Dzikie wysypisko straszy w lasku przy ulicy Strażackiej
Nasz czytelnik, jadąc na skuterze, zauważył zamiatarkę, która w ogóle nie zbierała pyłu. Wracając zauważył, że zamiatarka utopiła się w grząskim gruncie w pobliskim lasku. Jego zdaniem wszystko wyglądało tak jakby kierowca chciał opróżnić auto na dzikim wysypisku śmieci. - No bo chyba nie przyjechał sprzątać lasku – mówi nam Grzegorz Potysz, świadek sytuacji, która miała miejsce 10 kwietnia na ulicy Strażackiej w Gołkowicach.
Nieporozumienie?
Właściciel firmy Halfar, odpowiedzialnej za sprzątanie ulic zaprzecza by kierowca zamiatarki wjechał do lasku z niecnym zamiarami. Tłumaczy, że faktycznie zjechał na leśną dróżkę, ale tylko po to, by odetkać rurę wciągającą odpady. Zapewnia, że w swojej firmie ma składowisko odpadów, które może nam w każdej chwili pokazać, więc nie ma potrzeby, by zamiatarka wysypywała śmieci w dzikim terenie. - To zwykłe nieporozumienie – zapewnia. W winę przedsiębiorcy nie wierzy również wójt gminy, która zleciła sprzątanie. - Firma jest z Gołkowic i trudno sobie wyobrazić, żeby pod okiem mieszkańców, bo przecież w pobliżu znajdują się domy, próbowała w biały dzień pozbyć się w nielegalny sposób odpadów. Tym bardziej, że wcześniej nie mieliśmy żadnych sygnałów o nieprawidłowościach ze strony tego przedsiębiorcy – mówi Mariusz Adamczyk, wójt Godowa.
Zaśmiecony lasek
W każdym razie nikt nikogo za rękę nie złapał, a w opisywanym lasku nie zlokalizowaliśmy śladów składowania pyłu. Za to znaleźliśmy wiele innych odpadów. Lasek znajduje się na uboczu miejscowości, kilkaset metrów za ośrodkiem zdrowia. Jarem płynie potok, po drzewach skaczą wiewiórki. Piękną scenerię zakłócają poniewierające się wszędzie na około hałdy śmieci. Przeróżnych – od domowych, wyrzuconych w workach, przez puszki i plastikowe butelki, wyrzucane zapewne przez bywalców tego miejsca, aż po odpady będące efektem remontów budowlanych. Miejsce mogłoby być naprawdę urokliwe, a wygląda koszmarnie, bo śmieci walają się dosłownie wszędzie. Włodarz gminy wyjaśnia, że dopiero od nas dowiedział się o tym jak bardzo lasek jest zaśmiecony. - Być może jest to teren prywatny. Jeśli tak to nie możemy komuś posprzątać jego nieruchomości. Ale sprawdzimy to i w miarę możliwości postaramy się by śmieci zostały usunięte – zapewnia wójt Godowa.
(art)
Niestety pan Halfar tłumaczy się że ma własny skład ale to jest parę kilometrów dalej i wątpię czy kierowcy chciałoby się tak daleko jechać.....
czy ktos w gminie Godów sprawdza co robia z śmieciami firmy działajace na jej terenie? Niech wójt tak nie wierzy przedsiebiorcom,bo te dzikie wysypiska to głównie ich sprawa,hałda w Skrzyszowie przez kogo zasmiecona była?Na Podbuczu też śmieci wywozone przez firmę budowlaną,nikt nie kontroluje firm i to jest efekt
Od września może tłumaczyć,że na grzyby
A czemu musiał do lasku wjechać? Na asfalcie tego zrobić nie idzie? Tylko w lesie idzie takie coś wykonać? Tym bardziej wiedział że ryzykuje tym, że się utopi.Jakieś bez sensu te tłumaczenie, to już lepiej jak by powiedział że pojechał tam za potrzebą fizjologiczną i musiał nawrócić itp.Bardziej wiarygodnie by brzmiało, dobrze że nie powiedział że kierowca pojechał na grzyby....
No i znowu glupie tlumaczenie musial wjechac do lasku zeby rury odetkac. Sama patologia w tym kraju da komu trza i bedzie okej