Herbert Dengel: nie produkujemy bezrobotnych
Z dyrektorem II Liceum Ogólnokształcącego w Raciborzu rozmawiamy o powiatowej reformie szkolnictwa zawodowego i technicznego, roli ogólniaków i perspektywach, jakie otwierają się przed ich absolwentami.
– Władze powiatu zachęcają młodzież do kształcenia w kierunku zdobycia zawodu. Czy w naszej oświacie jest jeszcze miejsce dla ogólniaków?
– Tak. Wielu młodych ludzi ma aspiracje żeby jednak skończyć dobre studia. Niezależnie od tego co się mówi o rynku pracy, ludzie chcą mieć wyższe wykształcenie i my jesteśmy po to, żeby im w tym pomóc. My nie produkujemy bezrobotnych. Wszyscy nasi uczniowie po zdanej maturze dostają się na studia.
– W jaki sposób ta pro-zawodowa „propaganda” wpływa na kształt szkoły?
– Preferowanie szkolnictwa zawodowego i uczelni politechnicznych wynika z polityki państwa. Ja jestem urzędnikiem państwowym i tę politykę realizuję. Staramy się dostosować do tej sytuacji. Dlatego w planach naboru mamy dwie klasy z rozszerzoną matematyką, dwie z rozszerzoną biologią, a tylko jedną społeczno-prawną. Współpracujemy z wydziałem biochemii, biofizyki i biotechnologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Preferujemy ścisłowców. Na razie zawodu nie będziemy dawać, bo nie mamy takich możliwości, ale myślę, że dobrze przygotowani do studiów młodzi ludzie, którzy potem kończą te studia to jest jakaś istotna wartość.
– A więc absolwenci II LO to – w przyszłości – lekarze i inżynierowie?
– W tym kierunku idziemy, choć śledząc losy naszych absolwentów muszę powiedzieć, że humanistów też mamy znakomitych. Mam taką ambicję, żeby z tej szkoły wyszedł w pełni ukształtowany młody człowiek, który potrafi swobodnie poruszać się w różnych dziedzinach życia, a jeśli zajdzie taka potrzeba – przekwalifikować się. Ogólniaki mają swoje miejsce w systemie oświaty, były i będą doceniane, nie tylko przez uczniów, ale i przez rodziców.
– Władze powiatu zapowiedziały inwestycje w Ekonomiku i Mechaniku, co może się odbyć kosztem II LO właśnie...
– Słyszałem, że nasza sala gimnastyczna przesunęła się w kolejce. Niemniej liczę, że jeśli pieniędzy na salę nie będzie – bo uczniów faktycznie jest coraz mniej i dziś nie jest to już tak paląca potrzeba – to znajdą się chociaż środki na drugą część boiska na zewnątrz szkoły. Jedną część mamy wyremontowaną, zagospodarowanie drugiej byłoby pożyteczne społecznie. Przy okazji pomalowano by tył szkoły, bo rzeczywiście jest tak, że z przodu mamy liceum, a z tyłu trochę muzeum. Jednak jeśli mowa o bazie dydaktycznej to ja nie narzekam – w każdej sali są komputery, wszędzie jest doprowadzony internet. Mamy wszystko to, czego potrzebuje nowoczesna szkoła.
– Czy proporcja, z którą mamy do czynienia w Raciborzu, tj. 70% uczniów w zawodówkach i technikach oraz 30% uczniów w ogólniakach jest Pana zdaniem odpowiednia?
– Gdy przyglądam się wynikom badań dotyczących niżu demograficznego to ta proporcja nie wydaje mi się zła. Pozwala utrzymać nam pewien poziom przyzwoitości w trakcie naboru, dlatego też nie będziemy dopominać się o dodatkowe limity.
– Co z poziomem zatrudnienia w szkole?
– Najbardziej „dostaliśmy” trzy lata temu, kiedy ministerstwo wprowadziło reformę szkolnictwa. Mówiono wówczas, że godzin będzie tyle samo, ale tak się nie stało. Kiedyś nauczyciele byli przyzwyczajeni, że mają półtorej etatu, potem musieli pogodzić się z tym, że mają jeden etat, teraz muszą sobie uświadomić, że ten etat może być niepełny.
– Jak na relacje uczeń – uczeń oraz uczeń – nauczyciel wpłynęło umożliwienie uczniom tak swobodnego doboru rozszerzeń (więcej na ten temat w ramce poniżej)?
– Kiedyś w szkołach tworzyły się zespoły klasowe, które znały się jak łyse konie. Teraz te związki są luźniejsze – uczniowie w drugiej klasie chodzą na zajęcia z różnymi ludźmi. Plusem jest to, że poznaje się ciekawe osoby, które mają podobne zainteresowania, bo kiedyś było tak, że w lekcji aktywny udział brała tylko połowa uczniów, a połowa przysypiała. Teraz wszyscy są zainteresowani przedmiotem rozszerzonym, bo sami go sobie wybrali. Nauczycielom lepiej prowadzi się zajęcia w takich grupach.
Rozmawiał Wojtek Żołneczko
II LO – szkoła jak z amerykańskiego filmu
W amerykańskich college’ach studenci sami wybierają zajęcia, na które chcą uczęszczać. Podobnie jest w II LO. Co prawda w trakcie naboru absolwenci gimnazjów wybierają klasy o tradycyjnych profilach – mat-fiz, mat-inf, biol-chem, biologiczno-geograficzna, ekonomiczna, społeczno-prawna, ogólna z naciskiem na język polski – jednak w trakcie drugiego semestru pierwszej klasy wybierają przedmioty rozszerzone, na których skupią się w klasach drugiej i trzeciej. W praktyce uczeń, który wybrał klasę biol-chem (podstawowe rozszerzenie: biologia), może zdecydować się na wybór innych niż tradycyjne dla klasy o tym profilu rozszerzenia przedmiotowe, np. informatykę i matematykę. – Dzięki temu ich decyzje są dojrzalsze, bo są starsi, zdążyli poznać wymagania i nauczycieli z poszczególnych przedmiotów. Unika się przypadkowości. Młodzież uczy się później tego, co sama wybrała i co najlepiej odpowiada jej zainteresowaniom i planom na maturę i studia – wyjaśnia dyrekcja.
– Ułożenie planu lekcji jest gehenną, ale nie ma większej satysfakcji niż zadowolenie uczniów z faktu, że mogą uczyć się tego, czego chcą – komentuje wicedyrektor Marek Ryś.