Nowelizacja prawa wodnego – co dla nas oznacza?
Niedawno Sejm znowelizował Prawo wodne, ułatwiając gminom zagospodarowanie terenów potencjalnie zagrożonych powodzią.
Przez część mediów krajowych przetoczyła się informacja, że to niebezpieczny krok, gdyż teraz samorządy będą mogły zezwalać na inwestycje na terenach zagrożonych. To w przypadku powodzi będzie skutkować wyższymi kosztami odszkodowań i akcji ratunkowych. Sami samorządowcy są jednak z tej zmiany zadowoleni. O co chodzi?
Przypomnijmy. Mapy ryzyka i zagrożenia powodziowego powstały kilka lat temu, zgodnie z dyrektywa unijną. Na tej podstawie urzędnicy w Warszawie zdecydowali, że wszędzie tam, gdzie może wylać woda z rzeki, zakazuje się wszelkiej nowej zabudowy. Rząd Platformy Obywatelskiej bronił tych zapisów powołując się na skutki powodzi w ostatnich dekadach. Obraz zalanych fabryk oraz domów dopełniało oburzenie ludzi, którzy mieli się dziwić, kto pozwolił budować na terenach zalewowych. Na tej podstawie, posłowie PO odebrali gminom możliwość zastosowania wyjątku i zakazali wszelkich inwestycji na terenach zagrożonych. Według obecnego rządu PiS, mapy zostały wykonane źle. Posłowie tej partii wskazali na wiele absurdów, które niesie zbyt dosłowne trzymanie się map ryzyka. Zakaz inwestycji objął np. Stocznię Gdańską. Przy okazji blokował rozwój wielu miejscowości. Mariusz Gajda, obecny wiceminister środowiska uspokajał, że ryzyko nie jest lekceważone, ale to same gminy mogą wprowadzać zakazy tam, gdzie uważają to za niezbędne. Ponadto większe inwestycje na terenach zalewowych wymagają zgody dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Pomimo wszelkich wątpliwości, Sejm przyjął nowelizację stosunkiem głosów 265 za, 30 przeciw i 143 wstrzymujących się.
(woj)
W dyskusji przy opisanej nowelizacji głos zabrali przedstawiciele towarzystw ubezpieczeniowych, którzy również odradzali powrót do stanu prawa sprzed kilku lat. Argumentowali, że samorządy zostaną przez to narażone na procesy sądowe, które mogą im wytoczyć poszkodowani przez powódź. Można się jednak domyślać, że ewentualne odszkodowania odbiłyby się również na ubezpieczycielach, stąd można domniemywać, że występowali w interesie swoim, a nie powodzian czy gmin.