Czesi inaczej świętują Boże Narodzenie
Zamiast karpia jest kotlet, a barszczyk zastępuje grochowa i sałatka ziemniaczana. Różnic jest więcej, a zdradza je nam mieszkająca w nadgranicznych Chalupkach Ingrid Kaczor. To Czeszka, która poślubiła Polaka. - Polskie tradycje szybko przypadły mi do gustu -uśmiecha się żona pana Andrzeja.
Znaczenie relacji rodzinnych jak nic innego podkreślają święta Bożego Narodzenia, obchodzone w wielu czeskich domach zupełnie inaczej niż ma to miejsce w Polsce. Ingrid Kaczor przypomina sobie świąteczne zamieszanie, jakie rok w rok miało miejsce w jej rodzinnym domu. – Było sporo nerwów, ale najwięcej radości. Zawsze trzymaliśmy się razem – ocenia i kontynuuje: – W Polsce dużą rolę odgrywa Kościół Katolicki, dzięki któremu świąteczna tradycja wydaje się czymś wyjątkowym. Czesi natomiast podchodzą do tego z nieco większym spokojem. Jeśli chodzi o posiłki, nadal silny jest tam zwyczaj podawania w wigilię kotleta i sałatki ziemniaczanej, zupy, np. grochowej, fasolowej czy rybnej, na stole jest także ciasto. W większości domów, głównie tych niekatolickich, nie przestrzega się zasady dwunastu dań, jak to ma miejsce w Polsce – wyjaśnia, dodając, że polska tradycja bardzo szybko przypadła jej do gustu. Sama uwielbia gotować, przy czym miesza obie kuchnie, eksperymentuje ze smakami. Z uśmiechem przyznaje, że rodzina lubi jej knedle czy kapustę, a ona sama najchętniej przygotowuje mężowi i dzieciom śląską roladę z kluskami, rybę czy pierogi.
Świąteczny czas pani Ingrid dzieli między dwa, a właściwe trzy domy. – Wigilię spędzamy u teściowej, do swoich rodziców wpadam na chwilę. Za to pierwszego lub drugiego dnia Świąt gościmy w Boguminie dłużej. Jedno w obu krajach jest wspólne – w ten wyjątkowy czas robi się spokojniej, ulice jakby się wyludniają i każdy spędza chwile z najbliższymi. To jest w tym wszystkim magiczne – akcentują państwo Kaczorowie, a ja pytam, czego mogę im życzyć. – Przede wszystkim zdrowia. Jeśli ono jest, to o resztę zadbamy sami.
Poznali się szesnaście lat temu w Boguminie, gdzie urodziła się pani Ingrid. Oboje tłumaczą, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Pan Andrzej namówił przyszłą małżonkę na dłuższą wizytę w Polsce, ona z kolei w kraju tym zakochała się od razu. – Spodobała mi się mentalność Polaków, ich serdeczność. Bardzo szybko się tutaj zaaklimatyzowałam, poznałam lokalne zwyczaje i wiedziałam już, że chcę tutaj zostać – wspomina Czeszka.
Państwo Kaczorowie mieszkają w Chałupkach. Prowadzą działalność gospodarczą. Zdradzają, że życie zawodowe dzielą między Czechy i Polskę.
Po przekroczeniu progu ich domu moim oczom ukazuje się seria rodzinnych zdjęć pokrywających niemal całą powierzchnię ścian korytarza i pokoju gościnnego. W tym ostatnim wita mnie najmłodszy syn państwa Kaczorów – pięcioletni Natan, pani Ingrid rozpoczyna opowieść o świątecznych tradycjach Polaków i Czechów, a pan Andrzej podkreśla, że w tym całym, wyjątkowym grudniowym rozgardiaszu najważniejsza jest miłość, wzajemny szacunek i to, aby spędzić ten czas razem.
Pani Ingrid pochodzi z wielodzietnej rodziny. – W domu było nas dziewięcioro razem z rodzicami – informuje. Być może właśnie to sprawiło, że sama marzyła o dużej rodzinie. Tak się stało. Nasi bohaterowie doczekali się trzech synów. Najstarszy, szesnastoletni Kevin uczęszcza do Technikum Mechanicznego w Raciborzu, trzynastoletni Fabian uczy się w Raciborzu, a pięcioletni Natan chodzi do miejscowego przedszkola. Wszyscy pasjonują się piłką nożną. Grali bądź grają w barwach czeskich klubów z Ostrawy i Bogumina oraz raciborskiej Unii.