Irena Ścibor-Rylska we wspomnieniach córki
Moja Matka – Irena Ścibor-Rylska, z domu Ciesielska, urodziła się 1 maja 1906 roku we Lwowie. Była córką Zofii z domu Gizińskiej i Kazimierza Ciesielskiego – chemika, profesora, a później rektora Wyższej Szkoły Handlu Zagranicznego we Lwowie.
W 1927 roku wyszła za mąż za prawnika Jerzego Ścibor-Rylskiego. Rodzice zamieszkali w Grudziądzu, gdzie ojciec był sędzią, a następnie przenieśli się do Świecia nad Wisłą, gdzie ojciec przeszedł na adwokaturę. Mieszkaliśmy tam do wybuchu wojny. Ojciec, jako oficer rezerwy, został zmobilizowany i walczył na Helu do 2 października 1939 roku, następnie dostał się do niewoli niemieckiej.Ponad pięć lat był więźniem offlagu. Wrócił do rodziny w 1945 roku po wyzwoleniu obozu. Za udział w obronie Helu został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
Mama, ze mną i moim starszym bratem Aleksandrem, podzieliła los rzeszy uchodźców. Uciekając przed Niemcami udaliśmy się do Lwowa. Tu los takich wygnańców był tragiczny. Zaczęły się masowe deportacje do Kazachstanu i na Syberię. By tego uniknąć, z wielkimi zresztą trudnościami, dotarliśmy do Warszawy. Mama ciężko pracowała, by utrzymać rodzinę. Tu zaczynałam chodzić do szkoły, a brat na tajnych kompletach zdał małą maturę w 1944 roku. Potem brał udział w Powstaniu Warszawskim, gdzie został ciężko ranny. Po wojnie zdał maturę, studiował, został w przyszłości pisarzem, reżyserem i scenarzystą filmowym. Zmarł w wieku 55 lat na zawał serca.
Rodzice po wojnie szukali, jak to się mówi, swojego miejsca na ziemi i po wojennej gehennie osiedli w Raciborzu. Ojciec wrócił do swojego zawodu, a Mama podjęła pracę nauczyciela języka polskiego w szkole średniej. Całe życie miała w sobie duszę społecznika. Poza pracą zawodową uczyła na kursach repolonizacyjnych i kursach dla analfabetów, których po wojnie było sporo. W 1951 roku została dyrektorem liceum. Tę pracę wykonywała aż do swej przedwczesnej śmierci 17 listopada 1966 roku.
Jej pogrzeb stał się ogromną demonstracją żalu, szczerego bólu i czci dla jej życia i dokonań. Na jej grobie do dzisiaj składane są kwiaty i znicze. Chciałabym tą drogą podziękować tym, którzy pamiętają o mojej matce. Osobiście nie mogę tego uczynić, bo od ukończenia studiów nie mieszkam w Raciborzu i przeważnie nie znam nazwisk osób, które na ten grób przychodzą. Dziękuję im z całego serca.
Ja wyszłam za mąż za inżyniera Władysława Fojcika. Nasza córka Irusia była wielką miłością babci Ireny, która starała się jak najczęściej ją odwiedzać. Przyjeżdżała do Bytomia, gdzie wtedy mieszkaliśmy, albo wnuczka gościła u dziadków. Niestety, Mama krótko cieszyła się ukochaną wnuczką, która w chwili śmierci babci miała cztery latka. Słynne słowa poety rzymskiego Horacego „Non omnis moriar” – nie wszystek umrę – szczególnie można zastosować właśnie do mojej Mamy. Wielu ludzi opłakiwało jej śmierć, a pamięć o niej i o tym czego dokonała i czego wielu ludzi nauczyła w swojej pracy pedagogicznej nie zaginie. Taką mam nadzieję.
Mieszkam od wielu lat w Katowicach. Śladem Mamy zostałam nauczycielką, będąc tym samym czwartym pokoleniem w tym zawodzie – po moim pradziadku Teofilu Ciesielskim, profesorze Uniwersytetu Lwowskiego, dziadku Kazimierzu Ciesielskim i mojej Kochanej Mamie.
Obecnie od dawna jestem na emeryturze. Córka jest inżynierem, podobnie jak jej mąż. Mają dwie córki, moje ukochane wnuczki Zosię i Marysię. Dwa lata temu owdowiałam. Na szczęście mam kochane, dobre dzieci i najdroższe wnuczki.
Córka Ireny Ścibor-Rylskiej
Maria Fojcikowa
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu