Problem uchodźców – między lękiem, a współczuciem
Problem uchodźców zdominował obecnie wszystkie tematy. Wniknął w polityczne spory i do prywatnych rozmów. Czy problem dotyczy nas? Może jeszcze nie dziś, ale w niedalekiej przyszłości?
Uchodźcą był Pan Jezus. W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Anioł Pański ukazał się Józefowi i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Go zgładzić. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał do śmierci Heroda”.
Informacji szukam u ks. prałata Arnolda Drechslera, dyrektora Caritasu naszej opolskiej diecezji.
– Czy ksiądz boi się imigrantów, jak większość Polaków?
– Nie boję się, bo to nie najeźdźcy, ale uchodźcy. W XIII wieku na Śląsk, za czasów św. Jadwigi, najeżdżali Tatarzy – muzułmanie. Książę Henryk Pobożny stawił im zbrojny opór pod Legnicą. Uchodźców nie trzeba się bać; to są ludzie w sytuacji bez wyjścia, pełni lęku, którzy oczekują, że rozumiemy ich tragedię i im pomożemy.
– Mamy obowiązek im pomóc?
– Odmówiono im podstawowego prawa każdego człowieka do życia w swojej ojczyźnie, wtedy skorzystali z innego prawa podstawowego: do emigracji, by schować się do innych krajów przed prześladowaniem. Polacy w przeszłości szeroko z tego prawa korzystali. „Ibi patria, ubi bene – Tam moja Ojczyzna, gdzie mi dobrze”. Obecni uchodźcy idą tam, gdzie bomby nie spadają, gdzie nie zmuszają ich do przyjęcia innej wiary, gdzie można żyć. Ci, którzy odmawiają im prawa do osiedlania się w swoim kraju, są niedaleko od tych, którzy pozbawili ich prawa do własnej ojczyzny. Ci bowiem również ich przeganiają wskazując, że „tu nie wasze miejsce”. W tym zachowaniu jest ta sama logika.
– Czy zasadą powinno być, że przyjmujemy tylko chrześcijan?
– Nie. Specyfiką Kościoła chrześcijańskiego jest otwartość dla wszystkich bez względu na okoliczności. Spieszy z pomocą tym, którzy są w potrzebie. Miłosierny samarytanin nie legitymował tego, który wpadł między zbójców; nie szukał w jego kieszeniach paszportu; nie podejrzewał podstępu.
– Czyli nie stawiamy warunków?
– Stawiamy, ale z miłością. Miłość bliźniego musi być: po pierwsze inteligentna. Gościom przedstawiamy nasz porządek i nasze wartości oczekując, że będą je respektować. Po drugie: nasza pomoc nie może być nadopiekuńcza, żadnego paternalizmu. Pomoc zmierza do aktywnej integracji. Na początku możemy owszem dać: żywność, pościel, meble, lodówkę, ale potem oczekujemy, że pójdą do szkoły i do pracy. Pomożemy, ale nie będziemy ich lepiej traktować niż innych biednych. To są ludzie, którzy stracili swój dom i ojczyznę, ale dalej zachowali swe umiejętności, talenty, zdolność do pracy. Są na ogół zdrowi fizycznie i intelektualnie. Trzeba w nich wskrzesić pragnienie odbudowy życia, rozpoczęcia nowego jego rozdziału. To nie ludzie bezwartościowi i niezdolni do niczego.
– Czyli pomoc do samopomocy.
– Jest różnica między dawaniem a pomaganiem. Gdy im dajemy będą brać, ale muszą być gotowi do odwzajemnienia się. Taka zasada obowiązuje w naszej pracy w Caritas: kto pomaga, może oczekiwać wzajemności. Na tym polega solidarność. Dotyczy ona także Polski i Unii Europejskiej, bo za chwilę nasz kraj może potrzebować pomocy innych państw, gdy przyjdzie np. fala uchodźców z Ukrainy.
– Ukraińcy to nie islamiści
– Islam i chrześcijaństwo już mieszkają w niejednej miejscowości a nawet rodzinie w Austrii i w Niemczech. Jeśli tam współżycie jest możliwe, to i w naszym społeczeństwie również. W szybko zmieniającym się świecie nie możemy się okopać, to kiepska strategia. Jesteśmy skazani na dialog między religiami i kulturami, warunek: musimy wtedy być chrześcijanami 24 godziny na dobę.
– Znam niestety też przykłady niezbyt pozytywne
– Tu muszę przyznać racje.
– Zalecenia papieża Franciszka w stosunku do uchodźców są jednoznaczne.
– Nasz biskup Andrzej Czaja był o trzy miesiące do przodu. Zalecił już wtedy naszej Caritas, by była przygotowana i działała.
– Jak konkretnie?
– Diecezjalna Caritas wytypowała trzy miejsca, które przed Bożym Narodzeniem mogą być gotowe na przyjęcie uchodźców. Za chwilę przystępujemy do remontu budynków w Długomiłowicach, Kietrzu i Prudniku. Łącznie będziemy mogli przyjąć osiem, dziewięć rodzin. Docelowo chcemy na terenie każdego dekanatu, czyli w 36 miejscach naszej opolskiej diecezji, przygotować dom czy mieszkanie dla imigrantów. Caritas przeznacza 5 tys. złotych dla każdego z tych miejsc, resztę trzeba zrobić we współpracy z miejscowym samorządem. Mamy dobre doświadczenie jeśli chodzi o współpracę opolskiej Caritas z samorządami lokalnymi. Większość Stacji Opieki i gabinetów rehabilitacyjnych Caritas mieści się w lokalach użyczanych przez gminy. Mądra współpraca i połączone siły parafii i gminy mogą tylko ułatwić i przyspieszyć dzieło integracji przybyszów z Syrii.
– Czyli czekamy na ich?
– Kościół i Caritas nie są stroną zapraszającą. Inicjatywa sprowadzenia uchodźców leży po stronie rządu. Kościół nie może niczego zrobić na własną rękę, zawsze tylko w porozumieniu z organami państwowymi. Na rządzie spoczywa odpowiedzialność za kontrolę kto do nas przyjeżdża; za ich i nasze bezpieczeństwo. Państwo zapewnia przybyszom przysługujące im świadczenia, a więc: ubezpieczenia, prawo do leczenia, do edukacji, do pracy. Kościół chętnie służy pomocą.
– Polska przeżywa niż demograficzny. Nowi ludzie, zwłaszcza młodzi, mogą uzupełnić powstałą pustkę.
– Nie możemy i nie chcemy patrzeć na imigrantów pod kątem demograficznym lub ekonomicznym. Tak może postępować państwo. Caritas daje odpowiedź na to co w konkretnej sytuacji jest konieczne; przybysze muszą być przyjęci. Ważna też jest formacja etyczna społeczeństwa, aby przybysze doświadczyli naszego człowieczeństwa.
– Jednak obawa islamizacji u wielu ludzi naszego kraju pozostaje.
– Co to za chrześcijanie w 35-milionowej społeczności, którzy boją się 7 tysięcy muzułmanów?
– Dziękuję za rozmowę z konkretnymi propozycjami na trudny problem. Widzę w nich głębokie zawierzenie obietnicy Jezusa: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.
ks. Jan Szywalski