Po Januszu został tylko rower
Od kiedy Janusz dostał w głowę, widział różne rzeczy. Zdarzało się, że gonił wokół bloku wytwory swojej wyobraźni. Nieszkodliwy, ale dziwny – twierdzą sąsiedzi. Mówią też, że niepotrzebnie szukają go na dnie stawu. – Może pomylił autobusy i gdzieś się błąka? – zastanawiają się od ponad tygodnia.
Ulica Szyb Marcin kończy się po pięćdziesięciu krokach. To właściwie tylko dojazd do ceglanego budynku. W nim cztery klatki i tyle samo altanek przed blokiem. Mieszkańcy uwielbiają tu przesiadywać. Choć z pracą krucho, życie towarzyskie kwitnie. Druga klatka, to ta od Janusza. Z mieszkania na pierwszym piętrze wyszedł 12 września. Ktoś go ponoć jeszcze widział dwa dni później na rowerze w okolicach ulicy Składowej. Potem ślad się urywa. Janusz przepadł jak kamień w wodę.
Przy familoku sporo rowerów. Na części z ram zawieszone pomarańczowe kamizelki. To niepisany wymóg gdy się zbiera złom na hałdzie. Niby zakaz wstępu, ale w kamizelkach nie gonią aż tak bardzo. Chodzi o to, aby zbieracza widzieli kierowcy ciężarówek, którzy wywożą odpady na hałdę. Pierwszy rower z lewej Janusza. – Policja mi go przywiozła kilka dni temu. Rower i dwie siekierki. Tyle mi po nim zostało – mówi Maria, żona Janusza Wędzonki.
22 września przed południem Wędzonków zapukali strażacy. – Chcieli jakieś ubranie nasiąknięte jego zapachem. Dałam co tam znalazłam – mówi pani Maria. Tego dnia po kilkudniowych bezowocnych poszukiwaniach na ulicę Składową ściągnięto kilkudziesięciu strażaków i policjantów. Ustawieni w szpaler obeszli miejscowy zbiornik. – Idźcie wolno i blisko siebie, aby nic nie przegapić. Zaglądajcie pod każdą trawę i zwracajcie uwagę, czy nie ma gdzieś przysypanego ciała – instruował policjant strażaków i policjantów, którzy przeczesywali zarośla nad zbiornikiem. Towarzyszyli im strażacy ze specjalistycznej grupy poszukiwawczej w Jastrzębiu Zdroju z psem. Zbiornik przeszukiwano również z pontonu, przy pomocy echosondy. Mimo rozmachu nie natrafiono na ślad Janusza.
– A ja myślę, że on żyje – mówi sąsiad z klatki obok. – Wie pan dlaczego? Zabić można mnie, lub pana, ale nie kogoś, kto nie ma żadnych pieniędzy. On kiedyś dostał w głowę i od tego czasu miewał różne ataki padaczki, zwidy i zaburzenia świadomości. Jeździł na tą swoją hałdę zbierać złom, ale nie wiadomo co mu się stało później. Być może wsiadł w jakiś autobus i teraz się błąka – mówi mężczyzna.
Policja prosiła mieszkańców miasta, aby pomogli znaleźć Janusza Wędzonkę. Jego wizerunek rozesłano do mediów. Policjanci prosili o jakąkolwiek wskazówkę. – Wiemy, że ma 48 lat, choć wygląda nieco starzej, na 55. Ma blond włosy, niebieskie oczy i około 170 cm wzrostu – wylicza starsza sierżant Anna Karkoszka z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku. – Wszystkie osoby, które mogą pomóc w ustaleniu miejsca pobytu zaginionego proszone są o kontakt z dyżurnym Komendy Miejskiej Policji w Rybniku pod numerem telefonu 32 429 52 55, najbliższą jednostką policji tel. 112 lub z wydziałem kryminalnym KMP w Rybniku 32 429 53 88 – dodaje policjantka.
Adrian Czarnota
"Choć z pracą krucho, życie towarzyskie kwitnie."
Większość ludzi pracuje i uczciwie zarabia,ma czyste mieszkania i normalne rodziny, a właśnie taki pan wędzonka i jego koledzy którzy się tam schodzą z całej wsi i okolic psują opinie innych ludzi którzy tam mieszkają.