Paweł Macha: Moja rewolucja jest bezkrwawa
O przeprowadzce urzędu miasta, dwóch biegunach gminy i tęsknocie za statkiem z Pawłem Machą rozmawia Mariusz Weidner.
– Pokusi się pan o krótkie podsumowanie pierwszych miesięcy urzędowania?
– Jako nowy burmistrz poznałem bazę danych urzędu i wiem co hamowało pewne sprawy. Wiem, że przez gąszcz przepisów nie wszystko można zrobić od razu. To różnica w porównaniu z moim postrzeganiem samorządu z okresu przed objęciem urzędu. Przyzwyczajam się do zarządzenia gminą. Wspólnie z podwaładnymi robimy coś do przodu i może być tylko lepiej. Miałem na starcie kilka pryszniców. Kłopoty ze służbą zdrowia, tragiczna strzelanina na osiedlu... Moi poprzednicy takiej kumulacji złych rzeczy nie mieli w krótkim okresie.
– Mniej teraz w panu kapitana, a więcej urzędnika?
– Myślę, że tym kapitanem ciągle jestem. To zboczenie zawodowe ma wpływ na mój styl pracy. Traktuję samorząd zadaniowo. Mam priorytety, bo nie da się pracować jak maszynka, do której można wszystko wrzucić. Koncentruję się na smarowaniu zwrotnicy, którą mam zamiar przestawić na nowe tory, na te nakreślone przeze mnie w kampanii wyborczej.
– Kiedy pan skończy smarować tę zwrotnicę to co się stanie?
– Na dzień dzisiejszy mam przed sobą rewolucję. To dobrze, bo w innym przypadku musiałbym się tu nudzić. Nie wyrzuciłem nikogo z pracy. Mam to, co zastałem i na tym gospodarzę. Nie przewiduję „krwawych” rewolucji kadrowych. Wymiana urzędników będzie następować w sposób naturalny. Wiele osób uzyskuje właśnie wiek emerytalny. Poszukamy w konkursach ich następców.
– Prócz pracy koncepcyjnej czym jeszcze wypełnił pan te kilkanaście tygodni urzędowania?
– Jeździłem do Katowic by kolędować u marszałków. Uważam, że dużo wytargowałem w sprawach remontów dróg. One są na dziś najważniejsze. Są plany remontu mostu w Rudach. Skrzyżowanie obok w kierunku na Rybnik też jest na liście pilnych zadań, podobnie jak krzyżówka w Kuźni pod kościołem w kierunku Raciborza. Słynna toaleta na przystanku autobusowym w stolicy gminy także przestanie przynosić wstyd. Mam, złożone przez poważnych urzędników, odpowiedzialne zobowiązania na temat przyszłości innych ważnych odcinków dróg.
– Co obrał pan sobie za priorytet w tej kadencji?
– Najważniejsze co leży mi na sercu to sprowadzenie do Kuźni miejsc pracy. Za nimi napłyną ludzie do gminy. Kuźnia jest takim miasteczkiem poszukiwaczy złota. Jak złoto jest, to przyciąga wielu chętnych, ale gdy się kończy to oni jadą dalej. Mamy tutaj Rafamet. Kiedyś pracowało w nim 2000 ludzi dziś 400. To duże tąpnięcie na rynku pracy. Część znalazła miejsce zatrudnienia w Maxpolu ale wielu musiało wyjechać. Wierzę, że moje działania doprowadzą do kolejnego pozytywnego ruchu na rynku pracy. Gminę widzę w roli inspiratora dla rozwoju biznesu, jak również oferenta terenów pod inwestycje.
– Coraz głośniej w mieście o planach dotyczących zmian w funkcjonowaniu urzędu miejskiego. Na ile są już sprecyzowane?
