Według prokuratora nie ma dowodów winy strażników miejskich
Prokurator nie dopatrzył się przestępstwa w postępowaniu dwóch strażników miejskich z Wodzisławia Śląskiego, którzy zostali zwolnieni dyscyplinarnie z pracy za domniemane przywłaszczenie pieniędzy z parkomatów. Śledztwo zostało umorzone.
Jednak sprawa jest w toku, ponieważ prezydent miasta złożył zażalenie do sądu na decyzję prokuratora. - Radca prawny urzędu wraz z komendantem straży miejskim zarekomendowali mi złożenie zażalenia wskazując na czynności, które ich zdaniem należało przeprowadzić inaczej. Ale szczegółów z uwagi na to, że są to akta sprawy ujawnić nie mogę - mówi prezydent Mieczysław Kieca. Sąd może zażalenie uwzględnić nakazując prokuratorowi powtórzenie dochodzenia, ale może też je oddalić. Wtedy umorzenie się uprawomocni.
Sprawa sięga marca tego roku. Pracownice urzędu miasta odpowiedzialne za kontrolę Strefy Płatnego Parkowania wychwyciły brak monet z kaset parkomatów znajdujących się w centrum miasta. Z wewnętrznego śledztwa przeprowadzonego w Straży Miejskiej w Wodzisławiu Śl. wynikało, że potencjalnymi złodziejami są dwaj strażnicy obsługujący tego dnia urządzenia kasujące za postój. - W tej sytuacji nie widzę innej możliwości niż dyscyplinarne zwolnienie pracowników. Taka decyzja została podjęta niezwłocznie przez prezydenta miasta – mówił wówczas Janusz Lipiński, komendant Straży Miejskiej. Strażnicy mieli zabrać około 7 tys. zł. Sprawę natychmiast przekazano policji, która prowadziła czynności pod okiem Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu Śl. Prokurator ostatecznie sprawę umorzył, ponieważ ocenił, że nie ma dowodów jednoznacznie wskazujących na winę strażników. Oni sami nie przyznawali się do winy.
- Są pewne poszlaki, jednak w ocenie prokuratora nie układały się one w całość, która wystarczyłaby w sądzie - mówi prokurator rejonowy Witold Janiec. Potwierdza, że rzeczywiście strażnicy wykonywali czynności w pobliżu parkomatów w porze, kiedy z kaset zniknęły pieniądze. Śledczym nie udało się jednak udowodnić, że zabrali pieniądze. - Sami strażnicy zeznawali, że byli na interwencji - kończy prokurator Janiec. Zatem skoro nie strażnicy, to kto zabrał pieniądze?
Zwolnieni pracownicy SM nie pogodzili się z utratą pracy. Wytoczyli swoim przełożonym proces w sądzie pracy. Domagają się odszkodowania.
(tora)
Ludzie
Prezydent Wodzisławia Śl.
Rychu daj sobie siana! Sam zaczynałeś w milicji a teraz uważasz się za obrońcę prawa. A Fee Rychu!
wniosek z tego jest taki. kiedy nie ma 100% dowodów to możesz szaleć na wszystkie fronty, grunt to odpowiednia argumentacja :)
Do polak. Rychu jesteś nudny!
prawo Kaliego, zwykłych strażników zwolnili bo mieli podejrzenia, ale nikt im niczego póki co nie udowodnił, z kolei na szefa ważnej jednostki zatrudnia się kogoś kiedy sprawę bada CBA. Nie widzę konsekwencji w działaniu urzędników z Wodzisławia. Byli strażnicy mają pełne prawo domagać się odszkodowania, a nawet przywrócenia do pracy.