Marcin Wójcik, jako tajny juror Ryjka: Ogłosiłem werdykt, ale go nie opublikuję
W ubiegłym roku wygrał Ryjka, w tym - oceniał inne kabarety.
Jak co roku, na Ryjku pojawił się tajny juror, który przyznał swoje koryto. Tym razem był nim Marcin Wójcik z kabaretu Ani Mru-Mru. Ubiegłoroczny triumfator Ryjka, przyznał koryto Łowcom.B.
Jak skomentujesz werdykt, który ogłosiłeś?
Uważam, że ten werdykt jest niesprawiedliwy. Kłóciłem się sam ze sobą. Uznałem, że pomimo iż ogłosiłem ten werdykt, nie będę go publikował. Ani drukował. Są takie czasy, a nie inne. Historia osądzi, czy to był dobry wynik. Natomiast tym młodym artystom, którzy dostali Koryto Tajnego Jurora, czyli kabaretowi Łowcy.B należało się jakieś koryto. Oni przyjeżdżają tutaj siódmy, czy ósmy raz i nigdy żadnego nie zdobyli. Pomyślałem wiec, niech mają – na zachętę. Młode chłopaki, zdolne, niech ćwiczą, wiele przed nimi.
Trudniej być tajnym jurorem, czy uczestnikiem konkursu?
Zdecydowanie trudniej występować. Jurorowanie jest fajne, oprócz tego, że wszyscy chodzą i pytają czy jesteś tajnym jurorem i wtedy trzeba ściemniać, natomiast oglądanie innych kabaretów jest przyjemne. Złapałem się na tym, że w czasie skeczu zastanawiam się, czy dam 3, 4 pkt, ale potem zdałem sobie sprawę, że nic nie muszę dawać, muszę tylko zdecydować, co mi się najbardziej podobało. Brak obowiązku oceniania po każdym skeczu, jest fajny.
Ogłaszając werdykt, stwierdziłeś że poziom tegorocznego Ryjka był wysoki. To kurtuazja, czy naprawdę tak uważasz?
Nie użyłbym słowa kurtuazja. Wypadało tak powiedzieć. Bardzo trudno ocenia się poziom. Nawet w tych Ryjkach, w których startowałem z kabaretem Ani Mru-Mru, ludzie mówili, że było fajnie, poziom wysoki, trzeba mieć jednak świadomość, że ciężko się gra premierowe skecze. Czasami było widać, że coś komuś nie wychodzi, że ktoś zapomniał kwestii, ale to jest magia Ryjka.
W tegorocznej edycji były kabarety, które debiutowały, ale tylko dlatego, że wcześniej występowały pod inną nazwą. Zapanowała moda na swoiste „nowe otwarcie”?
Nie. Przecież to dotyczy chyba tylko Kabaretu Zachodni. Wiele grupo kabaretowych po prostu się rozpada. Ci najwytrwalsi, którzy chcą zostać w branży, łączą się w nowe grupy i to jest miłe. Pomyślałem, że fajnie byłoby kiedyś zrobić taki Ryjek, żeby wszyscy się wymieszali. Że będzie taki obowiązek, aby w każdej grupie byli przedstawiciele co najmniej trzech kabaretów.