje, że jakby miał wybierać ponownie zawód, pewnie znów zostałby kierowcą.
Nie spodziewał się takiego przywitania swego wspólnika. Bardzo lubi pana Piotra, czasem w wolne dni spotykają się również na działce pana Szczepana. W całym okresie pracy miał w sumie tylko trzech zmienników.
– Szczepan to fantastyczny przyjaciel, kierowca, zmiennik i człowiek. Nigdy mnie nie zawiódł, zawsze mogłem na niego liczyć i dużo się od niego nauczyłem. Mówią, że hanys z gorolem się nie dogada, myśmy się zawsze dogadywali – mówi pan Piotr, zmartwiony, co pocznie bez swego ulubionego zmiennika. Jemu również pozostały jeszcze tylko dwa lata pracy do emerytury.
W porównaniu ze spokojnym panem Szczepanem, pan Piotr jest bardziej krewki. – Nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać. Nie zawsze jednak na tym dobrze wychodzę, bo ostatnio, gdy nie chciałem zabrać pijanych pasażerów, to wytłukli mi szybę w autobusie – opowiada.
– Nie wyrzucamy, ale staramy się nie wpuszczać. Jak wejdą to już trudno, bo jakby to wyglądało, gdyby kierowca szarpał się z pasażerem – dodaje.
Pan Szczepan 5 sierpnia kończy 60 lat, dlatego zdecydował się przejść na emeryturę. – Na razie nie mam planów, chcę odpocząć, spędzić więcej czasu na działce, podreperować zdrowie – mówi o problemach z kręgosłupem i stawami rąk.
Z pewnością też będzie mógł więcej czasu poświęcić żonie, częściej spotykać się z dwojgiem dorosłych dzieci. – Żona jeszcze musi pięć lat pracować i pewnie będzie jej żal, że ja już mogę zostać w domu – mówi z uśmiechem.
Ewa Osiecka