Wojna matki z ojcem policjantem o dzieci. Konfliktem żyje cała wieś
Bożena Malinowska od dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: Mają i Oskarem. Nie pozwala na to jej mąż, policjant. Mężczyzna za nic ma postanowienia sądu, by przekazać dzieci matce. – Kocham swoje dzieci i robię to dla ich dobra. Moja żona kłamie i manipuluje. Poczekam na wyrok sądu apelacyjnego. Inaczej już nigdy nie odzyskam dzieci – mówi zrozpaczony ojciec.
Materiał wideo:
MATKA
Bożena Malinowska jest zdruzgotana. Od prawie dwóch miesięcy nie miała kontaktu ze swoimi dziećmi: 4-letnią Mają i 8-miesięcznym Oskarem. – Pewnego dnia mąż, który pracuje jako policjant w raciborskiej drogówce, po prostu nie wpuścił mnie do mieszkania, a później wywiózł dzieci do teściów w Syryni – rozpacza kobieta. Mężczyzna ignoruje postanowienia sądu, że dzieci mają przebywać razem z matką. Nie pomogła nawet wizyta kuratora i funkcjonariuszy policji.
Zazdrość, kłótnie
Bożena i Wojciech Malinowscy pobrali się 5 lat temu. Zamieszkali w Raciborzu – w mieszkaniu, które należy do pana Wojciecha. Początkowo małżeństwo było udane. Ale wkrótce pojawiły się kłopoty. – Kiedy zaczęłam więcej pracować i więcej zarabiać, mężowi to się nie podobało. Uznał, że traci nade mną kontrolę. Była zazdrość, kłótnie. Zabierał mi kluczyki do samochodu. Mówił, że nie mogę wyjeżdżać z domu, bo wymieni zamki. Do tego szantaże, że pozbawi mnie wszystkiego i zabierze mi dzieci. Najpierw godziłam się na takie traktowanie, bo bałam się, że bez męża sobie nie poradzę – przedstawia swoją wersję zdarzeń pani Bożena.
Wyprowadzka do Bytomia
Konflikt pomiędzy małżonkami narastał. Wreszcie 8 kwietnia pani Bożena wyjechała z dziećmi do swoich rodziców i brata, do Bytomia. – Powiedział mi, że mam się wyprowadzić, bo nie jestem mu do niczego potrzebna. Musiałam jechać z Raciborza taksówką, bo zabrał mi kluczyki do samochodu – mówi kobieta.
Pan Wojciech mógł odwiedzać dzieci w Bytomiu. – Przez pierwsze dni w ogóle się nie odzywał, ale później przyjeżdżał co drugi dzień. Nie utrudniałam mu kontaktów – zapewnia pani Bożena.
Trzy warunki
Do przełomu doszło w maju. Pani Bożena powiadomiła męża, że wniesie do sądu o separację, przyznanie opieki nad dziećmi oraz alimenty. – Wtedy zaczął prosić i błagać, żebym wracała do domu. Obiecał, że się zmieni i że chce ratować nasze małżeństwo – wspomina kobieta. Pani Bożena uwierzyła mężowi i zgodziła się na powrót, ale pod pewnymi warunkami: rozpoczną terapię rodzinną, a mąż uczyni ją współwłaścicielką mieszkania. – Dla mnie było to ważne, bo wcześniej wyrzucał mnie kilka razy z mieszkania, którego jest właścicielem. Mąż zgodził się na wszystko – podkreśla kobieta.
16 maja mąż przyjechał po żonę i dzieci. – Byłam pełna nadziei. Sądziłam, że coś do niego trafiło – mówi pani Bożena. Stało się inaczej. Gdy wszyscy byli już w Raciborzu, mąż wpuścił do mieszkania dzieci, a przed matką zatrzasnął drzwi. Od tego dnia pani Bożena ani razu nie spotkała się z dziećmi. Miała tylko jeden kontakt telefoniczny z córką. To od niej dowiedziała się, że dzieci przebywają u rodziców jej męża w Syryni. – 18 maja zadzwoniła do mnie córka. Błagała, żebym po nią przyjechała. Wtedy mąż zabrał jej telefon i mówił, że nie będzie mieszana w sprawy dorosłych – mówi z żalem pani Bożena.
Plakaty, balony
Pani Bożena rozpoczęła dramatyczną walkę o dzieci. Wieszała na terenie Syryni plakaty z informacją, że dzieci zostały podstępnie zabrane i że są siłą przetrzymywane. Na jakiś czas przeprowadziła się nawet do sąsiadów swoich teściów, bo chciała być bliżej dzieci. Wieszała balony na płocie domu swoich teściów. Liczyła na to, że dzieci zobaczą kolorową niespodziankę i będą wiedziały, że mama cały czas o nich pamięta. – Najgorsze jest to, że wszystkie rolety w domu, gdzie przebywają dzieci, są cały czas opuszczone. Dzieci nie mogą wychodzić na dwór. Były widziane na zewnątrz tylko dwa razy. Nie wiem jak się czują i co się z nimi dzieje – obawia się matka.
Walka matki
Pani Bożena zawiadomiła policję, że dzieci są przetrzymywane. Wniosła też do sądu o przyznanie jej prawa do opieki nad córką i synem.
30 czerwca Sąd Okręgowy w Gliwicach z wydziałem zamiejscowym w Rybniku przeprowadził rozprawę dotyczącą separacji małżonków. Wydał postanowienie, że do czasu dalszych rozstrzygnięć pieczę nad dziećmi ma sprawować matka. Ojciec został zobowiązany do niezwłocznego wydania dzieci. Sąd przyznał matce alimenty na dzieci w wysokości 900 zł. Ojciec otrzymał prawo do widywania się z dziećmi w każdą sobotę przez trzy godziny.
Pan Wojciech zignorował postanowienie sądu. Powiedział, że nie odda dzieci. Matka zwróciła się więc ponownie o pomoc do wymiaru sprawiedliwości. W efekcie 6 lipca Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śl. na niejawnym posiedzeniu postanowił zlecić kuratorowi przymusowe odebranie dzieci.
Przymusowe, ale nieskuteczne
Do przymusowego odebrania dzieci miało dojść 8 lipca (pan Wojciech znał termin, został wcześniej powiadomiony o dacie i godzinie przez kuratora). O godz. 11.00 przed domem rodziców pana Wojciecha w Syryni pojawili się policjanci, pracownicy opieki społecznej i kurator sądowy. Była też matka z postanowieniem sądu. Liczyła na to, że wreszcie odzyska dzieci. Okazało się jednak, że 20 minut przed wizytą kuratora ojciec odjechał z dziećmi w kierunku Raciborza. Kurator i policjanci zostali wpuszczeni do domu. Ale wewnątrz dzieci nie było.
Pani Bożena czuje się bezsilna. Prawo wydaje się nieskuteczne. Kobieta zapowiada dalszą walkę o dzieci. – Aż do skutku. W przyszłym tygodniu będziemy tu z kuratorem i policją po raz kolejny – podkreśla kobieta.
Powinien wykonać
Według sądu, pan Wojciech jest zobowiązany do tego, by przekazać dzieci matce. Obydwa postanowienia sądu mówią wprost, że dzieci mają natychmiast wrócić do matki. Nie trzeba nawet czekać na uprawomocnienie. – Już pierwsze postanowienie sądu powinno być przez ojca wykonane. Pan powinien się mu bezwzględnie podporządkować – zaznacza sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. Nie stosując się do postanowień sądu ojciec musi liczyć się z odpowiedzialnością. – W sprawach dotyczących dzieci sądy rodzinne działają bardzo szybko. Nadrzędną sprawą jest zawsze dobro dzieci – podkreśla pani rzecznik.
OJCIEC
Na rozmowę z nami zgodził się także Wojciech Malinowski. Początkowo nie chciał dzielić się szczegółami swego życia prywatnego. Dla dobra dzieci. Uznał jednak, że musi się bronić, bo matka dzieci robi wszystko, by go zniszczyć. – Kocham swoje dzieci. Wiem, że jeśli oddam je teraz matce, to nigdy ich nie odzyskam. Chcę zaczekać do decyzji sądu apelacyjnego, bo we wcześniejszych etapach postępowań sądowych były luki – mówi ojciec.
Agresja i dominacja żony
Wojciech Malinowski pracuje w raciborskiej drogówce. Jest magistrem resocjalizacji. Żonę Bożenę poznał na studiach i zakochał się. Z czasem w młodym małżeństwie pojawiły się kłopoty. – Żona coraz częściej wpadała w furię. Z byle jakiego powodu. Zachowywała się wobec mnie agresywnie. Jestem spokojnym człowiekiem, dlatego zawsze starałem się łagodzić konflikty – zapewnia pan Wojciech.
Ze strony żony było oczekiwanie, by mąż całkowicie zrezygnował z kontaktów ze znajomymi. – Przez całe 5 lat małżeństwa miałem zakaz. Żona nie zgadzała się nawet na to, bym zaprosił kolegów z dziećmi do nas. Akceptowałem to, bo liczyła się rodzina. Natomiast żona sama spotykała się z koleżankami – podkreśla mężczyzna. Do tego doszły podejrzenia o zdrady, bo „przecież wszyscy policjanci zdradzają”. – Nigdy żony nie zdradziłem. Nigdy – zapewnia mężczyzna.
Terapia dla współuzależnionych
Sam wychowywał się w spokojnym i pełnym ciepła domu. Wierzył, że taki sam stworzy swoim dzieciom i żonie. – Trudno mi o tym mówić, ale żona wiele przeszła w swoim życiu. Wychowała się w rodzinie, w której był alkohol. Nieraz opowiadała mi o libacjach, skarżyła się na matkę. Twierdziła, że ma syndrom DDA (zespół utrwalonych osobowościowych schematów funkcjonowania psychospołecznego powstałych w dzieciństwie w rodzinie alkoholowej). Współczułem jej i wspierałem ją – podkreśla pan Wojciech. Dodaje, że kobieta – po kolejnej z wywołanych przez siebie awantur – udała się do psychologa i dostała skierowanie na terapię dla osób współuzależnionych.
Policjant uważa, że był dobrym mężem, chętnie dzielącym się obowiązkami domowymi. Charakter służby wymagał od niego dużego zaangażowania. – Do pół godziny po pracy musiałem być w domu. Ale bywało, że podczas służby doszło do jakiegoś wypadku. Wtedy czynności przedłużały się i kończyłem pracę później. W domu spotykała mnie za to awantura, przekleństwa. Ale nie chciałem się rozwodzić. Chciałem, by rodzina była pełna – mówi.
Matka żądała mieszkania, ale bez kredytu
Od wiosny „cichych dni” było coraz więcej. Padły słowa o wyprowadzce i ona wywiozła dzieci do rodziców, do Bytomia. Pan Wojciech przez miesiąc jeździł odwiedzać dzieci. Przywoził dzieciom jedzenie i ubranka. Tęsknił i martwił się o otoczenie, w którym wychowują się jego pociechy. – Dziennie tam dzwoniłem. Córeczka płakała mi do telefonu, że mama ją szczypie, chciała być ze mną, w domu w Raciborzu. Powiedziała, że wujek wziął ją do piaskownicy i zostawił, bo poszedł po papierosy. Bałem się o swoje dzieci – opowiada zrozpaczony pan Wojciech.
Po wielu rozmowach kobieta zdecydowała się wrócić. Według Malinowskiego zrobiła to pod warunkiem, że ten przepisze jej mieszkanie. – Tłumaczyłem jej, że mieszkanie wziąłem na kredyt, który będę spłacał jeszcze wiele lat. Żony kredyt nie interesował. Chciała być współwłaścicielką mieszkania, ale nie zgadzała się na to, by i na niej ciążył mój kredyt. Kazała nawet córeczce, żeby mi powiedziała przez telefon, żebym przywiózł „ten dokument, bo mama powiedziała, że inaczej nie wrócą do Raciborza”. Chodziło o dokument od notariusza – mówi pan Wojciech.
Strach ojca o dzieci
Ostatecznie tych dwoje już się nie pogodziło. Pan Wojciech nie chciał dopuścić do tego, by jego dzieci przebywały w mieszkaniu rodziców pani Bożeny. – Matka i brat mojej żony nadużywają alkoholu. Nie chciałem, by dzieci wychowywały się w domu, z powodu którego nieraz płakała moja żona – żali się pan Wojciech. Mężczyzna miał też poważne podejrzenia, że jego żona ma uknuty plan: stać się współwłaścicielką mieszkania, rozwieść się, odebrać mu dzieci i doprowadzić do tego, by za wszelką cenę opuścił mieszkanie i został z kredytem do spłacenia.
