Jak walczyć z „zemstą Stalina”?
Barszcz Sosnowskiego w ostatnim czasie mocno daje się we znaki mieszkańcom naszego regionu, a szczególnie głośno zrobiło się o nim po śmierci kobiety, która podczas koszenia dotknęła rośliny. Jak zatem w bezpieczny sposób zwalczać „zemstę Stalina”? Okazuje się, że zdobycie rzetelnych informacji w tym temacie wcale nie jest takie łatwe.
Jakiś czas temu na naszą redakcyjną skrzynkę otrzymaliśmy wiadomość o następującej treści: „Witam. Wracając dzisiaj ze spaceru ul. Rybnicką w rejonie przejazdu kolejowego natknąłem się na bardzo ciekawą roślinę. Rosło tam nawet ich sporo i tak patrząc na nią oświadomiłem sobie, że jest to ten wstrętny barszcz sosnowskiego. Jak widać ten oto gatunek zawitał także do Leszczyn”. Do maila dołączone zostało zdjęcie.
W nawiązaniu do informacji czytelnika, postanowiliśmy sprawdzić, w jaki sposób można zidentyfikować barszcz sosnowskiego i w jaki sposób z nim walczyć lub gdzie szukać pomocy. W związku z tym skontaktowaliśmy się z Powiatową Stacją Sanitarno-Epidemiologiczną w Rybniku. Otrzymaliśmy jednak informację, że sanepid tą sprawą się nie zajmuje. Kolejny telefon wykonaliśmy do Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Rybniku. Tam również odesłano nas z kwitkiem i polecono kontakt z Państwową Inspekcją Ochrony Roślin i Nasiennictwa.
– Nasza inspekcja świadczy usługi w zakresie identyfikacji tych roślin. Na zlecenie danego podmiotu możemy pobrać próbki i wysłać do wojewódzkiego laboratorium ochrony roślin w Katowicach. Jeśli istnieje podejrzenie, że mamy do czynienia z barszczem sosnowskiego, oczywiście nie wolno takiej rośliny dotykać, a w przypadku wiatru nawet się do niej zbliżać, gdyż może dojść do poparzenia z dalszej odległości – poinformowała nas Agata Znamirowska z raciborskiego oddziału Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa i dodała, że Barszcz Sosnowskiego znajduje się na liście roślin inwazyjnych, więc podlega pod odpowiedni wydział ochrony środowiska w danym urzędzie miasta.
Wykonaliśmy więc telefon do rybnickiego magistratu, gdzie połączono nas z wydziałem ekologii. Tam zapisano nasze pytania dotyczące „zemsty Stalina” i obiecano odpowiedź. Po kilkudziesięciu minutach jeden z pracowników wydziału poinformował nas, że co do zwalczania, nie ma przeciwwskazań, by robić to na własną rękę, zarówno sposobami mechanicznymi, czyli przez wykaszanie, jak i chemicznymi. Oczywiście z zachowaniem należytej ostrożności i stosowaniem odzieży ochronnej, bo trzeba mieć świadomość, że działanie rośliny jest szkodliwe. Na koniec powiedziano nam, że są to uniwersalne wskazówki, zaczerpnięte z internetu...
Kolejny numer telefonu, pod jaki zadzwoniliśmy, należał do rzecznika Straży Miejskiej w Rybniku. – Są pytania typu co z tym zrobić. Jeśli wpłynie do nas takie zgłoszenie, a roślina znajduje się na terenie należącym do miasta, to my przekazujemy tę informację do zieleni miejskiej. Stan prawny zabrania oczywiście działań takich jak na przykład handel Barszczem Sosnowskiego, ale jeśli rośnie na terenie prywatnej posesji i właścicielowi nie przeszkadza, to my nie możemy nic z tym zrobić – stwierdził Dawid Błatoń.
Może zatem Zieleń Miejska jest w stanie nam pomóc? Dzwonimy i pytamy zatem o kompetencje tej jednostki. – Straż Miejska poinformowała nas ostatnio, że ognisko Barszczu Sosonowskiego znajduje się w dzielnicy Zamysłów, na terenie tzw. Okrzeszyńca. Wysłałem tam naszego człowieka, który jednak tych informacji nie potwierdził. Była to po prostu roślina bardzo podobna. Jednak jeśli zostalibyśmy wezwani do takiego zgłoszenia, to usunięcie takiej rośliny odbywałoby się poprzez jej wykoszenie w płaszczu ochronnym i rękawicach, a następnie spalenie. Za pomocą środków chemicznych zniszczylibyśmy zaś korzeń. I takie same metody polecam osobom, które chcą się pozbyć barszczu sosnowskiego ze swojej posesji. Najważniejsze, by sok rośliny nie miał kontaktu ze skórą. My sami na posesjach prywatnych nie podejmujemy się usuwania tych roślin, ponieważ aktualnie jesteśmy całkowicie zaangażowani w prace związane konsekwencjami nawałnicy, jaka przeszła niedawno nad Rybnikiem – powiedział Andrzej Kozera, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Rybniku.
Okazuje się zatem, że Barszcz Sosnowskiego to rzeczywiście „toksyczna” sprawa i trudno znaleźć instytucję, która wzięłaby na siebie pełną odpowiedzialność za walkę z tą rośliną. A przynajmniej takie wnioski nasunęły się nam po opisanych wyżej próbach zdobycia kompleksowej informacji.
(kp)
fot. Hugo.ark, pl.wikipedia.org, CC BY-SA 3.0
No właśnie w tym problem że nikogo nie interesuje, a że roślina jest niesamowicie plenna, to przyszłe lata będą skutkowały koniecznością usuwania barszczu przy kosztach nieporównywalnie większych niż gdyby to było zrobione teraz, kiedy roślina się dopiero pojawiła. Ale tak to już jest, że Polak przed szkodą i po szkodzie głupi. Na szczęście nie wszyscy - czytałam, że są w Polsce gminy które już rozpoczęły plan unicestwienia barszczu na swoich terenach i skrzętnie go realizują - jednak by przyniosło to trwałe skutki taka akcja powinna objąć cały kraj. Uważam że to ważna kwestia do przemyślenia dla lokalnych władz!
"Za starego piyrwej" nie było problemu. Każdy kawałek gruntu był zagospodarowany, przy 99% domów hodowano "kury, gęsi i zielone kaczki" - na młode pokrzywy i zielsko dla nich chodziło się na wszystkie okoliczne ranty i ugory (a że było dużo chętnych to rwało się wszystko). A teraz.... (sr)Unia z dotowaniem nieużytków, ekoterroryści z zakazami ROUNDUPu i chemiczne mięso, bo nawet jakby się hodowało, to zaszlachtować nie wolno......
W Olzie na ul.Kolejowej prowadzącej do ośrodka wypoczynkowego są dwa miejsca gdzie rośnie ta roślina,nikogo to nie interesuje,gmina jest głucha na informacje