Dom na dachu, czyli niesamowita podróż Jelińskich
Meczety o niesamowitej akustyce, afrykańskie kobiety, które mają zakaz kontaktu z wodą, cukierki sporządzone na bazie liści koki - rodzina Jelińskich w dwa lata przejechała świat land roverem.
Gościem trzeciego dnia Raciborskiego Festiwalu Podróżniczego Wiatraki był prezes ZPC Mieszko Igor Jeliński wraz z rodziną. Zebrani w sali widowiskowej Raciborskiego Centrum Kultury widzowie obejrzeli film "Dom na dachu", który opowiada historię dwuletniej podróży rodziny Jelińskich po świecie.
W latach 2009-2010 Igor, Rachel, Sarah, Charles, Eleonore przebyli długą drogę - przez Bałkany, Turcję, Iran, Syrię, Jordanię, Izrael, Egipt, Tanzanię, Malawi, Namibię, Botswanę, RPA, Lesoto, Argentynę, Chile, Peru, Boliwię, Brazylię, Urugwaj, USA, Senegal, Niemcy - aż do domu we Francji.
Film "Dom na dachu" jest bardzo osobisty. "Zwyczajne" wydarzenia z życia rodziny - przygotowywanie posiłków, nauczanie dzieci, czy przyjęcie pierwszej komunii świętej przez Charlesa - przeplatają się z zachwycającymi krajobrazami, bogactwem przyrody, spotkaniami z tubylcami.
Szczególne wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia wykonane podczas podróży po Syrii - portrety prezydenta Asada, tętniące życiem ulice Aleppo i Damaszku, które po czterech latach okropnej wojny domowej zamieniły się w morze gruzów.
- Podczas podróży nie odpoczywamy - mówią Jelińscy przedzierając się przez mroźną Patagonię. Są zmęczeni, zziębnięci, niepewni, czy ich wóz terenowy nie rozleci się na wyboistych drogach. Trudy podróży kompensują im piękne widoki, fenomeny przyrody, niezwykła fauna i flora oraz napotkani - mówiący różnymi językami, o rozmaitych barwach skóry, hołdujący swoim wierzeniom i zwyczajom, ale zawsze ciekawi, wyjątkowi i życzliwi.
"Dom na dachu" wywarł na mnie podwójne wrażenie. Zachwycił mnie pięknem Stworzenia, o którym zbyt często zapominam w codziennej pogoni za informacjami, zdjęciami, wypowiedziami. Z drugiej strony wzbudził we mnie podziw dla Igora, Rachel, Sary, Charlesa i Eleonore - że zdecydowali się na taką podróż, nie zabrakło im woli i determinacji, aby ją kontynuować. Oglądanie tego wszystkiego z pozycji widza WIATRAKÓW to jedno, ale tłuczenie się po bezdrożach świata - to drugie.
- Najpiękniejsze, co spotkało nas podczas tej wyprawy to właśnie ludzie, napotkani przypadkiem na ulicy, w drodze czy w potrzebie i to właśnie ukazanie piękna tych spotkań było moim celem - mówi o wyprawie I. Jeliński.
Wojtek Żołneczko