Ciąg dalszy zawieruchy wokół wiatraków
Po proteście jaki w związku z rozpoczęciem budowy farmy wiatrowej zorganizowano w Wojnowicach, władze gminy postanowiły skonsultować się z inwestorem. Przedstawiciel spółki, Łukasz Chmielewski przybył w tym celu na sesję rady miejskiej 27 października. Na sali byli również przedstawiciele niezadowolonej społeczności Wojnowic.
Chmielewski wyjaśnił, że dwa wiatraki mają stanąć jeszcze w tym roku. Oba będą wysokie na sto metrów, zaś każde skrzydło ma dodatkowo 50 m. Ich odległość od zabudowań waha się od 532 m do ponad 700 m. Dodał, że jego firma zyskała wszystkie wymagane pozwolenia i odstąpienie od budowy nie jest już możliwe. Przynajmniej w przypadku tych dwóch turbin, bo planowanych jest ich jeszcze kilkanaście.
W imieniu zaniepokojonych mieszkańców najwięcej pytań zadawał radny Andrzej Woźniak. Interesował się czy wiatraki wydają infradźwięki, w jaki sposób decydowano o lokalizacji poszczególnych wiatraków, czy wpływają one na ptactwo i co z gniazdem bociana, którego podobno nie uwzględniono w dokumentacji środowiskowej, podczas wydawania zgody na realizację inwestycji.
Ł. Chmielewski stwierdził, że o infradźwiękach z wiatraków nic nie wiadomo w świecie nauki, stąd on też nic nie może powiedzieć. Wpływ na ptactwo będzie monitorowany przez pięć lat, zaś już wcześniej musiano zbadać czy kręcące śmigło zbyt mocno nie naruszy porządku natury. O bocianim gnieździe powinien mówić raport środowiskowy, który wykonali specjaliści, a którym kierował się inwestor. Lokalizacja była ustalana w taki sposób aby jeden wiatrak nie wpływał na drugi, oraz aby każdy pracował jak najbardziej efektywnie. I ta kwestia wymaga dopowiedzenia, gdyż nieoficjalnie część protestujących nie może pogodzić się z tym, że wiatraki staną nie na ich polu. Za dzierżawę ziemi pod taki wiatrak płacą, w zależności od lokalizacji itp., około 35 tys. zł rocznie. Chmielewski nie powiedział jednak na ten temat ani słowa., zapewnił natomiast, że funkcjonowanie turbin nie wiąże się z żadnymi negatywnymi wpływami na człowieka. – Czasami gdy stwierdzi się, że np. nocą turbina wydaje nadmierny hałas, wówczas wyłącza się na noc taki wiatrak – wyjaśnił i cały czas podpierał się opiniami wydanymi przez różne organy nadzoru.
Radny Henryk Tumulka wrócił do zarzutu jakoby mieszkańcy nie byli wcześniej informowani o tej inwestycji. – W naszej gminnej gazetce z 2010 roku na pierwszej stronie, wielkimi literami pisano o planach farmy wiatrowej. Nakład 3 tys. egzemplarzy rozszedł się w całości. Poza tym omawialiśmy to również na zebraniach wiejskich – przypomniał. Wówczas inwestycja była postrzegana jako szansa dla gminy (m.in. przez wpływy z tytułu podatku) i wszyscy się niepokoili kiedy z roku na rok nic w tej sprawie się nie działo.
Jolanta Otlik występująca w imieniu niezadowolonych Wojnowiczan wróciła do sprawy bociana, który co roku przylatuje do gniazda w jej wiosce. – Raport, który opiniował Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska nie zawierał o nim żadnych informacji – stwierdziła. Ponadto zapis w tym dokumencie, że wiatraki stoją w okolicy pojedynczych zabudowań również, jej zdaniem, mija się z prawdą, gdyż ten sam dystans do konstrukcji mają mieć zabudowania w układzie szeregowym. – Według nas to rażące błędy – podkreśliła.
Radca prawny urzędu, mec. Aleksander Żakowski wyjaśnił, że urząd gminy, jego pracownicy oraz sami radni nie są w stanie ocenić takiego dokumentu jak raport oddziaływania danej inwestycji na środowisko. Od tego są specjaliści, którym się to powierza. Po przejściu całej procedury i uzyskaniu pozwolenia na budowę widział małe szanse na zatrzymanie prac. Radca jednak przyznał, że gdyby się okazało, że RDOŚ wydałby inną decyzje gdyby wiedział o bocianim gnieździe, to sprawa nadal jest otwarta. Wymaga to jednak sprawnej interwencji prawnika. O szczegółach jednak nie chciał mówić.
(ski)