Prawda: pajęczyna czy równina?
Dwie koncepcje prawdy
13. października 2016 r. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim kard. Gianfranco Ravasi wygłosił wykład inaugurujący V Kongres Kultury Chrześcijańskiej. Miałem przyjemność słuchać tego wystąpienia. Dotyczyło ono zagadnienia wolności. Natomiast w jednej z jego części zgrabnie przedstawiono dwa główne stanowiska w sporze o prawdę. Pierwsze głosi, że prawda jest subiektywna. Drugie, że jest obiektywna. Chciałbym oba te stanowiska zaprezentować. Zreferuję tu więc słowa Ravasiego. A raczej to, co ja z jego słów zrozumiałem. Oczywiście zakładam, że to, co zrozumiałem nie aż tak bardzo odbiega od tego, co on chciał przekazać. Ale może to być założenie mylne.
Według zwolenników stanowiska pierwszego prawda jest wytworem człowieka. W tym ujęciu przyjmuje się, że człowiek ją produkuje, kierując się swoimi potrzebami albo pomysłami. Może ją też dowolnie zmieniać, jako że to „nie prawda wprowadza normy” – napisał w Lewiatanie Thomas Hobbes, filozof angielski z przełomu XVI i XVII w. Takie rozumienie prawdy dobrze ilustruje obraz pająka i pajęczyny. Pająk wyobraża człowieka, a snuta przez niego sieć prawdę.
Pająk tka swoją pajęczynę jak mu się podoba. Obok niego drugi pająk też tka pajęczynę – tyle, że swoją. I wszystkie pająki tak samo tkają pajęczyny – każdy swoją. Ważne, aby jedna pajęczyna nie nakładała się na drugą i aby pająki nie wchodziły sobie w paradę. Ta reguła gwarantuje bowiem ich harmonijne współbycie. Kiedy przychodzi silny wiatr, tzn. jakieś wydarzenie burzące dotychczasowy spokój, zrywa pajęczyny. Ale to nie żadna tragedia. Bo przedsiębiorcze owady od razu przystępują do roboty i rekonstruują swoje siatki. A właściwie to ich nie rekonstruują, lecz tworzą je od nowa.
Ci, którzy stoją na stanowisku drugim utrzymują z kolei, że prawda jest niezależna od człowieka. Powiadają, że go poprzedza i że jest od niego większa. W temacie jej istnienia czy nieistnienia człowiek nie ma nic do powiedzenia. Tę koncepcję trafnie oddaje metafora zaprzęgu mknącego po równinie. Woźnica kierujący pojazdem to człowiek, a równina to prawda. Wizja ta pochodzi od żyjącego w IV w. p.n.e. Platona. Wzięto ją z jego dzieła pt. Fedon. Oto oczom woźnicy ciągle ukazują się nowe krajobrazy. Albo – może lepiej będzie tak to wyrazić – bezustannie ogląda on ten sam krajobraz, ale w każdej chwili z innej perspektywy. I cieszy się tą dostępną mu obfitością perspektyw. Co znamienne, równina, którą przemierza w swym zaprzęgu, jest niezależna od niego. Jest zewnętrzna w stosunku do niego i jest od niego bez porównania większa. Jest także wcześniejsza niż on i jego jej poznanie.
Teodor Adorno, XX-wieczny myśliciel i kompozytor niemiecki, stwierdził, że to nie my mamy prawdę, ale prawda ma nas. To sformułowanie celnie oddaje ideę zawartą w przywołanej metaforze. Jesteśmy wewnątrz prawdy. Ona jest nieskończona, a my po części ją rozpoznajemy i fragmentarycznie jej dotykamy. I po trochu w naszym języku ją opowiadamy. Prawda nie jest przecież drogocennym kamieniem, który możemy wziąć w dłoń, dokładnie obejrzeć, zważyć, zmierzyć i schować do kieszeni. Jest morzem, po którym żeglujemy w łódeczce naszego rozumu i którego rozlicznymi odcieniami wód zachwycamy się.
Co na to chrześcijaństwo?
Takie są zasadnicze stanowiska w wielkim sporze o prawdę. Owszem, zostały tu radykalnie uproszczone. Aczkolwiek mam nadzieję, że to uproszczenie chociaż trochę je objaśnia. Ponieważ chodzi mi tutaj o uczynienie tych dwu stanowisk nieco bardziej przejrzystymi.
Na pewno każdą opcję da się zrozumieć. Każdą rządzi jakaś myśl i jakaś logika. Każdemu z nas jest też pewnie albo jedna, albo druga opcja bliższa. A może nawet ktoś utożsamia się z jedną albo drugą. Na jakiej podstawie by to czynił? Czy na mocy jakichś argumentów? Czy może w oparciu o uprzednio przyjętą wizję świata? Nie wiem. Być może, że i jeden, i drugi czynnik nie jest tu bez znaczenia.
Żeby wszystko było jasne: chrześcijaństwo jest związane z obiektywną koncepcją prawdy. Uczy, że prawdą jest Bóg: „[…] w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy […]” (Dz 17, 28). Obawiam się, że niejednego chrześcijanina ta informacja zmartwi.
ks. Łukasz Libowski