Walc na dwa serca Emilii Frost i Michała Sebastiana [REPORTAŻ]
Najpierw są godziny żmudnych ćwiczeń, potem próby i wreszcie chwile zwątpienia. Bo nie wychodzą kroki, bo trudno utrzymać ramę, bo kolejny wolny wieczór spędza się na sali. Ale kiedy pojawiają się na parkiecie, nie ma już żadnych złudzeń. Są tylko oni. Jest tylko taniec, który wypływa wprost z ich serc.
Na raz...
Michał nie ma wyjścia. Po tańczącym dziadku i ojcu jest trzecim pokoleniem, które powinno podbijać raciborskie parkiety. Za namową rodziców, choć bez specjalnej wiary w siebie, zapisuje się więc na zajęcia do Młodzieżowego Domu Kultury. Odziedziczone po mieczu geny, które miały sprawić, że taniec będzie jak bułka z masłem, wkrótce zawodzą. A kto zna Michała ten wie, że uczyć się nie lubi, cierpliwości mu brakuje i nawet drobne porażki szybko go zniechęcają. Wszyscy typują, że ta przygoda nie potrwa więc długo. On sam zdaje sobie sprawę z tego, że czeka go ciężka praca. Nie wychodzą kroki, nie wiadomo co robić z rękami a na dodatek trzeba się przełamać i założyć baletki. Dla ucznia technikum mechanicznego to kolejne wyzwanie.
Ewelina Uriasz bacznie obserwuje tego trochę wycofanego, zamkniętego w sobie chłopaka, który nieśmiało stawia swoje pierwsze kroki w tańcu. Zadatków na króla parkietu w nim nie znajduje, ale w swojej pracy instruktorskiej widziała już prawie wszystko, o nikim nie powie więc, że jest bez szans. Młodzi ludzie przychodzą tu często z przypadku lub czystej ciekawości. Dla wielu z nich taniec to sposób na przełamanie barier. Tych fizycznych, by móc partnerkę wziąć w ramiona, i tych psychicznych, które siedzą w głowach. Ona ich przez te pierwsze doświadczenia prowadzi, uczy, nieraz trochę matkuje, a oni powracają do MDK-u jak do rodzinnego domu.
Michał też czuje się tu dobrze, choć pierwszy rok pamięta jako pasmo niepowodzeń, a pierwszą rewię jako totalną porażkę, której nawet tata nie chce oglądać. Wbrew przewidywaniom, niepowodzenia go nie zniechęcają. Taniec daje mu coraz więcej radości, a życzliwość pani Eweliny sprawia, że postanawia próbować dalej. W innych dziedzinach życia wciąż poszukuje. Dwa razy rzuca studia. Nie odpowiada mu atmosfera panująca na Politechnice Wrocławskiej, gdzie uczy się elektroniki, a z informatyki w Katowicach rezygnuje jeszcze przed rozpoczęciem semestru. Z niezwykłą konsekwencją zabiera się za to do ćwiczeń. Tańczy cztery razy w tygodniu po cztery godziny a jego osiągnięcia potwierdzają maksymę, że trening czyni mistrza. Dziś mówi skromnie, że nadal mu nie wychodzi, ale widząc z jaką swobodą prowadzi swoją partnerkę i jaką frajdę sprawia mu taniec myślę, że wiele dziewczyn chciałoby się znaleźć w roli Emilki.
Na dwa...
Emilia rodzi się po to by tańczyć. Każdy jej ruch, gest, krok jest tak płynny i naturalny, że nawet poza parkietem zwraca na siebie uwagę. Jak wiele małych dziewczynek z podziwem patrzy na tancerki turniejowe i marzy, o tym by tak jak one w pięknej sukni stanąć kiedyś na parkiecie. Zaczyna w gimnazjum od zajęć z Wiolettą Cabaj, która prowadzi w MDK-u klub tańca towarzyskiego. Doświadczona tancerka od razu odkrywa potencjał, który ma w sobie Emilia i zaledwie po trzech miesiącach ćwiczeń w grupie początkującej, proponuje jej udział w rewii tańca. Pierwszy występ okazuje się od razu pierwszym sukcesem. Emilia zdobywa nagrodę dyrektora Młodzieżowego Domu Kultury, który od tej pory staje się jej drugim domem. Taniec to już nie tylko zajęcia pozalekcyjne, które odbywają się dwa razy w tygodniu, to przede wszystkim pasja, bez której nie wyobraża już sobie życia. Pojawiają się kolejne pokazy i coraz więcej występów przed publicznością. Trzeba umieć walczyć nie tylko z własnymi słabościami, ale i z tremą. Na szczęście Emilia kocha parkiet, a swobodę, z którą porusza się na nim, docenia zawsze publiczność. Partnerzy wprawdzie narzekają, że przejmuje nad nimi kontrolę, ale nie dać się poprowadzić takiej dziewczynie byłoby grzechem. Jej wdzięk doceniony zostaje podczas ubiegłorocznej rewii tańca, podczas której jury nadaje jej tytuł najlepszej tancerki.
