Podarunki od Serca dla małych pacjentów
Trwa zbiórka odzieży, zabawek i kosmetyków dla małych pacjentów z oddziałów pediatrycznych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Inicjatorką przedsięwzięcia pod hasłem „Podarunki od Serca” jest Małgorzata Górecka, właścicielka Crazy Club. Kto czeka na podarunki od serca i dlaczego akurat wybrano tę placówkę? Na te pytania odpowiada dr Małgorzata Rusek, specjalista pediatra, alergolog z zabrzańskiego szpitala.
Do 31 grudnia br. można przynosić zabawki, ubranka i kosmetyki, na które czekają mali pacjenci z oddziałów pediatrycznych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Podarunki od Serca zbierane są w siedzibie Crazy Club przy ul. Kochanowskiego 3 w Raciborzu.
Przypominamy, że inicjatorem akcji jest Małgorzata Górecka, właścicielka Crazy Club z Raciborza. Pomysł poparła przyjaciółka pani Małgorzaty, jej imienniczka dr Małgorzata Rusek, pediatra z zabrzańskiego szpitala. Panie przyjaźnią się już 26 lat. Obie mają dzieci w tym samym wieku. Małgorzata Górecka niejednokrotnie korzystała z doświadczenia pani doktor przy diagnozowaniu swojego dziecka. - Przyjeżdżając na odział wystarczająco napatrzyłam się na chore dzieci leżące w szpitalnych łóżeczkach i wtedy postanowiłam umilić im chociaż kilka chwil. Najpierw wspólnie z moimi wspaniałymi animatorkami organizowałyśmy dzieciom Dzień Dziecka, a teraz postanowiłyśmy obdarować je świątecznymi upominkami - opowiada Małgorzata Górecka, właścicielka Crazy Club, inicjatorka akcji Podarunki od Serca.
Małych pacjentów na oddziałach pediatrycznych jest sporo. Jedne otoczone są troskliwą opieką najbliższych, a inne niestety pozostawione same sobie, zapłakane... i to właśnie, tym ostatnim postanowiły pomóc panie Małgorzaty.
- Coraz częściej zdarzają nam się przyjęcia do szpitala z tzw. wskazań socjalnych - dzieci zabrane pijanym rodzicom, wychłodzone, głodne, przywiezione przez pogotowie po interwencji policji. Często w brudnych, dziurawych ubraniach - przyznaje ze wzruszeniem dr Małgorzata Rusek, pediatra w zabrzańskim szpitalu. - Od wielu lat, a pracuję już 20, przynosimy z domów rzeczy po naszych dzieciach. To kropla w morzu potrzeb. Nie mamy w szpitalu ciuszków dla dzieci, piżamek, kapci w każdym rozmiarze, a przecież w coś je trzeba po umyciu i ogrzaniu przebrać. Ratujemy się tym co mamy, często zdarza się, że inni rodzice przynoszą nam rzeczy po swoich dzieciach, widząc ogrom biedy i nieszczęścia - kontynuuje dr Rusek.
Warto wiedzieć, że zgodnie z procedurami sądowymi dotyczącymi nieletnich, jeśli doszło do złamania prawa - tzn. dzieci zostały narażone na utratę zdrowia lub pojawiło się zagrożenie życia, to nie mogą wrócić do domu. Ich losem zajmuje się sąd rodzinny, a to trwa. - Bez decyzji sądu nie możemy dzieci przekazać do ośrodków opiekuńczych, czy rodzin zastępczych. W związku z tym dzieci maleńkie i te nieco starsze spędzają z nami całe tygodnie, czekając na decyzję sądu. Jeśli są chore przeprowadzamy pełną diagnostykę i leczenie, żeby w przyszłości mogły pójść do adopcji, albo do rodziny zastępczej w pełni zdrowia, z ustalonymi zaleceniami. Natomiast, jeśli są zdrowe, to staramy się zająć im jakoś czas - tłumaczy dr Małgorzata Rusek.
Na dyżurze czasem są tylko 2 pielęgniarki, które mają mnóstwo pracy i mimo to starają się te samotne maluchy nakarmić, przytulić, pobawić się z nimi. - Wiele razy zdarzało mi się na dyżurze, że opiekowałam się takim płaczącym dzieckiem - przyznaje pani doktor.
Dzieci pozostawione bez rodziców trzeba przebrać w czystą odzież, dać zabawki do zabawy, czy pluszaczka, przy którym mogłyby bezpiecznie zasnąć, pomimo tego, że mamy i taty nie ma w pobliżu. - To są proste, naturalne potrzeby, suche czyste ciuszki, kapcie, zabawki, pluszak, poduszeczka. Banalne prawda? Natomiast czasem urasta to do problemu, z którym musimy sobie szybko poradzić. Jak wygląda to formalnie? Czy to szpital powinien zapewnić ubranie, zabawki i słodycze? NFZ pokrywa tylko koszty leczenia. W nich absolutnie nie ma miejsca na taki zbytek jak ubrania, czy zabawki. Dzieci, które nie mają niczego z domu, dla Funduszu nie są jakąś inną, szczególną grupą, bo obowiązek zapewnienia utrzymania spoczywa na rodzicach, których jak wiadomo, albo na to nie stać, albo nie są tym kompletnie zainteresowani - wyjaśnia dr Rusek.
Dopiero po decyzji sądu dzieci przekazywane są do różnych wyznaczonych ośrodków. - Tutaj ponownie zaczynają się schody. W piżamce, czy dresie po oddziale może dziecko biegać, ale jak ma wyjść w piżamce do auta, które je zawozi np. do Gliwic w środku zimy? Dla tego dziecka musimy znaleźć buciki, kurtkę, czapkę, rękawiczki i dać mu coś na drogę - podkreśla pediatra.
Szpital w Zabrzu to szczególne miejsce, posiada świetnych lekarzy, pielęgniarki, nauczycielki, przedszkolanki. Najbardziej cieszy ich uśmiech dziecka albo laurka - „Dla mojej kochanej pani doktor od...” - Jak ktoś tego nie rozumie, to trudno. Żyjemy po to, żeby budować swoje życie z pięknych chwil, a takie zdarzają nam się codziennie. Wybierając swoją specjalizację, wiedziałam, że będę pediatrą, bo nic tak nie daje wiatru w żagle jak uśmiech zdrowiejącego dziecka - przyznaje dr Małgorzata Rusek.
Rodzice chorych dzieci chwalą szpitalny personel, a ten nie przestaje się starać, aby umilać czas mały pacjentom jak tylko można. Pomocne w tym są także animatorki z Crazy Club. - Nie ma niczego piękniejszego, jak uśmiech dziecka! Od wielu lat wiemy, że endorfiny, czyli hormony szczęścia poprawiają stan pacjenta, przyspieszają wyleczenie. Sama widziałam jaką radość, którą sprawiły nasze wspaniałe animatorki, mimo upału przebrane w Tygryska, czy Kubusia Puchatka była niezmierzona. Prezenty, zabawy, teatrzyk - to było bezcenne. Dzieci zapominają o swojej chorobie, bólu, łatwiej im znieść pobyt w szpitalu, który też przestaje się im kojarzyć tylko z lękiem i bólem - podsumowuje dr Małgorzata Rusek z zabrzańskiej kliniki.
Justyna Korzeniak