Górki Śląskie: Uczcili ofiary marszu śmierci [ZDJĘCIA]
- Dobrze, że społeczność lokalna wraca pamięcią do tych tragicznych wydarzeń sprzed 70 lat. Musimy o tym pamiętać, bo świat się nie zmienia, w ludziach wciąż jest wiele możliwości uruchamiania zła - mówiła Barbara Adamczyk z Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem podczas uroczystości w Górkach Śląskich upamiętniających ofiary tzw. marszu śmierci.
23 stycznia 1945 rok. Górki Śląskie przemierza kolumna zabiedzonych ludzi w pasiakach. Po wyjściu z obozu mają nadzieję na wolność. Wielu nie przeżyje marszu... Na tutejszym cmentarzu spoczywa 17 więźniów niemieckiego obozu zagłady w Auschwitz. Zginęli w drodze, z wyczerpania, głodu i mrozu. Znajduje się tu zbiorowa mogiła i płyta z inskrypcją: "Z bezkresu wzgardy, cierpień i nadziei ku wiecznej chwale i pamięci", symbolicznie otoczone drutem kolczastym.
Mieszkańcy uczcili pamięć ofiar w 70. rocznicę wyzwolenia obozu - najpierw mszą św., potem modlitwą na cmentarzu. Żołnierze Wojska Polskiego przy mogile zaciągnęli wartę honorową. Po części oficjalnej już w Zespole Szkolno-Przedszkolnym uczniowie przedstawili wzruszający program artystyczny. - Pojawiło się pragnienie, by przypomnieć o historii. Szczególnie młodym ludziom, dla których dzisiejsza uroczystość jest konkretną lekcją historii - mówił ks. Maciej Górka, proboszcz parafii p.w. Dobrego Pasterza w Górkach Śląskich, pomysłodawca zorganizowania uroczystości.
Obecny na uroczystości Jan Delowicz, pracownik muzeum miejskiego w Żorach, materiały dotyczące marszów śmierci zaczął zbierać równo 30 lat temu. Kolumna zabiedzonych ludzi przez Górki Śl. przechodziła dokładnie 23 stycznia 1945 roku. - Szkoda, że nikt wtedy nie pomyślał, żeby zanotować numery na pasiakach. Znalibyśmy dziś nazwiska ludzi pochowanych w mogile na tutejszym cmentarzu, moglibyśmy poinformować ich rodziny - żałuje Jan Delowicz.
Historykowi udało się w Górkach Śl. dotrzeć do świadków tamtych wydarzeń. - Mieszkańcy nie tylko stali na chodniku i przyglądali się kolumnie. Próbowali rzucić chleb, podać wodę, oczywiście ryzykując śmiercią. Zdarzało się, że konwojenci strzelali do ludzi za każdą próbę pomocy. Krzyczeli: chcecie do nich dołączyć?! - opowiada Jan Delowicz.
Dziadek Barbary Adamczyk był więźniem Auschwitz. Marsz śmierci udało mu się przeżyć. - Był wspaniałym człowiekiem. Przeżył 92 lata i proszę sobie wyobrazić, że nigdy nie wspominał tamtego okresu - przyznała. Historia dotarła do niej po wielu latach. Barbara Adamczyk była dyrektorem jednej ze szkół w Katowicach i ówczesny wiceprezydent miasta zaproponował jej, by nadano placówce imię rotmistrza Witolda Pileckiego. - Początkowo miałam pewne wątpliwości, bo jestem lokalną patriotką i chciałam, żeby był to ktoś związany z historią ziemi śląskiej. Ale kiedy poznałam biografię rotmistrza okazało się, że organizował ruch oporu w obozie Auschwitz-Birkenau. Poczułam wtedy, że przyszło mi spłacić dług za mojego wspaniałego dziadka - opowiada pani Barbara. Od tamtej pory poświęciła się intensywnej pracy w Towarzystwie Opieki nad Oświęcimiem.
Z obozu Auschwitz-Birkenau wyruszyło 17 stycznia 1945 roku około 56 tys. osób. Szacuje się, że ok. 15 tys. marszu nie przeżyło.
źródło: UG Nędza