16 maja mąż zamknął się w mieszkaniu z dziećmi i nie chciał wpuścić tam małżonki. Od tamtej pory broni się przed zarzutem, że nie pozwala matce na kontakt z nimi. – To pierwszy raz, kiedy musiałem nagiąć swoje normy moralne. Ale kierowałem się celem nadrzędnym, czyli dobrem mych dzieci – bije się w pierś pan Wojciech. Co więcej – podkreśla, że żona ani razu nie zapukała do drzwi domu jego rodziców, by spotkać się z dziećmi. – Przychodzi pod dom, fotografuje, zostawia ulotki, pokrzyczy i idzie do sąsiadów. Tam przez kilka godzin śmieją się, biesiadują i piją piwo. Mam na to dowody – dodaje mężczyzna.
Skargi, pisma, plakaty
Od ojca i brata żony policjant słyszy groźby, porysowali mu auto. W domu swoich rodziców, gdzie przebywa z dziećmi, założył monitoring, bo obawia się, że może dojść do linczu. Czuje się jak wróg nr 1. Jest zdruzgotany tym, co żona opowiada sąsiadom. – Wszystko to jest wielkie kłamstwo – broni się. Nazwisko raciborskiego policjanta staje się głośne w regionie i poza nim. Jego żona – prócz plakatów i ulotek – pisze pisma do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, senatora Adama Gawędy oraz komendanta raciborskiej policji Łukasza Krebsa. Wszędzie skarży się na męża. Temat zna także „policja w policji” – Biuro Spraw Wewnętrznych. Kobieta kontaktuje się także z mediami. Poza naszym tygodnikiem sprawie przygląda się „Uwaga!” TVN.
Detektyw i specjalista od praw ojców
Pan Wojciech rozmawiał o całej sytuacji z psychologiem komendy wojewódzkiej policji. Później trafił do prywatnego detektywa Sebastiana Klimka z wodzisławskich Kokoszyc. On sam wywalczył prawo do opieki nad swymi dziećmi i zajmuje się wieloma podobnymi przypadkami. Doradza Malinowskiemu i pomaga mu przetrwać trudny moment życia. Obaj liczą na wsparcie prawne Dariusza Szenkowskiego, który udziela się społecznie w walce o prawa dziecka. Jest zaangażowany w zmianę prawa rodzinnego, które w obecnym wymiarze przyczynia się jego zdaniem "wyłącznie do patologizacji życia rodzinnego oraz gwałceniu praw dziecka czy rodzinywnika zaangażowany w walkę o prawa ojców.
Zarówno Malinowski, jak i Klimek dostrzegli wiele luk w postępowaniu rybnickiego i wodzisławskiego sądu. Najpierw w sądzie w Rybniku mężczyznę miano przesłuchać pobieżnie, a wielu dowodów nie uznano. Później sąd w Wodzisławiu zadecydował o przymusowym odebraniu dzieci na posiedzeniu, które było niejawne, i o którym policjant nie wiedział.
Pan Wojciech odwołuje się też do art. 26 kodeksu cywilnego, że „jeżeli władza rodzicielska przysługuje na równi obojgu rodzicom mającym osobne miejsce zamieszkania, miejsce zamieszkania dziecka jest u tego z rodziców, u którego dziecko stale przebywa”. Czyli u pana Wojciecha. – Sąd w Rybniku uznał inaczej. Dlatego złożyłem apelację do sądu w Katowicach. Wierzę, że tam moje dowody zostaną dopuszczone, a dzieci pozostaną przy mnie. Jeśli sąd apelacyjny uzna inaczej, to oddam dzieci matce – zapewnia pan Wojciech.
Wiara, że sąd apelacyjny pomoże
Dlaczego więc nie chce przekazać dzieci już teraz i czekać spokojnie na rozstrzygnięcie sądu apelacyjnego Prawda jest taka, że dla niego to jedyna szansa. Proszę wyobrazić sobie, że teraz pan Malinowski odda dzieci, a za chwilę udowodnimy, że sąd w Rybniku i Wodzisławiu popełnił błąd. Tylko co z tego, skoro sąd nie poniesie za to odpowiedzialności, a pan Wojciech nie odzyska już dzieci – wyjaśnia detektyw. Dodaje też, że policja i kurator nie mogą siłowo wtargnąć do domu i odebrać ojcu dzieci, jeśli nie jest zagrożone ich życie i zdrowie.
