Czego Lenk domaga się od Wacławczyka?
Dotarliśmy do korespondencji jaką prezydent Raciborza skierował do prezesa RSS Nasze Miasto. Żąda w nim przeprosin i wskazuje jakie kroki prawne podejmie gdy adresat nie podporządkuje się jego woli. Dowiedzieliśmy się od prezesa Wacławczyka, że w ciągu tygodnia odniesie się do prezydenckiego pisma.
W ubiegłym tygodniu (3 grudnia 2015r) a łamach jednego z raciborskich portali zamieścił Pan artykuł pt. „A jednak się wczołgał”.
Zdecydowana większość wypowiedzi zawartych w tym artykule to pomówienia i zniewagi. Tak zdefiniowane wypełniają one dyspozycje art. 212 Kodeksu Karnego i 226 Kodeksu Karnego. W tej sytuacji jeśli w ciągu 7 dni nie zamieści Pan stosownego sprostowania w wybranym medium oraz nie opublikuje przeprosin, będę zmuszony podjąć odpowiednie kroki prawne, które będą chronić godność mojej osoby oraz Urzędu, który reprezentuję.
W tekście napisał Pan: „Po uzyskaniu informacji potwierdzonych przez media wygląda na to, że Mirosław Lenk dokonywał anonimowych wpisów i był w tej sprawie przesłuchiwany przez Policję:. Jest to kłamstwo. Byłem jedynie świadkiem w sprawie, której prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa”.
Równie nieprawdziwe jest stwierdzenie, że mój dom był „ogniskiem internetowego hejtu”. W tekście sugeruje Pan aż nadto wyraźnie, że stałem za kolportażem ulotki „antyniemieckiej”, która ukazała się w Raciborzu.
W swoim artykule sugeruje Pan, że „stałem za świadomym rozpuszczaniem plotek, że „Anna Ronin jest stworzona przez sektę”. To kłamstwo. Ponadto sugeruje Pan, że „podżegałem do nienawiści religijnej”. To nieprawda. Nie ma ani jednej mojej publicznej wypowiedzi, która potwierdzałby zasadność pańskich słów.
Powątpiewa Pan w artykule w wiarygodność lokalnych mediów. Zarzucił Pan środkom masowego przekazu i Urzędowi Miasta Racibórz związki „quasi-korupcyjne”.
Wypowiedzi Pana godzą nie tylko w godność mojej osoby, ale także w powagę Urzędu, który sprawuję. Podważa Pan zaufanie do legalnie wybranych władz Raciborza. Co więcej Pańskie działania godzą w dobro Miasta sugerując, że władze miasta są skorumpowane. W ten sposób Racibórz może stracić inwestorów, na których podobno tak Panu zależy.
Wobec poniższego proszę o zamieszczenie na portalu „naszraciborz.pl” sprostowania poniższej treści.
Sprostowanie
Niniejszym oświadczam, że informacje zamieszczone w artykule pt. „A jednak się wczołgał” mojego autorstwa oskarżające Prezydenta Miasta Raciborza Mirosława Lenka o hejtowanie i świadome rozpowszechnianie plotek dotyczących Anny Ronin i jej przynależności do sekty są nieprawdziwe.
Przepraszam Prezydenta Miasta Racibórz Mirosława Lenka za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na jego temat.
Czytaj także:
- Lenk o Wacławczyku: urządza kabaret z obrażania człowieka
- Konferencja prezydenta Lenka. Dawida Wacławczyka wezwał do przeprosin, a działania Anny Ronin zgłosił w prokuraturze
- Dawid Wacławczyk publicznie odpowie na żądanie prezydenta Lenka
- Lenk: to jakaś prowokacja, zorganizowana akcja i nie stoją za nią tylko Ronin i Wacławczyk
- Dawid Wacławczyk przeprasza, prostuje i dziękuje Mirosławowi Lenkowi
Ludzie
Radna Miasta Racibórz
Radny, były wiceprezydent Raciborza
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.
Zostawię coś dla Waclawczyka, nie mogę zrobić roboty za niego i jego prawników. Jeszcze jeden cytat: "Nie ma ani jednej mojej publicznej wypowiedzi, która potwierdzałby zasadność pańskich słów" - a o wypowiedzi poza mediami jest pan w stanie równie jednoznacznie zapewnić? Jak pan chce, to niech mnie pan poda do sądu - w 7 dni ani się nie odniosę, ani nie przeproszę.
