Prezes to ma klawe życie
Z Grzegorzem Janikiem (na zdjęciu), prezesem Energetyka ROW Rybnik rozmawiamy o byciu prezesem, nowej władzy w Rybniku, finansach i wychowankach.
Marek Pietras: Co jest najtrudniejszego w zarządzaniu klubem piłkarskim?
Grzegorz Janik: Panuje przekonanie, że prezes to ma klawe życie (śmiech). Dzisiaj tak nie jest. Przede wszystkim trzeba temu poświęcić dużo czasu. Konieczne jest spotykanie się z wieloma ludźmi i to ze strefy biznesu – żeby pozyskać potrzebne fundusze do funkcjonowania klubu, ale także z trenerami, zawodnikami, prezesami okolicznych klubów. Wszystko jednak sprowadza się do tego, że nie da się zrobić sportu bez pieniędzy. Można przy niskich kosztach i przy odrobinie szczęścia awansować o jeden poziom rozgrywkowy, ale nie ma szans na zdecydowany krok do przodu.
Pana zdaniem prezes klubu powinien być kolegą zawodników i sztabu szkoleniowego, czy raczej stać z boku i zarządzać całością?
Musi to być wyważone. Kolegą można być na zakończenie sezonu, gdy świętuje się pierwsze miejsce. Podczas trwania sezonu, prezes musi być jednak osobą, która wymaga od zawodników i trenerów należytego podchodzenia do obowiązków, czy konsekwencji w działaniu. Kontrolować czy sztab szkoleniowy ma jakiś plan, czy działa z dnia na dzień.
Dziś można zaryzykować stwierdzenie, że jest pan bardziej obywatelem Polski niż Rybnika. Gdy obserwuje pan inne miasta, rozmawia z działaczami, myśli pan, że dziś jest możliwe „robienie” sportu bez wsparcia samorządów?
Wg mnie wspieranie sportu jest jednym z bardzo ważnych zadań samorządu. To jest nawet zapisane w różnych dokumentach. Otwiera się furtkę dla samorządów, aby Regionalna Izba Obrachunkowa nie zarzucała im, że działają niezgodnie z prawem. Dzisiaj samorząd to instytucja która ma, większe lub mniejsze, pieniądze. Z naszych podatków. Fajnie jest mieć dużego sponsora, ale w dzisiejszych czasach jest to stąpanie po kruchym lodzie. Bo wystarczy kryzys w jakiejś branży i sponsor się wycofuje, a samorząd zawsze będzie. Dlatego dobrze, gdy wspiera on sport, bo można mieć wtedy poczucie pewnej stabilizacji. I tak się dzieje w Polsce. Wiele klubów piłkarskich na poziomie ekstraklasy ma takie wsparcie. Myślę tu chociażby o Zabrzu, Wrocławiu czy Kielcach. Podobnie jest w innych dyscyplinach.
Jak podoba się panu Rybnik po zmianie władz?
W sporcie nastąpiły duże zmiany. Mam nadzieję, że w „dogrywce” grantowej zostaną rozdystrybuowane te środki, które jeszcze zostały. Z drugiej strony trafią one do klubów w marcu. Zastanawiam się jak te podmioty je rozliczą? Przecież kluby normalnie funkcjonują również w styczniu i lutym. Inna sprawa, to środki na przeciwdziałanie uzależnieniom. Mam odpowiedź prawników z sejmu odnośnie tej sprawy. Okazuje się, że podział tych środków to kompetencja gminy, nie ma żadnych przepisów, które nie pozwalałyby, aby te środki trafiały do klubów sportowych. Mam tutaj apel do prezydenta Kuczery, bo ostatecznie to on decyduje o podziale, żeby wrócić do modelu funkcjonującego w naszym mieście przez ostatnie lata, bo był on bardzo dobrze postrzegany i wg mnie realizował swoje cele. Zastanawiam się, czy patologia jest tylko w Boguszowicach? Skoro stowarzyszenie 17-stka, właśnie z Boguszowic, dostała przeszło 600 tys. zł. Tam są tylko biedne dzieci?
Ale władze Rybnika nie twierdziły, że te pieniądze nie mogą trafić do klubów. Chodziło o to, że stowarzyszenia, które otrzymały te pieniądze, napisały lepsze wnioski.
To jest subiektywna ocena pana Masłowskiego, który był związany z organizacjami samorządowymi i jest z nimi bardziej związany niż z klubami sportowymi. Ja się z tym nie zgadzam i podkreślam, nie ma żadnego przepisu, który zabrania dystrybuowania tych pieniędzy również wśród klubów. Może warto byłoby zapytać rodziców i ich dzieci, które korzystały z tych dotacji, czy te pieniądze były dobrze wykorzystywane. Nie wiem czy najszczęśliwszym pomysłem jest inwestowanie w ulotki, broszury i jakieś zajęcia, czy nie lepiej wychowywać młodzież przez sport.
