Prawica pracuje u podstaw, czyli trzy lata Klubu Gazety Polskiej w Raciborzu
Już trzy lata działa raciborski klub Gazety Polskiej. Ludzie prawicy stronią od świętowania małego jubileuszu, ale podzielili się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat działalności. Rozmawialiśmy ze Stafanią Pak, która przewodniczy klubowi; Anną Zagrodną, pilnującą jego finansów oraz Markiem Rapnickim, członkiem i radnym miejskim.
– Przynależność do klubu firmowanego przez konkretne medium kojarzy się z rodzajem fanklubu czytelników. Czy faktycznie o to chodzi?
Stefania Pak: Najmniej ma to coś wspólnego z samym dziennikiem. Nasze działania są inicjatywami patriotycznymi. W regionie przenosimy je z poziomu krajowego na lokalny. Ufundowaliśmy tablicę smoleńską, czcimy święto pamięci Żołnierzy Wyklętych. Organizujemy spotkania z dziennikarzami i pisarzami „niepokornymi”. Nikt nie mówi nam jak mamy to zrobić.
Anna Zagrodna: Największym zainteresowaniem cieszyło się spotkanie z ks. prof Oko, poddanym ostracyzmowi w Polsce z uwagi na jego protest wobec głoszonej filozofii gender. Salę mieliśmy wtedy pełną. Sprzedawaliśmy jego książki. Tak wiele jeszcze nigdy nie sprzedaliśmy.
Marek Rapnicki: To jest taka konfederacja. Utrzymujemy się z naszych składek, nikt nam nic nie daje. Robimy taką pracę u podstaw poprzez te spotkania. Poniekąd zakazane książki rozprowadzamy. Dorota Kania, Witold Gadowski czy Wojciech Sumliński – siły polityczne poprzedniej ekipy rządzącej niszczą ich niemal fizycznie, kilkunastoma procesami sądowymi. Nasza praca jest formacyjna. Większość słuchaczy naszych spotkań ma świadomość podobną do nas.
– W rodzinie świętuje się każdą rocznicę urodzin. W waszym klubie już trzy razy wznosiliście toast. Kiedy to wszystko się zaczęło?
Marek Rapnicki: Wystrzegamy się słowa jubileusz. To by pachniało małą pychą. Gdy organizacja przetrwa 3 lata to można ją traktować poważnie. Można spojrzeć wstecz na to, co się stało za naszą przyczyną. Wszystko zaczęło się 8 grudnia 2012 roku. Byliśmy jednym z młodszych klubów, bo te istnieją już ponad 20 lat. Raciborski był 335 zarejestrowanym klubem.
– Klub działa teraz pod przewodnictwem pani Pak ale zaczynał pod innym kierunkiem.
Stefania Pak: Zostałam przewodniczącą 3 stycznia 2015 roku. Wcześniej klubem kierował Piotr Smudziński. 10 kwietnia 2013 roku był momentem przełomowym dla naszego środowiska. Nasi zwolennicy wtedy się zgromadzili, zaczęliśmy się poznawać i mówić sobie dzień dobry na mieście. Odtąd regularnie się spotykamy, w każdy pierwszy wtorek miesiąca o godz. 19.00. Dochodzą nowi ludzie. To otwarte spotkania w kościele Serca Jezusowego, w salce pod świątynią. Tam nas dobrze przyjęto na początku. Raz w miesiącu są tam msze za Ojczyznę.
Marek Rapnicki: Nasze spotkania są takie rodzinne. Jeśli mama tak myśli to dzieci, kuzyni pomyślą podobnie. To pączkuje.
– Dlaczego uważacie państwo swoje racje, swój sposób postrzegania rzeczywistości w Polsce za właściwy?
