Masłowski: Po kasę do miasta w ostatniej kolejności. Tak jak w „Przystanku Alaska„
Czy chciałbyś czasem zmienić coś w swojej miejscowości, lub zorganizować coś dla społeczności? Obecnie coraz częściej inicjatywy lokalne wprowadzane są w życie. Gdzie jednak szukać na nie dofinansowania? Zapytaliśmy o to specjalistę – wiceprezydenta Rybnika Piotra Masłowskiego, który tematem pozyskiwania środków i organizacjami zajmuje się już od 14 lat.
Wcale nie musi być tak, że od pomysłu do jego realizacji wiedzie długa droga przez mękę i biurokrację. Coraz większą popularnością cieszą się różnego rodzaju inicjatywy, np. warsztaty, zajęcia, szkolenia czy małe inwestycje, zainicjowane przez mieszkańców z zapałem do działania. – Choć zmieniło mi się stanowisko i perspektywa, nie zmieniły mi się poglądy. Moim zdaniem miasto powinno być ostatnim miejscem, do którego obywatel idzie po środki. Socjologowie twierdzą, że społeczeństwo obywatelskie jest tam, gdzie urząd jest ostatnią instancją. Oznacza to, że ludzie najpierw pracują sami, a jeśli się nie da, wspomagają się urzędem i budżetem miasta. Społeczeństwa postkomunistyczne, niestety, działają odwrotnie, bo najpierw idą do urzędu, a dopiero gdy tam dostaną szlaban, zastanawiają się co można zrobić inaczej. Powinno być dokładnie na odwrót. Kiedy prowadzę szkolenia z tego zakresu, bardzo często przywołuję „Przystanek Alaska”. Nasze pokolenie oglądało kiedyś taki serial. Oni tam siedzieli w barze i dyskutowali o rozwiązaniach problemu. Ich burmistrz to był ostatni kierunek, kiedy nie dało się już wymyślić nic innego. To pokazuje jak nam daleko do społeczeństwa wysokorozwiniętego w tym obszarze – twierdzi Piotr Masłowski, wiceprezydent Rybnika, wcześniej związany przez kilkanaście lat z rybnickim Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych CRIS.
Bierz przykład od sąsiadów
Gdzie w takim razie można szukać pomocy? – Możliwości jest całkiem sporo. Są możliwości publiczne, bo np. jest Fundusz Inicjatyw Obywatelskich i tzw. regranting. Operatorem konkursu na województwo śląskie jest nasz rybnicki CRIS, który rozdziela pieniądze również dla grup nieformalnych. Można w ten sposób dostać 4 tysiące na zrobienie lokalnej inicjatywy. Rocznie 130-150 takich inicjatyw kwalifikuje się do dofinansowania. Mechanizm prawny, który funkcjonuje od 2011 roku to inicjatywa lokalna, czyli umowa między mieszkańcami a władzami gminy. Inicjatywa lokalna wywodzi się od wykładania dróg systemem gospodarczym. Gmina dawała materiał, ale ludzie wykonywali pracę. W naszej okolicy Czerwionka-Leszczyny była prekursorem inicjatywy lokalnej, a ich pomysły (np. słoneczny plac zabaw w Bełku) są często pokazywane jako przykład. W Raciborzu również sporo dzieje się w tym zakresie, a ludzie wypracowali sobie swój system od zera. Czytałem np., że ludzie wymieniali okna w szkole. Okna kupiło miasto, ludzie wykonali pracę. W Rybniku dopiero 3 czerwca podpisaliśmy pierwszą inicjatywę lokalną, choć podstawy prawne były już od kilku lat. Będzie to festyn z okazji 95-lecia klubu Polonia Niewiadom. Ciężko przekazać w tym wypadku mały grant, bo inicjatywa nie pasuje ani do kultury, ani do sportu. Dlatego namówiliśmy ich na inicjatywę lokalną – wyjaśnia wiceprezydent.
Zbiórki w internecie
Oprócz urzędowych i ministerialnych możliwości, innym sposobem jest zbiórka publiczna. – Stara ustawa w tym zakresie uległa znaczącym zmianom i dzisiaj jest zdecydowanie łatwiej uzbierać pieniądze na mieście czy w internecie. To zresztą zasługa kancelarii odchodzącego prezydenta. Kolejny sposób to crowdfounding. Pojawia się coraz więcej portali, na których ludzie przedstawiają swoje inicjatywy, a jeśli się spodobają, inni przekazują małe kwoty w celu ich dofinansowania. Jest np. portal Siepomaga.pl, który jest znacznie lepszy niż zbieranie 1 procenta podatku na chore dzieci, bo nie temu miał służyć ten instrument. Portal służy do zbierania pieniędzy. Myślę, że te narzędzia związane z finansowaniem społecznościowym, będą się znacząco rozwijać w najbliższych latach. Brakuje nam trochę sensownego rozwiązania dotyczącego sponsoringu firm. W bogatszych państwach firmy dają zazwyczaj duże pieniądze wyspecjalizowanym podmiotom, które rozdzielają je tam, gdzie są potrzebne. U nas jest to „żebring”. Coraz częściej spotykamy się też z konkursami koncernów, które finansują lokalne inicjatywy. Takim przykładem było niedawne nawoływanie do głosowania na ufundowanie placu zabaw, ogłoszone przez jeden z koncernów kosmetycznych. Takich akcji jest dużo – zapewnia Piotr Masłowski, zachęcając lokalnych działaczy z misją do tworzenia organizacji. W ten sposób bowiem łatwiej jest pozyskiwać nawet bardzo duże środki. Dla chcącego nic trudnego.
Szymon Kamczyk
Ludzie
Senator