To już pewne. Dożywocie dla Szatana
12 stycznia Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał mieszkańca Nowej Wsi (gmina Lyski) na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Oznacza to, że wyrok w sprawie zabójstwa małżeństwa P. stał się wreszcie prawomocny.
Tragiczna noc
Czerwcowa tragedia wydarzyła się nad ranem. Tonący w długach Mateusz zjawił się u sąsiadów, Brunona i Anny Pytlików. Chciał pożyczyć 5 tysięcy złotych. Małżeństwo podzieliło się oszczędnościami z najbliższym sąsiadem. Siedemdziesięciolatkowie sami dzieci nie mieli. Mateusza traktowali jak własne dziecko. Suma, którą chciał pożyczyć mieszkaniec Nowej Wsi już leżała na stole. Pomiędzy Anną Pytlik a Mateuszem miało dojść do pyskówki. Oskarżony dostał w twarz. Szamotaninę chciał przerwać Brunon Pytlik. Mateusz wyrwał mu młotek i uderzył go, łamiąc trzonek. Kolejnych razów już nie pamięta. Nie pamięta również wszystkich przedmiotów, których używał. Jeszcze żywą kobietę zostawił w wannie. Pogasił światła w domu i uciekł, kradnąc gotówkę. O takim przebiegu tamtej nocy podczas pierwszych przesłuchań opowiedział sam 22-latek. Tego samego dnia wziął udział w wizji lokalnej, gdzie zademonstrował, jak katował swoje ofiary i jak ułożone były ciała. – To wiedza, której nie mógł zdobyć w żaden inny sposób. Musiał być na miejscu – tłumaczył prokurator Jacek Sławik, ówczesny szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku. Prokuratura jest w posiadaniu również listu, który Mateusz wysłał już z aresztu i w którym opisuje swoją rolę w zdarzeniu. List zawiera również gorzkie wyrzuty w stosunku do rodziców, którzy mieli być z niego wiecznie niezadowoleni.
To nie ja
Mateusz N. twierdzi, że jest niewinny, choć początkowo przyznał się do zbrodni i szczegółowo opisał jej przebieg. Student socjologii obecnie trzyma się wersji, że w nocy został napadnięty przez grupę zamaskowanych napastników i siłą wprowadzony do domu Pytlików. Tam miał zostać pobity i zmuszony do dotykania sprzętów i narzędzi zbrodni. Zmuszony jak również pobity miał być przez policjantów podczas przesłuchań. – Wiedzieliśmy, kim jest, bo czytaliśmy w prasie o morderstwie, a później o zatrzymaniu sprawcy. Jak wszedł na celę to powiedział, że siedzi do tego morderstwa. To młody chłopak, ale od początku zachowywał się ja stary kryminalista. Jak go pytaliśmy, czy to zrobił mówił, że nie i uśmiechał się. Pytaliśmy, jak przeniósł tę kobietę do wanny, ale on tylko się uśmiechał. On był wiecznie uśmiechnięty człowiek. Mówił, że odsiedzi trzy miesiące i wyjdzie, bo nic na niego nie mają - mówi Mariusz T., który siedział w celi aresztu śledczego z Mateuszem N.
(acz)
Kto pisze te artykuły... w pierwszej cześci jest że wpadł tydzień później jak chciał kupić sprzęt muzyczny za kilkanaście tysiecy... a dalej... [ ze jeszcze tego samego dnia (po opisie morderstwa) brał udział w wizji lokalnej.....] gdzie tu jakas logika i kolejnosc zdazen?
ciota i tyle znam
Bożena z apelacją przesadziłaś