Sto rodzin straciło swoje domy. Kiedy poszkodowani doczekają się sprawiedliwości?
Zaufali oszustom. Wśród pokrzywdzonych są osoby z Rybnika, Wodzisławia Śl. i Raciborza. Prokuratura przesłała właśnie do rybnickiego sądu akt oskarżenia w tej sprawie. Wśród nich jest również notariusz.
Majątek jaki straciły pokrzywdzone rodziny, szacuje się na co najmniej 23 mln zł. To wartość obliczona jedynie na podstawie zaniżonych wycen, którymi posługiwali się oskarżeni. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach prowadziła śledztwo przez blisko trzy lata tropiąc powiązania biznesowe szesnastu oskarżonych. Pod pretekstem udzielania pożyczek przejmowali majątki rodzin, którym już żaden bank nie chciał udzielić kredytu. – W istocie te działania nie miały nic wspólnego z pożyczkami, a wręcz wypaczały jej sens. Zysk pożyczkodawcy nie opierał się na odsetkach, ale na różnego rodzaju karach związanych z nieuregulowaniem w terminie zobowiązań – mówi Piotr Żak z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Specjaliści od pożyczek
Oskarżeni reklamowali się jako wybitni specjaliści rynku finansowego. Firmy, które reprezentowali mieściły się w niewielkim budynku w Rybniku u zbiegu ulic Mikołowskiej i Wyzwolenia. Jak działali? Najczęściej obiecywali załatwienie dużego kredytu pod zastaw nieruchomości pokrzywdzonych. W rzeczywistości nie zamierzali go załatwić. Kluczowa była niewielka pożyczka, którą wypłacali rodzinom czekającym na hipoteczny kredyt. Wśród stosów dokumentów nieświadomi pożyczkobiorcy podpisywali podsunięte pełnomocnictwo do sprzedaży ich nieruchomości gdyby nie wywiązali się z kredytu. – To pełnomocnictwo tak naprawdę służyło przepadkowi nieruchomości –przyznaje prokurator Żak.
Wymarzony bar
Bronisław H. chciał otworzyć bar w Gorzyczkach. W 2004 roku chciał wziąć 25 tys. zł pożyczki na rozwinięcie działalności. W Siemianowicach u notariusza podpisał stos dokumentów, wśród nich również pełnomocnictwo do sprzedaży domu w przypadku niespłacania kredytu. 25 tys. zł przejęła kobieta, która namówiła go na wzięcie kredytu. Ona również miała spłacać raty. Nie spłacała. Wkrótce dowiedział się, że stracił dom. Oskarżeni wymienili zamki w jego drzwiach i nakazali się wyprowadzić. Lidia i Stanisław H. właściciele domu w Rybniku w 2005 r. stracili zdolność do spłacania zaciągniętych kredytów. Pan Stanisław chciał pożyczyć kolejne 15 tys. zł. W gazecie trafił na ogłoszenie firmy należącej do oskarżonych. Ci obejrzeli nieruchomość należącą do małżeństwa a następnie strony podpisały umowę i H. dostali do ręki 12 tys. zł. Nie spłacili do końca swojego zobowiązania, bo oszuści nie załatwili większego, obiecanego kredytu pod zastaw domu. Wkrótce o ich nieruchomość wartą 90 tys. zł upomniał się jeden z oskarżonych. Podobne przykłady można mnożyć. – Oskarżeni modyfikowali za każdym razem sposób działania dobierając go do aktualnej sytuacji – mówi prokurator
Kolejne domy, kolejne zarzuty
O sprawie obszernie pisaliśmy na łamach naszego tygodnika w 2012 r., kiedy do sądu trafił pierwszy akt oskarżenia w sprawie lichwiarzy. Wówczas prokuratura udokumentowała kilkadziesiąt przypadków przestępstw. Teraz blisko setkę. Akt oskarżenia, który trafił właśnie do rybnickiego wydziału zamiejscowego Sądu Okręgowego liczy aż 1700 stron. Prokurator dokładnie opisał każdy przypadek. Część z ludzkich dramatów kończyło się samobójstwami. Pani Jolanta M. straciła dom w Ustroniu, dziś mieszka w ciasnym mieszkaniu w Żorach. – Mąż pożyczył 25 tys. zł na trzy miesiące. Chciał oddać, gdy załatwią nam duży kredyt na dom. Miesiące mijały, a oni nas zwodzili, naliczając kolejne procenty od pierwszej pożyczki. W październiku 2006 r. warty co najmniej 300 tysięcy dom Tomasz B., jako przedstawiciel Bryther Limited, sprzedaje za 60 tys. swojemu koledze Maciejowi P. z firmy BLC Polska. Następnie BLC sprzedaje dom na wolnym rynku za 220 tys. zł. – Mąż się załamał i powiesił. Na jego telefonie tego dnia znalazłam kilka połączeń od Tomasza B. Poinformowałam nowego właściciela, który kupił nasz dom, że będzie miał mojego męża w piwnicy. On powiedział, że duchów się nie boi – wspominała wówczas kobieta. Dziś pani Jolanta nadal walczy o sprawiedliwość, bo pierwszy proces wytoczony oszustom cały czas trwa.
Notariusz z zarzutami
W akcie oskarżenia, który skierowano właśnie do sądu powtarzają się te same nazwiska i nazwy firm co w pierwszym akcie oskarżenia. Na ławie zasiądzie w sumie szesnaście osób w większości oskarżonych o oszustwa i pranie brudnych pieniędzy. Po raz pierwszy usiądzie na niej również bielski adwokat Ryszard R., w którego gabinecie podpisywano wiele umów. – Notariusz usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień, niedopełnienia obowiązków i działania na szkodę interesu społecznego i prywatnego. Zarzucamy mu również pomocnictwo do oszustwa i prania pieniędzy. Wielu z pokrzywdzonych traciło czujność słysząc, że będą podpisywali dokumenty u tak zaufanej osoby jak notariusz – mówi prokurator. Równolegle w procesach cywilnych unieważniono już kilkadziesiąt czynności notarialnych. W pomocy poszkodowanym pomagają prokuratorzy.
Adrian Czarnota
W tym kraju nie ma sprawiedliwosci dla biednych bo panstwo chroni tylko Bogatych i Zlodzieji
Przeczytać możesz ,ale jeszcze musisz zrozumieć co tam napisano ! A człowiek zdesperowany nie zawsze wie co przeczytał .
Podpisać możesz, przeczytać musisz. Jednak gwoździem do trumny dla poszkodowanych było firmowanie wszystkiego przez notariusza, jak słusznie w artykule zaznaczono, to usypiało czujność podpisujących pseudo - umowy.