Jako policjant Wojciech Malinowski zdaje sobie sprawę, że jest pod szczególnym nadzorem i nie wolno mu łamać prawa. – Zawsze dbałem o to by mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym wiedział, że moje dzieci będą bezpieczne ze swoją matką, nie walczyłbym tak. Ale robię to dla ich dobra i wierzę, że sąd apelacyjny wysłucha mnie, przyzna mi opiekę nad dziećmi, a matce wyznaczy widzenia. Dzieciom jest u mnie dobrze, są bezpieczne i kochane – puentuje ojciec.
Magdalena Kulok, Mariusz Weidner
KOMENTARZ RACIBORSKIEJ POLICJI
Pytaliśmy w raciborskiej komendzie jak traktowana jest tam sprawa policjanta Wojciecha Malinowskiego. Do momentu zakmnięcia tego numeru nie uzyskaliśmy oficjalnej odpowiedzi, którą – jak nam powiedziano – miano wysłać 12 lipca. Z rozmów z rzecznikiem prasowym Mirosławem Szymańskim wynika, że raciborska policja traktuje tę sprawę jako prywatną sferę swojego funkcjonariusza. – Każdy policjant zdaje sobie sprawę, że gdy złamie prawo to pożegna się ze służbą – podkreślił M. Szymański. Nieoficjalnie wiemy, że komendant Łukasz Krebs zna temat, bo rozmawiał z W. Malinowskim i dostawał korespondencję od jego żony.
377 komentarzy
Śledź tę dyskusję
Pod tym materiałem komentować mogą wyłącznie zarejestrowani użytkownicy.
Aby wziąć udział w dyskusji zaloguj się. Jeżeli nie masz konta, możesz się zarejestrować.
Internet jest jednak dobry po tylu latach poznalam swoja koleżankę z lat mlodzienczysz .Gdyby ci ludzie co tak bronią Bożenkę znali te dziewczynę to by cos innego pisali widzę ze jej umiejętności aktorskie sie rozwinely szkoda tylko ze ucierpią na tym dzieci.
skąd taka pewność że niby mieszkam w domu z dziećmi? śmiech na sali. ludzie nie maja czym się zajmować jak takie cwaniaki w internecie to może podejdziecie do mnie i powiecie mi to w twarz? nie sadze, w internecie można bez problemu hejtowac a w rzeczywistości nikt nie ma odwagi :)
do ~ joo jak wszyscy wiedzą ? przecież nie ma ich z matką zgodnie z wyrokiem, wydaje mi się że zatajenie prawdy tez jest w naszym kraju traktowanie jako współudział czy coś .......
Ten policjant powinien stracić pracę już dawno. Dzieci powinny być dawno z matką.
najwieksza ciotka na wsi to ty, oficjalnie też to usłyszysz kulawy
Sąsiedzi nie mają nic do tego. Prowokacja, Może ty byś wyszedł, kiedy ona tam jest, a nie patrzył zza firanki
Kulawy zmieniłeś Nick widzę
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
MałaMii-Więc co za problem tam siłą wejść i odebrać dzieci?
Ty sam nie rozumiesz. Ona ma postanowienie i przyznane alimenty
gwiazdka i kulawy mieszkają w tym domu, a Pani I. robi za nianie, nikt więcej tam nie wchodzi.
Grześ 84-Ona ma to samo, jak dzieci są u niego, to ona musi płacić alimenty i nie ma 500+, więc wojna musi być, kasa, kasa i jeszcze raz kasa, o to są zawsze wojny.
do zdychacz - żadne zgłoszenia nie pomogą. bo wszyscy wiedzą gdzie są dzieci
Rozumiem sytuację. Pan zrobi wszystko, żeby nie płacić alimentów.
Bo tu nie o dzieci chodzi a o kasa.Dziś dzieci =kasa.
ty zdychacz może masz rację ... jak znikł byk w Babicach to policja go szukała .... a zaginięcie dzieci to chyba wyższy priorytet niż byk
a może by pomogło aby ta Pani zgłosiła oficjalnie zaginięcie tych dzieci policji .......
dlaczego w Polsce nie jest respektowany wyrok sądu ? Dlaczego nikt nie pomoże tej kobiecie gdy posiada prawomocny wyrok ? Jakim jesteśmy krajem ? Czyli jak ja popełnię przestępstwo lub wykroczenie wobec prawa a nie będzie mnie w domu to nic mi nie grozi ? Ludzie w jakim my kraju żyjemy .... wiem PIS-owskim
większość odpowie. A co znaczy skrót PIS ??????????????????????????????
