Produkuję jedzenie dla siebie. Musi być zdrowe
Bardzo blisko natury budują swą rolniczą przyszłość państwo Jolanta i Paweł Grimowie z Kornowaca, dostrzegając rozwój swojego gospodarstwa we współzależności panującej w przygrodzie pomiędzy roślinami, zwierzętami i człowiekiem. I ten tylko z pozoru sielankowy pomysł na współczesne rolnictwo, zaczerpnięty został nie z bajki, ale z popartego doświadczeniem życia specjalistów od permakultury.
Kozy sposobem na serowarnię
Gospodarstwo pani Jolanty i pana Pawła pełne jest zwierząt. Miejsce hodowanych przez ojca byków, zajęły kozy i owce. Posiadają ule z pszczołami, nutrie, a pasją obojga są konie: kara ślązaczka i dwie hucułki. Nikogo więc nie dziwi, gdy pan Paweł dosiada jednego ze swoich rumaków na oklep, by pojechać na pobliskie pastwisko. To właśnie tam planuje stworzyć kolejne wzniesione ogrody.
– Głównie nastawiamy się na hodowlę. W tej chwili mamy 12 owiec i 11 kóz. Ponieważ planujemy uruchomić profesjonalną serowarnię, chcemy rozwinąć hodowlę kóz do co najmniej 30 – tłumaczy pan Paweł.
– Kozy są bardziej wrażliwe niż owce, ale nie zaobserwowaliśmy, aby pojawiały się trudności z hodowlą tych zwierząt na wolnym powietrzu – zapewnia pani Jolanta.
Początkowo nadmiar koziego mleka przerabiali na sery, które choć smakują inaczej niż krowie, mają wielu zwolenników. Do zajęcia się ich produkcją przekonała obserwacja, że dziś na rynku jest mnóstwo importowanych, droższych od tych krajowych.
Państwo Grimowie pozostają wierni zasadzie permakultury: „Cokolwiek wytwarzasz, robisz to najpierw dla siebie i najbliższych, a dopiero nadwyżkę sprzedajesz”. Pan Paweł jest przekonany, że takie myślenie pozwoliłoby wyeliminować złe jedzenie z naszych sklepów. – Każdy producent żywności zastanowiłby się dwa razy, zanim 16 razy opryskałby środkami chemicznymi roślinę. Produkując dla siebie, jedzenie musi być zdrowe – przekonany jest kornowacki rolnik.
(ewa)