Wytrop sprawcę: Przerwany mecz
Jakub Szarek nerwowo kursował wzrokiem pomiędzy ekranem telewizora, a tarczą zegarka wiszącego na sąsiedniej ścianie. Góra pięć minut. Tyle czasu zostało mu na obejrzenie pierwszej połowy meczu Polska – Anglia. Doskonale wiedział, że jeśli wyjdzie później, znów spóźni się na komendę. Tylko perspektywa „ochrzanu” od przełożonych spowodowała, że w końcu nacisnął przycisk na pilocie i w pośpiechu wybiegł z mieszkania.
Dwa kwadranse później, już dobrze po 22.00, stał na schodach komendy. Miał nadzieję szybko minąć okienko dyżurnego i w pokoju obejrzeć jeszcze końcówkę meczu.
– Kuba, dobrze, że jesteś. Pomóż chłopakom z pierwszego piętra przesłuchać młodych złodziei. Jest ich sporo, więc twoja pomoc się przyda. Zajmie ci to godzinkę lub dwie – uspokajał dyżurny.
– Tak, godzinkę, na pewno – mruczał pod nosem niezadowolony policjant.
Takie przesłuchania zawsze się dłużyły. Z pokoju przesłuchań wyszedł dopiero nad ranem.
– Ale cwaniaki, myśleli, że nic nie wiemy – kolega poczęstował Szarka papierosem .
– No, nie wiesz może, jak się skończył się mecz, bo przegrywaliśmy… – Szarkowi przerwał dzwonek telefonu na biurku.
– Mamy samobójstwo na Skłodowskiej. Jeszcze zdążysz to obejrzeć przed końcem zmiany. Na miejsce już jedzie ekipa – rzucił przez słuchawkę przełożony komisarza.
Wezwanie dotyczyło mieszkania lokalnego biznesmena. Jan Kowol powiesił się w toalecie przylegającej do jego gabinetu.
– Kto nas powiadomił? – zapytał technika komisarz Szarek rozglądając się po gabinecie.
– Ciało przed godziną znalazł wspólnik mężczyzny. Zaniepokoił się, bo od dwóch dni Kowol nie odbierał telefonu – relacjonował policjant.
– Szarek nie zauważył w gabinecie niczego podejrzanego, choć bardzo dokładnie go obejrzał. W pomieszczeniu panował lekki nieporządek. Obok biurka leżało kilka kartek. Na biurku świeciła się lampka, w popielniczce leżały trzy niedopałki, obok zapalniczka i klucze do mieszkania. Policjanta zaciekawiła tylko gazeta.
– No tak, można się było spodziewać, przegraliśmy. Co za patałachy – rzucił niedbale gazetę na biurko, w które w irytacji nie trafił. Podnosząc dziennik z podłogi, zauważył kopertę. Prawdopodobnie nie dostrzegł jej wcześniej, mógł też ją zrzucić, ciskając gazetą.
– A to co? – mruknął pod nosem.
– Którego dziś mamy? – zapytał już na głos komisarz.
– 5 grudnia, odpowiedział technik, który w gabinecie pieczołowicie zdejmował odciski palców z kolejnych sprzętów.
– To list pożegnalny datowany na 4 grudnia. Ale tylko się żegna, nie podaje powodów. Zabezpieczcie to. Gdzie jest ten wspólnik, który go znalazł? – zapytał Jakub Szarek.
– Na dole, w salonie.
– Co pan tu robił o tak wczesnej porze? – zapytał policjant.
– Zaniepokoiłem się. Już wczoraj miałem złe przeczucie, ale dopiero nad ranem zdecydowałem się tu przyjechać – tłumaczył wspólnik.
– Jak pan wszedł do domu?
– Drzwi były otwarte. Wołałem go, ale nikt nie odpowiadał. Wszedłem do gabinetu, potem zajrzałem do toalety i go znalazłem.
– Dopiero po sekcji będziemy więcej widzieć, ale facet jest zupełnie zimny, więc musiał umrzeć kilka godzin temu – tłumaczył policjant.
– On miał jakieś powody, aby odebrać sobie życie?
– Absolutnie żadnych. Sieć naszych sklepów dynamicznie się rozwija. Już można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces – zapewniał biznesmen.
– Dotykał pan biurka, miał pan coś ze sobą, kładł pan coś na nie?
– Absolutnie nie.
– Chyba ruch w interesie ustanie. Mam podejrzenia, że Jan Kowol nie odebrał sobie sam życia, a pan jest w tym momencie głównym podejrzanym.
Skąd podejrzenia policjanta?
Aby poznać odpowiedź, przewiń niżej.
x
x
x
x
X
X
x
x
x
x
x
x
x
x
x
Odpowiedź:
Skoro Jan Kowol miał odebrać sobie życie 4 grudnia, skąd na jego biurku znalazła się gazeta z 5 grudnia? Skoro denat był zimny czyli nieżywy od kilku godzin, to nie mógł przecież sam kupić gazety z wynikiem meczu, która jest dostępna w sprzedaży najwcześniej ok. 5-6 rano.