Dali nie rozumia, skoro tej kobiecie tak zależy na dzieciach to czamu nie załatwi sie profesjonalnej ekipy, szkoda jej kasy czy jak? Przeca mo na dzieci papiery że mają być z nią, teraz jedynie ekipa, bierze dzieci i szychta.
Skoro "gwiazdka" "kulawy" i "Pani I" widuja dzieci to znaczy, ze jednak kogoś wpuszczają do domu :) / prawo prawem, ale też nie zawsze jest sprawiedliwe.. Tym wypisywaniem zachowujecie się jakbyście pozjadali wszystkie rozumy. Prowokacja i obrażanie nie pomoże tu w tej sytuacji
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Reprezentant prawa nie stosuje się do prawa. Ktoś uważa, że to jest w porządku?
oni nie wpuszczają nikogo do domu
Czy ktoś prócz gwiazdki i kulawego, którzy tam mieszkają i Pani I. widuje te dzieci?
PRZECZYTAŁAM KILKA KOMENTARZY I STWIERDZAM ZE TO SMIECH NA SALI. PEWNIE KOMENTARZE typu : jest mega laska z niej. SA NIENORMALNE ZGADUJE ZE PISZA TO ALBO ZDESPEROWANI FACECI ALBO ŻYCZLIWE OSOBY, KTORE CHCA BYC NAJMĄDRZEJSZE W CALEJ SPRAWIE.NIE JEST TO TEZ MOJA SPRAWA I MOJ INTERES, ALE TO JUZ PRZECHODZI LUDZKIE POJĘCIE ZYJCIE SWOIM ZYCIEM I DAJCIE ZYC TYM LUDZIOM. PO CO ŁADOWAĆ SIE Z BUTAMI W CUDZE SPRAW. NIE MACIE SWOICH PROBLEMOW? JESLI NIE MACIE TO NIE ZYJCIE PROBLEAMI OBCYCH. POZDRAWIAM!!!
A może z tym facetem jest coś nie tak, skoro odpuścił takiej lasce
do vx a jak wg Ciebie kulawy ma się zachować. matka której zabrano całe życie może mi powiesz?
Nie o to cho czy ładna jej teraz nie amory w glowie najważniejsze są dzieciaki
Nie o to cho czy ładna jej teraz nie amory w glowie najważniejsze są dzieciaki
Matka, której zależy ... walczy
Policjant też przykładem nie świeci, jeden warty drugiego.
Ładna czy nie co z tego jak pstro w głowie tak się nie zachowuje matka której zależy na dzieciach...
O co w tym chodzi? Jest mega laska z niej, on ma dobrą pracę, mają dzieci, nie umieją się dogadać, jakaś nowa choroba psychiczna czy jak? Myśla że on tyż je hanys i co, nie umii sie dogodać że hanyską? Dziołcha je pieronym szwarno i o co w tym chodzi?
Naszo dziolcha slonzara z dziada pradziada
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Kobieta robi wszystko zgodnie z prawem. Co wy od niej chcecie. Woła widocznie tylko córke bo co ma wołać, syna? on jej nie krzyknie mamusiu jestem tutaj i mam sie dobrze.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
baby są jednak dupiate, wie gdzie jest jej dziecko, zwykły dom wystarczy że paru kumpli by zebrała i wchodzą na chatę, dzieci jej. No ale widać że dupiata jest.
Jak już bd załatwiać jakąś ekipę do wjazdu to ja bym tak sobie zdrady z Polsatem w syryni zobaczył, jeśli zajdzie taka potrzeba mogę zająć posadę hydraulika, zawsze chciałem być hydraulikiem, te ich klucze śrubki, zawsze chciałem kręcić ruły i krzyczeć że mam narzędzi kupę, zająłbym sie najpierw zlewikiem a potem kto wie, skoro mareczek może nocować :) ja tez bym przenocował, puściłbym titanica i wypił bycza krew
TakiOn-A kto każe jej szturm robić? Od tego są zawodowe ekipy, co robią wjazdy na chatę.