Światowe Dni Młodzieży trwają nadal
Upłynęły trzy miesiące od wielkiego święta w Polsce, jakim były Światowe Dni Młodzieży, gromadzące milionową rzeszę młodych ludzi pełnych wiary i radości życia.
Pewne echo po tych dniach trwa do dziś. Przede wszystkim pozostały wspomnienia u tych, którzy byli zaangażowani: jako woluntariusze przy organizacji, czy jako gospodarze domów otwartych dla egzotycznych gości. Często zostawały nawiązane kontakty, które trwaja do dziś: są przesyłane SMS-y, zdjęcia, e-maile.
Z arabskiego Bahrajnu
Rodzina Mecnerów z ul. Starowiejskiej miała gości z Bahrajnu, trzech młodych ludzi: dwie dziewczyny Marię i Jim, oraz chłopaka Sagara.
– Bahrajn to państwo muzułmańskie, a jednak wasi goście byli katolikami.
– Właściwie dziewczyny były z Filipin, a chłopiec pochodził z Bangladeszu, do Bahrajnu przyjechali dla pracy. Chłopak obserwował nasze rodzinne życie i prawie z płaczem wyznał: „Ojciec umarł rok temu, siostra wyszła za mąż i wyemigrowała, ja opuściłem dom dla pracy, a matka pozostała sama w Bangladeszu”.
– Co podobało się gościom w Polsce?
– Byli zaskoczeni gościnnością Polaków oraz zachwyceni zielenią kraju. U nich pustynnie i szaro, a tu trawniki, pola, zieleń i kwiaty. Żałowali, że nie mogli zobaczyć śniegu; nie znają zimy.
– Wasze jedzenie im smakowało?
– Właściwie jedli u nas tylko śniadania i kolacje; ciągle byli w ruchu. Jednak w niedzielę, w Dzień Rodziny, przygotowaliśmy typowo śląski obiad: rolady, kluski i modrą kapustę. Każdy z każdego dania coś zjadł. Ale ryżu im brakowało. Nam przywieźli z Bahrajnu słodycze i suszone figi.
– Czy porozumienie było trudne?
– Nasza córka zna dobrze język angielski; była zresztą woluntariuszką zaangażowaną przy parafii św. Mikołaja. Mnie nazywali „Momi Celina – mamusią Celiną”.
– Podobał im się Racibórz?
– Oczywiście. Byliśmy z nimi na zamku. Wszyscy nas witali i oglądali się za nami, bo wyróżniała naszych gości egzotyczna uroda. W Dzień Miłosierdzia byli w domu starców w Notburdze.
– W poniedziałek 25 lipca już was opuścili i pojechali do Krakowa.
– Pojechaliśmy za nimi, bo też chcieliśmy uczestniczyć w spotkaniu z papieżem. Już tam nie zetknęliśmy się z nimi, ale kontakt trwa: posyłają SMS-y, bieżące zdjęcia.
Nigdy nie myślałam, że tyle radości może przynieść goszczenie nieznanych przedtem ludzi z tak obcego i dalekiego kraju.