Tu też bez szału: Pisze pan: "W tekście sugeruje Pan aż nadto wyraźnie, że stałem za kolportażem ulotki „antyniemieckiej”, która ukazała się w Raciborzu." Tu poniosła pana wyobraźnia. W tekście źródłowym jest całkiem coś innego. Chciało by się zacytować przysłowie o stole z pewnym atrybutem krawieckim ale po prostu zacytuję źródło.: "Drugą wyjątkowo żenującą akcją była ulotka o charakterze narodowościowym, w tym wypadku antyniemieckim skierowana przeciw Annie Ronin. Pomimo że została ona wydrukowana w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy i rozniesiona do każdego domu... jakimś cudem udało się nie wykryć sprawcy. Oficjalnie nie wiemy zatem, kto za nią stoi. Wiemy jednak, że Mirosław Lenk odciął się od niej dopiero na kilka godzin przed ciszą wyborczą, tj. po 2 dobach od jej kolportażu, kiedy już swoje zdziałała. Kierowane przez niego służby także nie podjęły żadnej inicjatywy mającej na celu wykrycie sprawcy. Odpowiedź na interpelację klubu RSS Nasze Miasto w tej sprawie jest jałowa, nijaka i pokazująca zupełną obojętność Prezydenta w tej sprawie. "
Pisze pan, że "Równie nieprawdziwe jest stwierdzenie, że mój dom był „ogniskiem internetowego hejtu”. Rozumiem, że panuje pan nad routerem? A jeśli ktoś pytał, czy można było pisać komentarze poprzez pana routera, to stwierdza pan, ze to niemożliwe? Ewentualne komentarze to z routera obok, a numer IP to przypadek, w każdym sklepie informatycznym taki numer można sobie kupić? Nie ujawnił nikt treści 2 komentarzy. Ale hejty to nie jest pojęcie prawne. Nie każdy hejt jest przestępstwem, bo musi wypełnić kryteria ustawowe. Ale jak coś nie jest przestępstwem, to może być hejtem. Hejty to działanie w Internecie będące przejawem złości, agresji, nienawiści. To wszelkie formy uderzenia w kogoś nie tylko słowem ale i grafiką czy filmem. Nie każdy hejty to przestępstwo. Nie wykluczam więc, że jeśli treść komentarzy była hejterska ale nie wypełniała znamion przestępstwa, to można powiedzieć, ze miejsce, z którego były pisane to ognisko tego zjawiska. Tu pozew też można bardzo łatwo położyć.
W tekście napisał Pan: „Po uzyskaniu informacji potwierdzonych przez media wygląda na to, że Mirosław Lenk dokonywał anonimowych wpisów i był w tej sprawie przesłuchiwany przez Policję:. Jest to kłamstwo. -- wcześniej wskazałem kluczową rolę zwrotu "wygląda na to", która kładzie cały pana akapit o rzekomym kłamstwie. Ale żeby jeszcze go bardziej osłabić to spytam - czy kłamstwem jest, ze był Pan w tej sprawie przesłuchiwany? Dalej pan pisze: "Byłem jedynie świadkiem w sprawie, której prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa” - czyli był pan przesluchiwany? Nigdzie Dawid nie pisał, że w charakterze oskarżonego, winnego czy świadka. No ale być może chciał to napisać, a Pan o tym wie.
W tekście napisał Pan: „Po uzyskaniu informacji potwierdzonych przez media wygląda na to, że Mirosław Lenk dokonywał anonimowych wpisów i był w tej sprawie przesłuchiwany przez Policję:. Jest to kłamstwo. -- tu pan prezydent powinien zwrócić uwagę na zwrot "wygląda na to", który nie oznacza, że tak jest, a jedynie, ze tak to wygląda! Ja dostrzegam różnicę, wygląda na to, że pan nie. Rozumiem, że zarzucając klamstwo, pan wie lepiej jak co komu wygląda - ja wiem tylko to, jak mi coś wygląda... Pan jest chyba level-up w ewolucji, a my ciemnym ludem... Brawo, bo wygląda na to, że w takim tempie za pół roku będzie pan wiedział, co kto myśli.
Z tego, co pamiętam, to ukazało się już jakieś rozhisteryzowane oświadczenie z oczekiwaniem przeprosin, po którym nastąpiły przeprosiny takie jak oświadczenie- dotyczące nie wiadomo czego. To teraz kolejne oświadczenie? I kolejne przeprosiny? Skąd ja to znam? Hmm.... moja siostrzenica tak robi. Ma 7 lat. Ale do rzeczy - ten tekst to już jakiś bełkot informacyjny. Jest też kilka rzeczy, które mnie rozbawił. Na początek oczekiwanie publikacji w medium. Wikipedia wykpiła prezydenta - medium zgodnie z najpopularniejszą definicją to osoba komunikująca się z duchami. O zgrozo. Znów napiszą, że pan hejtujesz albo obsesję religijną wytknąć zechcą ci oni, pan będzie znów straszył procesami? Może to dobór pana słów jest problemem? Może czasem w słownik warto zajrzeć? W osobnych komentarzach kolejne wątki przemyśleń Wyborcy.