Możesz bez rachunku sprzedać swoje przetwory
Każdy, kto posiada przydomowy ogródek, zapewne spotkał się z sytuacją dużego urodzaju. Kiedy obrodzi nam marchewka czy sałata, często odzywa się w nas duch przedsiębiorczości, bo przecież można by sprzedać warzywa, np. sąsiadowi. Jak zrobić to legalnie?
Przepisy w takiej sytuacji działają na korzyść obywatela, bo aby sprzedać bezpośrednio uprawy, nie trzeba zakładać działalności gospodarczej. Do stycznia tego roku, rolnicy bez podatku dochodowego mogli sprzedawać produkty nieprzetworzone, czyli np. surową marchewkę. Od 1 stycznia po nowelizacji ustaw o PIT i działalności gospodarczej, bez rachunku można sprzedawać również produkty przetworzone. To duże udogodnienie, bo znacząco ułatwi dostęp konsumenta do domowych wyrobów i być może przyczyni się do spadku ich cen. Ze zmiany będą się także cieszyć małe gospodarstwa, którym do tej pory nie opłacała się sprzedaż niewielkich ilości np. sera. Aby legalnie sprzedać owoce, warzywa i produkty pochodzenia zwierzęcego, a od 1 stycznia także przetwory (np. dżemy, warzywa marynowane, przeciery warzywne), należy prowadzić ewidencję sprzedaży, w której zawarty zostanie numer kolejnego wpisu, data uzyskania przychodu, kwota przychodu oraz przychód narastająco od początku roku. Ważne, że przychód nie może przekroczyć w ciągu roku 7 tys. zł. Wpływy z takiej sprzedaży kwalifikuje się jako „inne źródła dochodu”. Sprzedaż „domowych” produktów musi odbywać się w miejscu wytworzenia, a także na targowiskach. Bez rachunku nie można sprzedać napojów alkoholowych oraz przetworzonych produktów roślinnych i zwierzęcych z działów specjalnych produkcji rolnej.
Podatek indywidualny
– Już od dłuższego czasu bez rachunku można było sprzedać bezpośrednio nieprzetworzone warzywa. Ważne, aby tylko uregulować podatek rolny – informuje Jadwiga Gajewska z Powiatowego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Rybniku. W urzędzie gminy w Jejkowicach dowiedzieliśmy się z kolei, że aby obliczyć, jaką kwotę podatku musimy zapłacić, trzeba indywidualnie udać się do swojego urzędu gminy czy miasta. Każda gmina ustala bowiem własne stawki podatkowe. Podatek rolny liczony jest dla typowych rolników od min. 1 hektara gruntu, ale grunty o mniejszej powierzchni również podlegają opodatkowaniu, jeśli są zajmowane na działalność rolną. Od przydomowego ogródka nie zapłacimy jednak ogromnych pieniędzy, więc przy przychodzie rzędu 7 tys. zł sprzedaż bezpośrednia i tak będzie opłacalna.
Szansa dla małych
– Znam wiele małych gospodarstw, które w tamtym czasie – po zakazie stanęły przed dylematem, czy powiększać gospodarstwo czy je zlikwidować, ponieważ nie mogli oni sprzedawać np. serów, masła czy kilkudziesięciu litrów mleka, nie mając zarejestrowanej działalności gospodarczej. Wiele osób wytwarzających domowe wyroby: dżemy, soki, oleje, chleby, wędliny, etc. przestało je robić „bo się nie opłaca”, ponieważ to co pojawiło się w marketach zalało dosłownie rynek, ludzie przestali nawet sadzić jarzyny – komentuje zmianę Mariola Rodzik-Ziemiańska – rybnicka artystka i propagatorka zdrowego żywienia, która zainteresowała naszą redakcję tym tematem. – Ten zakaz skutecznie okradł domowy budżet małych gospodarstw i wyplenił w ludziach potrzebę robienia samemu, przez co znacznie pogorszyła się nam jakość żywności, o czym w naiwności własnej początkowo nie mieliśmy pojęcia. Dzisiaj wszystko już jest jasne, gdyby tego zakazu nie było, nie musielibyśmy kupować jedzenia nafaszerowanego nieznanymi nam substancjami, niekoniecznie zdrowymi, tylko dbalibyśmy o swoje gospodarstwa, jako symbol tradycyjnej rodzimej kuchni i kultury. Przez dotychczasowy zakaz, małe rodzinne gospodarstwa przestały działać, a młodzi ludzie z tych gospodarstw najczęściej zmuszeni sytuacją, musieli wyemigrować. Na szczęście okres kwarantanny się zakończył. Sama najchętniej kupuję lokalne produkty nie z marketu, ale „od rolnika” na rybnickim targu – dodaje Mariola Rodzik-Ziemiańska.
Szymon Kamczyk
bo to wszystko w trosce o twoje bezpieczeństwo i zdrowie ;)
Mnie przerasta ten obecny system, bo moja starka (babcia) za czasów PRLu sprzedawała masło, mleko i śmietanę, ludzie ustawiali się kolejkami, nikt nas nie gnębił, pierwsze były koty, dostawały swoja porcję(koty tępią szczury i myszy) więc koty pierwsze a potem ludzie szli z pojemnikami. To by najzdrowsze jedzenie jakie mogło być, krowy szły na łąkę i tam się pasły, starzik sprzedowoł wurzut z świń, wynajmwoł sklep i sprzedowoł, godzina roboty i wurzt był sprzedany. Dziwny biurokaratyczny nastały czasy.....
Czyli co, straż miejska nie będzie ścigać groźnych "bandytów" co chandlują domowymi wyrobami? Jakoś nie chce mi się w t wierzyć....