Dziś nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią
Komercjalizacja usług funeralnych, przepisy skłaniające ludzi, by ciało zmarłego zamiast w domu, pozostawało w kaplicy cmentarnej, a także sprowadzenie pochówku wyłącznie do roli pogrzebu sprawiają, że dziś obrzędowość pogrzebowa jest dużo uboższa niż kiedyś.
– Dawniej ludzie rodzili się i umierali w domach, dlatego obrządek pogrzebowy poprzedzał nawet sam moment odejścia. Wizja śmierci w szpitalu, w otoczeniu obcych odbiegała od ówczesnego stereotypu. Chciano, podobnie jak obecnie, umierać wśród bliskich – mówi raciborska etnograf Julita Ćwikła.
Współcześnie jeszcze tylko na wsiach podtrzymywana jest tradycja spotkań w oczekiwaniu na pochówek. Ludzie gromadzą się często w domach i kaplicach (czasami nawet bez ciała zmarłego), aby modlić się za niego. Kiedyś na porządku dziennym były przygotowania do pogrzebu. – Osoby wyspecjalizowane również w modlitwie tzw. „rzykaczki” przychodziły, aby umyć i ubrać nieboszczyka, a przy tym przemawiały do niego, bo podobno wówczas ciało stawało się bardziej podatne na zabiegi. Czasami przestrzegano zasady, że mężczyznę do pochówku przygotowywał mężczyzna, a kobietę – kobieta, żeby zmarłemu oszczędzić wstydu – opowiada o panujących zwyczajach Julita Ćwikła.
Tłumaczy, że inaczej niż dziś traktowano też sam moment śmierci. Panowało przekonanie, że do chwili pogrzebu dusza jest blisko ciała. – Starano się nie utrudniać odejścia, dlatego nie wolno było lamentować i płakać. Co więcej, żeby dusza zmarłego mogła bez problemu odejść, otwierano okna, modlono się, wyciągano poduszkę spod głowy zmarłego, wkładano w ręce konającego poświęconą gromnicę, aby rozświetlała mu drogę do innego świata. Po śmierci skrzętnie zasłaniano lustra i okna, żeby dusza zmarłego nie odbiła się w szkle i nie pozostała wśród żywych – mówi raciborska etnograf. W tym celu, by dusza zmarłego nie pozostała wśród żywych układało się na marach nieboszczyka w trumnie nogami do wyjścia. Do dziś czyni się tak mniej lub bardziej świadomie w kaplicach cmentarnych i kościołach, co stanowi kontynuację dawnych wierzeń.
– Przez trzy puste noce i trzy puste dnie bacznie obserwowano zmarłego. Ponieważ bywały przypadki, że osoby zapadały w tzw. letarg, czyli śmierć kliniczną. Współcześnie pomimo rozwiniętej medycyny zdarzyło się, że ktoś obudził się w kostnicy. W literaturze ludowej znane są podania o głosach na cmentarzach, bo najprawdopodobniej pochowano kogoś żywcem – twierdzi Julita Ćwikła.