Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Droga do szczęścia
Wiele osób przyjeżdżając do Stanów odnosi wrażenie, że ludzie tutaj są szczęśliwsi. To nie wrażenie, a realia. Dlaczego są szczęśliwsi? Ktoś powie „Pewnie mają więcej pieniędzy”. Jak więc można wyjaśnić zjawisko uśmiechniętych bezdomnych i pomagających innym „ludzi ulicy”?
Długo zajęło mi odkrycie sekretu ich szczęścia. Pewnego dnia zatrzymałam się w drodze na pociąg na Grand Central, aby wręczyć bezdomnemu mężczyźnie ciastko, kawę i parę dolarów. Mężczyzna przyjął wszystko z wdzięcznością i odszedł w swoje miejsce. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili bezdomny podszedł do jakiegoś młodego chłopaka, który grał na gitarze i z ogromnym uśmiechem na twarzy wręczył mu pieniądze. Następnie usiadł na jednej z ławek i zabrał się za jedzenie ciastka. Uśmiechał się do każdej osoby, która na niego spojrzała i pytał z zainteresowaniem jak komu mija dzień. W tym właśnie momencie dotarło do mnie, że to właśnie ten człowiek jest odpowiedzią na moje pytanie dotyczące szczęścia Amerykanów. Podeszłam więc do niego ponownie i spytałam bez ogródek, dlaczego jest szczęśliwy.
„A dlaczego mam nie być?” - spytał, „Może wydać ci się to dziwne, ale dzięki temu, że jestem bezdomny odzyskałem wiarę w ludzi”.
„Jak to?” - pytam, „Przecież większości nie stać nawet na to, żeby na pana spojrzeć. Mijają pana ludzie wracający do domu z Wall Street, w garniturach, z rollexami na nadgarstkach... Dla nich parę dolarów to nic. A dla niejednego bezdomnego to pierwszy posiłek od dwóch dni.”
„Wiesz, dlaczego oddałem pieniądze temu nastolatkowi z gitarą? Bo ja wiem, jak to jest nic nie mieć. Ten młody sprzedaje swój talent. Ja nie mam nic do zaoferowania, dlatego proszę ludzi o jedzenie. I zgadnij, od kogo zwykle otrzymuję pomoc? Od tych, którzy mają najmniej. Facet sprzątający Grand Central oddaje mi czasem swój lunch. Jedna kobieta z kasy biletowej kupiła mi ostatnio buty, bo widziała, że moje są już bardzo zużyte. Ja kiedy otrzymuję od kogoś pieniądze, oddaję je innym. Jeśli komuś pomagasz, to to potem do ciebie wraca. Taką wyznaję zasadę”.
„A jak to jest możliwe, że tu w Stanach, ludzie ciągle sprawiają wrażenie szczęśliwych, nawet jeśli mają wiele problemów? W końcu za wizytę u lekarza płaci się tutaj jak za złoto, podatki są wysokie no i trzeba się nieźle naharować, żeby móc sobie pozwolić na jakiś komfort.”
„Wszystko sprowadzasz do pieniądza. A tu zupełnie nie o to chodzi. Zauważyłaś, że Amerykanie nie rozmawiają o problemach? Kiedy spotykamy się ze znajomymi rozmawiamy tylko o tym co dobre. Nie mówię tu o przechwalaniu się, tylko o tym, co dobrego się wydarzyło w naszym życiu. W końcu każdy ma swoje problemy. Nie warto przytłaczać go jeszcze naszymi własnymi. Ja dużo bardziej wolę usłyszeć, że komuś się coś w życiu powiodło, niż że coś mu nie wyszło. Inna sprawa jest taka, że w mediach nie mówi się o polityce ani wypadkach. No chyba, że wydarzy się coś bardzo złego, na przykład jakaś strzelanina. Ale nawet jeśli w niektórych wiadomościach mówi się o tych rzeczach, to ludzie nie chcą tego słuchać. Sami się świadomie od tego odcinają.”
W tym momencie zdaję sobie sprawę z tego ile w tym prawdy. Dobrze pamiętam, że moja rodzina goszcząca z Nowego Jorku nigdy nie oglądała wiadomości. Kiedy raz spytałam dlaczego w ogóle nie oglądają telewizji stwierdzili:
„Złe rzeczy dzieją się na całym świecie. Jeżeli mielibyśmy dzień w dzień oglądać wiadomości i słuchać o katastrofach, powodziach i o tym ile złego dzieje się w polityce, to chyba byśmy zwariowali. Po co nam to? Kiedy w mediach zacznie się mówić o tym co dobrego się wydarzyło, wtedy i my na pewno zaczniemy oglądać telewizję, bo będzie nam ona dostarczać pozytywnych wrażeń. Ale takie cuda to chyba nie prędko...”.
Na koniec podam przykład powitalnej wymiany zdań między dwójką Amerykanów:
„Jak się dzisiaj masz?”
„Dobrze, a ty?”
„Też dobrze. Świetne buty! Podoba mi się kolor”
„Dziękuję. Fajnie usłyszeć coś miłego. Miłego dnia!”
„Nawzajem”.
Tak właśnie wygląda rozmowa z nieznajomą osobą. Jest to bardzo miłe i o ile bardziej chciałoby się usłyszeć coś takiego w poniedziałkowy poranek od tego:
„Cześć, co tam nowego?”
„Nic właśnie, dzieci się źle uczą, z żoną/mężem mi się ostatnio jakoś nie za dobrze układa i w dodatku autobus się spóźnia już pięć minut... a co u ciebie?”
Polaków nie można porównać do żadnej innej nacji. Jesteśmy wyjątkowi, inteligentni, obcokrajowcy uwielbiają naszą gościnność i poczucie humoru. Mimo wszystko tej jednej rzeczy, jaką jest skupianie się na pozytywach naszego życia, moglibyśmy się od Amerykanów nauczyć...?
Polecamy również:
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Greenpoint zwany Małą Polską,
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Rybniczanka na Dzikim Wschodzie Ameryki.