Anna Zagrodna: W klubie są też 2 moje siostry. Cała rodzina się angażuje w działalność. Cenimy sobie kontakt z ludźmi myślącymi podobnie do nas, dla których najważniejsza jest nasza ojczyzna. Żeby się rozwijała. Jak nie było klubu to takie rozmowy odbywały się w rodzinie. Dopóki żył tato to on czuwał nad tym żebyśmy podobnie myśleli.
Marek Rapnicki: W każdej dekadzie życia człowiek powinien się zachować jak należy. Smoleńsk przesądził o tym, że my się chcemy widywać ze sobą i po 10 kwietnia dawać świadectwo. Kontestować zakłamanie, którego społeczeństwo było ofiarą. Żeby to była wyrwa w propagandzie tzw. wolnej Polski. Jeśli ktoś czegoś nie powie, nie wykrztusi to zrobi to na pewno Klub Gazety Polskiej.
Stefania Pak: To się bierze z genów, z tego jak było w domu. Mój ojciec zginął w 1952 roku na „ube” w Głubczycach. Stłukli go tam i wrzucili pod pociąg w Racławicach. To jest moja rodzinna historia. Podanie daty śmierci ojca w moim liceum dla wielu nauczycieli było sygnałem: tu się coś stało, kto to był. Nie zawsze człowiek ma odwagę powiedzieć komuś z przyjaciół: żegnamy się. Ja w sprawach Polski jestem bezkompromisowa. Polityka nie łączy, a zawsze dzieliła. Żeby mieć poglądy trzeba bardzo interesować się historią i wiedzieć co Polska przeżywała w swojej historii. Ostatnie 25 lat przeżyliśmy w zakłamaniu.
– Członkiem i twarzą klubu jest Marek Rapnicki. W trakcie kampanii wyborczej wyrzucony z PiS za swoje poglądy. To prawicowemu klubowi nie przeszkadza?
Stefania Pak: Pan Marek nie ma decydującego głosu. On potrafi się dyplomatycznie zorganizować. Prawicową duszę wciąż w nim dostrzegamy. Szkoda nam PiS-u bo mógł to robić dla nich. My przyjmujemy go z radością i wdzięcznością. Z PiS-em, z panem Sobierajskim czy panią Glenc też mamy dobre kontakty.
Marek Rapnicki: To nie jest ziemia prawicowa, pisowska. Tu trzeba pracy u podstaw. Ten klub broni honoru miasta. 10 kwietnia w Warszawie nie zobaczy pan innych raciborzan niż klubowiczów. Złe było usadowienie pani Kloc jako lidera dla Raciborza, wcześniej to samo było z panem Piechą. To nie są ludzie stąd. Centrala zsyła spadochroniarzy, bo lokalnej struktury faktycznie nie ma. Są substytuty: Dawid Wacławczyk jako reprezentant PiS w Raciborzu to naszym zdaniem propozycja egzotyczna. Nieszczęściem Raciborza jest to, że w ostatnich wyborach przeciwko prezydentowi, który nie był z prawicy stanęli ludzie, którzy też nie byli z prawicy. Właśnie to wówczas chciałem powiedzieć. Nie było kandydata, za którego nie trzeba byłoby się wstydzić. Ale nie stanął nikt godny zaufania. Trzeba było krzyczeć, że wcale nie będzie lepiej.
Anna Zagrodna: Ciężko się żyje na ziemi zdominowanej przez zwolenników PO. Pan Marek ma nas, a my jego. Tak jest ze wszystkimi w klubie. To jakieś 40 osób nie licząc naszych rodzin. Ważna jest wymiana poglądów.
– Jakich inicjatyw ze strony klubu mogą spodziewać się raciborzanie w najbliższym czasie?
Stefania Pak: Chcemy powtórzyć spotkanie z dziennikarzem Witoldem Gadowskim. Wspaniale wspominamy wspólny czas z nim w grudniu 2014 roku. Nasze najbliższe duże spotkanie to wizyta Beno Benczewa 1 kwietnia. Poznamy historię tego miasta.
Rozmawiał Mariusz Weidner