– Przeprowadzimy się z miejskimi placówkami do budynku szkoły, gdzie aktualnie działa ośrodek wychowawczy. Opracowałem już koncepcję przenosin. To jest plan na tę kadencję. Obecna siedziba urzędu uległa zdekapitalizowaniu, a ja muszę racjonalizować wydatki na utrzymanie samorządu. Urzędnicy zaczynali tu pracować w okresie późnego Gomułki i wczesnego Gierka. Nie będę inwestować w takie remonty, bo byłyby bardzo kosztowne. Wolę umieścić urząd w centralnym miejscu miasta. Taka przeprowadzka obetnie nam koszty utrzymania o 400 tys. zł rocznie. Nastąpi wtedy reorganizacja pracy urzędu, niektóre stanowiska zostaną połączone, a inne rozłożone.
– Pieniądze na oświatę to lwia część budżetu każdej gminy. Wystarcza ich w Kuźni Raciborskiej?
– Moi poprzednicy już zamknęli w gminie jedną szkołę i mamy teraz ciasno w jednostkach, które zostawili. Nie sądzę by w tej kadencji zaistniała potrzeba dalszych cięć. W przedszkolach zrobiło się luźniej bez sześciolatków, jednak nie wszędzie. Na przykład w Rudach mamy tłok.
– Jest pan zadowolony z polityki informacyjnej? Widać Kuźnię poza Kuźnią? Wydaje się, że sąsiednią Nędzę widać bardziej w mediach.
– Jak pan wpisze dziś Kuźnię w wyszukiwarce to dowie się pan o pożarach, powodziach i morederstwie policjantów. Zależy mi na zmianie wizerunku Kuźni. Przekaz informacji musi być szczery, otwarty. Jesteśmy w trakcie budowy nowoczesnej strony internetowej, w formie narzędzia dla mieszkańców. Chcę aby była pełna filmów i spotów, które promowałyby tę ziemię. Nie chcę puszczać w eter wydmuszek. To musi być coś fajnego, co można dotknąć, zobaczyć. Zasiałem już to zboże i czekam aż ono wzejdzie. Na takim kuźniańskim portalu znajdą się: strona z harmonogramem pracy lekarza, gdzie przyjmuje i kiedy, a także rozkłady jazdy pociągów i autobusów oraz wiele innych przydatnych funkcji. To ma być rozsądne narzędzie. Oczywiście witryna urzędowa też będzie funkcjonować.
– Czy turystyka może być kołem zamachowym dla rozwoju Kuźni? Gmina ma lasy, wodę i zabytki.
– Kuźnia jest dwubiegunowa. Zachodnia część jest od stu lat uprzemysłowiona. Trudno byłoby tam ubrać się w kierpce by likwidować przemysł w tym miejscu. Będę przygotowywał się by w tej części stworzyć ofertę dla przedsiębiorców. Być może będzie to rodzaj strefy ekonomicznej, a może zwolnienie inwestorów z podatków. Przemysł musi tutaj rosnąć nie maleć. Drugi biegun to Rudy. One są wyjątkowo turystyczne. Tam nie przewiduję żadnych manufaktur pod pałacem cysterskim. Turystyka to nasz duży atut. Goszczenie turystów musi mieć swój wymiar finansowy, na tym trzeba zarabiać. Brakuje nam agroturystyki i lepszej oferty hotelowo-restauracyjnej.
– Jaką chciałby pan zobaczyć Kuźnię Raciborską po zakończeniu swojej pracy w samorządzie?
– Nie wiem co będę robił za 3,5 roku. Dzisiaj nie potrafię przewidzieć na ile zrealizują się moje plany rozwoju gminy. Ile kadencji poświęcę Kuźni zależy wyłącznie od wyborców. Muszę przyznać, że trochę tęsknię za swoim statkiem. Może być tak, że wyprowadzę Kuźnię na prostą i oddam ją w dobre ręce. Chciałbym móc się wtedy pochwalić tym co zrobiłem niż za to wstydzić, ale to przecież naturalne.
– Dziękuję za rozmowę
Ludzie
Były burmistrz Kuźni Raciborskiej.