Bazylika zabezpieczona przed ogniem
Po październikowym pożarze bazyliki w Sosnowcu, nasi czytelnicy pytają, czy podobny pożar nie grozi rybnickiej świątyni. Pytanie zbiega się w czasie również z rocznicą wielkiego pożaru rybnickiej bazyliki z 1959 roku. 14 października minęło od niego dokładnie 55 lat.
Wysokie na 95 metrów wieże rybnickiej bazyliki, to nie tylko widoczny z wielu kilometrów symbol Rybnika, ale i jeden z najwyższych obiektów w regionie. Z udostępnionego na jednej z nich punktu widokowego, można podziwiać panoramę naszego miasta. Aby się do niego dostać, trzeba najpierw pokonać kręte betonowe schody, a następnie strome drabiny. Górna część konstrukcji wież jest drewniana, a więc narażona na działanie ognia.
Nie dosięgamy
Do pożarów w wysokich budynkach równolegle do wyjeżdżających wozów bojowych, dysponowana jest samochodowa drabina. Dzięki niej strażacy mogą podawać wodę z kosza drabiny na dużej wysokości. Drabina ma jednak wysokość niecałych 40 metrów. To wystarcza na prowadzenie akcji gaśniczych w większości rybnickich wieżowców, jednak za mało aby dosięgnąć, liczących 95 metrów wysokości, wież rybnickiej świątyni. – Jako straż pożarna przez lata zabiegaliśmy, aby rozwiązać potencjalny problem, jakim byłoby prowadzenie akcji gaśniczej na takiej wysokości – mówi młodszy brygadier Bogusław Łabędzki z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Rybniku.
Wieże już bezpieczne
Przy okazji trwającego w ostatnich latach remontu, udało się rozwiązać problem. W obu wieżach zamontowano specjalne instalacje, które w przypadku pożaru zaczną samoczynnie gasić ogień. – W tzw. hełmach wież, czyli na wysokości pokrycia blachą, zamontowane zostały rury z tryskaczami. Są tak skonstruowane, że uruchamia je wysoka temperatura. System posiada własną pompownię zasilaną z miejskiej sieci wodociągowej, ale może być zasilana również z naszych wozów bojowych. Dzięki temu można w porę opanować ogień – mówi strażak.
Ogień na wieży
Takie rozwiązanie nie istniało 14 października 1959 roku. Kościelny Józef Kapias miał wówczas 19 lat i doskonale pamięta dramatyczne zdarzenia. – To był wieczór, mama mi powiedziała, że pali się chyba północna wieża. Kiedy straż dojechała na miejsce, wszystko stało w ogniu. Pomagaliśmy wszyscy w gaszeniu, ale niewiele można było wówczas zrobić – wspomina. Kierujący ówczesną akcją gaśniczą, mógł jedynie patrzeć jak płonie wieża. Podjął decyzję o jej poświęceniu chcąc ratować mury świątyni. – Obraz z płonącą wieżą wisi w zakrystii świątyni, przypominając o tych zdarzeniach. Tej nocy płonęły jeszcze dwie inne świątynie – wspomina kościelny.
Było groźnie
Tryskacze na wieży uruchomią, się gdy rozwinie się ogień, bazylika posiada jeszcze czujniki elektroniczne, które wykrywają najmniejsze zadymienie w świątyni i wieżach i bez zwłoki zawiadamiają straż pożarną. Ten system przydał się między innymi 15 kwietniu tego roku. Wtedy właśnie, kilka minut po godzinie 8.00 rybniccy strażacy zostali poinformowani o pożarze w rybnickiej bazylice. Zgłoszenie pochodziło z instalacji przeciwpożarowej. – Po dojeździe na miejsce okazało się, że tli się instalacja elektryczna przy jednej z lamp oświetlających wnętrze świątyni – mówi Bogusław Łabędzki z rybnickiej straży pożarnej. Do pożaru doszło nad sklepieniem świątyni w przestrzeni pomiędzy sklepieniem, a dachem bazyliki. – Gdyby nie zainstalowany system czujek, sytuacja mogłaby wyglądać o wiele gorzej. Pożar mógłby się rozwijać długo niezauważony i przenieść się na dach kościoła – twierdzi strażak.
Dym z kadzidła
– System w rybnickiej bazylice jest bardzo czuły – przyznaje proboszcz Grzegorz Olszowski. – Podczas nabożeństw nie możemy przesadzać z ilością dymu z kadzidła, bo zdarzało się, że i to włączało alarm. Czujniki reagują również na zapylenie czy mgłę, w której toną wieże świątyni. Dobrze, że wieże zostały odpowiednio zabezpieczone. Mamy nadzieję, że nigdy nie spotka nas takie nieszczęście jak to sprzed 55 lat lub to z Sosnowca – dodaje na zakończenie proboszcz.
Adrian Czarnota