Po maturze wyjeżdża na studia do Krakowa, ale z MDK-iem nie potrafi się rozstać. Tak układa plan na uczelni, żeby móc być już na czwartkowych i piątkowych zajęciach w Raciborzu. Razem ze swoim partnerem Michałem bierze też udział w tegorocznej rewii, a swoją pasję chciałaby wykorzystać w przyszłości, robiąc kurs instruktora tańca. Na razie z jej pomysłów korzystają znajomi. Młodym parom układa choreografie do pierwszego tańca, który prezentują gościom na weselu, a siostra w prezencie ślubnym dostaje pokaz z Emilią w roli głównej. Potrafi rozkręcić każdą imprezę, więc na brak zaproszeń nie narzeka. Najlepiej czuje się jednak na deskach sali tanecznej w MDK-u, gdzie, jak mówi, będzie przychodzić dopóki jej nie wyrzucą.
Na trzy...
Znają się od lat, ale wspólną drogę taneczną zaczynają w lutym ubiegłego roku. Na początku pracują nad wspólnym układem tanecznym. Po sukcesie tego pierwszego powstają następne, a wraz z nimi pokazy, które towarzyszą wielu wydarzeniom. Tańczą w Kuźni Raciborskiej, Łubowicach, na Zamku Piastowskim w Raciborzu, a ich występy okupione są godzinami spędzonymi na sali ćwiczeń. Trafiamy tam w czwartkowy wieczór poprzedzający coroczną rewię tańca. Za oknem plucha, a w środku ciepło i gwarno. Rozgrzewa nas jednak przede wszystkim fantastyczna atmosfera, która udziela się każdemu, kto przekroczy próg MDK-u.
W sali na drugim piętrze trwają już przygotowania do sobotniego pokazu. Pani Ewelina wybiera odpowiednią muzykę i bacznie przygląda się tancerzom. Nie jest to jednak wzrok srogiej trenerki, ale raczej czułe spojrzenie na wychowanków, którzy wciąż do niej powracają. – Staram się zwracać uwagę nie tylko na sam taniec. Partner musi pamiętać, by się ukłonić prosząc dziewczynę do tańca, by w odpowiednim momencie podać jej rękę i oczywiście odprowadzić na miejsce, gdy skończą tańczyć – tłumaczy instruktorka. Obie obserwujemy z jaką swobodą Emilia i Michał poruszają się na parkiecie w swoim ulubionym walcu, ale widzę, że na twarzy instruktorki maluje się niezadowolenie. – Emilka załóż buty na obcasach, w baletkach noga gorzej wygląda! – decyduje pani Ewelina i za chwilę wraca z zaplecza z parą stopek, które zawsze czekają na tancerki w potrzebie. Emilka zakłada na nogi sandałki z 8-centymetrowymi obcasami. Standardowo powinny mieć od 6 do 8 cm wysokości, ale to tancerka decyduje w jakich lepiej się jej tańczy. Silikonowe nakładki na obcasach z jednej strony chronią parkiet, a z drugiej tancerkę, by nie wpadała w poślizg. Buty do tańca mają miękką podeszwę wyściełaną welurową skórą i kupuje się je na zamówienie w internecie. Podczas gdy Emilka tańczy w swoich już trzy lata, Michałowi wystarczają zaledwie na rok. W konfrontacji z tancerzem, który ćwiczy cztery razy w tygodniu po cztery godziny, są bez szans.
Dziś nasza para ma do dyspozycji całą salę, ale podczas występów musi dzielić parkiet z innymi tancerzami. – Jest taka zasada, że nieważne ile jest par na parkiecie i tak wszystkie kończą tańczyć w tym samym rogu – mówi ze śmiechem Michał i wyjaśnia mi zalety tańca użytkowego. – Trafiłem kiedyś na zajęcia tańca turniejowego i przez kilka godzin ćwiczyliśmy jeden krok, tak by go opanować do perfekcji. Może inni są w stanie to znieść, ale ja się tam nie widziałem. Dla nich ważna jest technika, a u nas chodzi o to by dobrze czuć się na parkiecie i by taniec sprawiał przyjemność. Zawsze jak mi coś nie wyjdzie, to Emilka jakoś wybrnie z sytuacji, więc nie muszę się stresować – tłumaczy. Ale wpadki ma też partnerka. Największa zdarza się w tangu, gdy halka sukienki, która wbija się w obcas staje się największą atrakcją wieczoru. Innym razem jedna z pętelek w sukience zahacza o kamizelkę Michała. Jest dużo stresu i jeszcze więcej owacji, bo publiczność ich naturalność i swobodę kocha. Mają też stałe grono wielbicieli, którzy dają o sobie znać podczas pokazów i komentując filmiki wrzucane na youtube. I nie ma się czemu dziwić, bo i mnie udzielają się te emocje. Patrząc jak płyną po parkiecie zatopieni w swoim ulubionym tańcu, przypominam sobie słowa piosenki Michała Bajora, że to walc, który dopadł czas i w tysiąc pytań zgadł co trzeba zrobić, by znów mieć dwadzieścia lat...
tekst Katarzyna Gruchot,
zdjęcia Paweł Okulowski