Gdyby to od pana zależało, jak dzielić pieniądze na sport w Rybniku. Jakiego klucza by pan użył?
To jest bardzo trudne, ponieważ elementów, które trzeba wziąć pod uwagę jest bardzo dużo. Na pewno ważny jest aspekt popularyzacji sportu. Czy to jest sport olimpijski, czy nie. Oczywiście ważna jest też liczba wychowanków, a może bardziej liczba osób trenujących w klubie. Posłużę się takim porównaniem – u nas trenuje 500 młodych chłopców, a ile jeździ na żużlu? Pięciu? Taka to jest skala.
No tak, ale odnosi się pan do jednego elementu. Działacze żużlowi mogą chcieć porównywać liczbę widzów, którzy pojawiają się na imprezach piłkarskich i żużlowych. Tutaj oni mają przewagę.
Dobrze. Myślę jednak, że można by to porównać, gdyby żużel i piłka były w ekstraklasie. Wtedy byłoby to miarodajne. Wracając do systemu podziałów środków, jest to złożona sprawa. Dlatego w mojej opinii powinni się tym zająć ludzie, którzy czują sport i są z nim związani. Im będzie łatwiej porozumieć się i dogadać z prezesami klubów, niż osobom znającym sport tylko z teorii.
Wg pana rybnicki biznes jest przyjazny sportowi?
Jest. Problem w tym, że można być przyjaznym, ale jeszcze trzeba mieć z czego dać. Dodatkowa trudność polega na tym, że w Rybniku jest mało firm, których ośrodki decyzyjne również są w naszym mieście. Moim zdaniem, gdy jakaś firma chce inwestować w Rybniku, to już na etapie wstępnych negocjacji trzeba ją zachęcać do wspierania lokalnych przedsięwzięć. Nie chodzi tylko o sport.
Nie wydaje się panu, że w dzisiejszej rzeczywistości sport jest zbyt drogi? Że ta „zabawa” kosztuje zbyt dużo?
Odniosę się do piłki nożnej. W moim przekonaniu, już niedługo tylko piłkarze grający w ekstraklasie i I lidze będą zawodowcami. W II lidze będą półzawodowcy, a cała reszta będzie się opierać na amatorach. Dziś sytuacja gospodarcza podpowiada taki właśnie model sportu.
Trochę pan ucieka od odpowiedzi. Sport jest za drogi?
Gdy czyta się o zarobkach piłkarzy, siatkarzy, żużlowców czy koszykarzy, to można odnieś wrażenie, że nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistością.
Często w rozmowach o klubach pada pytanie o wychowanków. Pana zdaniem można zbudować dobrą drużynę w oparciu o swoich zawodników?
My dążymy do tego, aby 50 proc. naszej kadry stanowili wychowankowie. Dzisiaj na 22 zawodników, 8 jest z Rybnika. Do tego mamy duże zaplecze utalentowanej młodzieży. To wszystko dzięki naszemu systemowi, który działa od 15 lat.
Jest pan zadowolony z kadry, która przygotowuje się do rundy wiosennej?
Jestem spokojny. Można mówić, że osłabieniem jest odejście Fonfary, ale doszedł utalentowany Siwek, który powinien tę dziurę załatać. Do formy dochodzi Gabriel Nowak. Gdy on będzie gotowy do gry, to uważam, że skład będzie silniejszy niż jesienią.
Myśli pan już o I lidze? Ilu zawodników z tej kadry może skutecznie rywalizować na zapleczu ekstraklasy?
Jeżeli awansujemy, to na pewno musimy się wzmocnić. Z drugiej strony, ci zawodnicy którzy grali w I lidze 2 lata temu, są teraz bardziej doświadczeni, ograni – więc powinni sobie poradzić. Ale będziemy potrzebować piłkarzy z przeszłością nawet ekstraklasową, którzy w trudnych momentach wezmą ciężar gry na swoje barki i nie pękną np. na stadionie GKS-u Katowice, gdzie zawsze jest gorący doping i presja.
Jeżeli trener Prasoł wprowadzi drużynę do I ligi, to zostanie na kolejny sezon?
Nie mamy pisemnej umowy, która by to gwarantowała. Myślę jednak, że po awansie byłaby to naturalna kolej rzeczy. Na dziś jesteśmy zadowoleni z pracy całego sztabu szkoleniowego.
Wystarczy wam środków finansowych – miejskich i od sponsorów, aby spokojnie dograć ten sezon?
Musi. Dlatego zamiast dwóch obozów w okresie przygotowawczym będzie jeden. Z tego też powodu odszedł Fonfara, po prostu nie było środków, aby podnieść mu gaże, a tego się domagał. Będziemy szukać oszczędności na każdej płaszczyźnie.
Jaka jest przyszłość piłki nożnej w Rybniku?
W dużej mierze zależy to od obecnych władz. Bez ich wsparcia, nie ma szans na grę w I czy II lidze. Będziemy o tym rozmawiać z panem prezydentem.
Ludzie
Poseł na Sejm