Dzieci już dawno spały
6 lutego w rybnickim wydziale Sądu Okręgowego w Gliwicach ruszył proces Iwony Z. oskarżonej o zamordowanie w czerwcu ubiegłego roku swojego męża Mariusza. Kobieta twierdzi, że niczego nie pamięta.
– Proszę o pomoc, mąż mi się nabił na nóż. Był kompletnie pijany, a ja sprzątałam po imprezie – zgłoszenie o takiej treści odebrała po północy 19 czerwca 2016 r. dyspozytorka pogotowia. – Czy nóż jest w ranie? Jak długie jest ostrze? Czy mąż żyje? – dopytywała dyspozytorka. – Nóż ma z pięć „centów”, ale to niewielka ranka. Chyba tylko przecięta skóra. Mąż śpi i chrapie na kanapie, ale na wszelki wypadek przyjedźcie – tłumaczy chaotycznie na nagraniu kobieta. Pogotowie przyjechało bardzo szybko. Najpierw karetka z ratownikami, chwilę potem druga, specjalistyczna, z lekarzem. Ranny mężczyzna leżał na rogówce w dużym pokoju. Po kilkudziesięciu minutach lekarz stwierdził zgon 39–letniego Mariusza Z. W momencie kiedy w mieszkaniu doszło do dramatu, w pokoju spała dziewięcioletnia córka małżeństwa i jej koleżanka. Nic nie słyszały. Dzieci obudziła i zaprowadziła do sąsiadów policja. 43–letnia Iwona Z., która wzywała pomoc, została zatrzymana. Zeznała śledczym, że pijany mąż upadł w kuchni, w momencie, kiedy chowała nóż do zmywarki. Śledczy zwolnili ją do domu. Nie było powodów aby wtedy jej nie wierzyć. Wkrótce prokuratura otrzymała wyniki sekcji zwłok mężczyzny. Okazało się, że nóż wbił się w ciało na 15 centymetrów i trafił w lewą komorę serca. Kąt i siła pod jakim został zadany cios, wykluczał przypadkowy upadek na ostrze. Iwona Z. została zatrzymana i aresztowana.
Życie z nim było koszmarem
Małżeństwo Z. mieszkało na drugim piętrze bloku przy ul. Budowlanych w Rybniku. W domu od lat wybuchały awantury, jednak zazwyczaj było słychać tylko krzyki Iwony Z. W poniedziałek przed sądem kobieta opowiadała o swoim małżeństwie i życiu z Mariuszem Z. – Mąż od lat zmagał się z chorobą alkoholową. Nie chciał się leczyć. Twierdził, że nad wszystkim panuje, że prowadzi firmę. Codziennie wypijał od sześciu do ośmiu piw. Do tego wódkę. Prowadził firmę, jednak to ja musiałam zawsze jeździć jego samochodem i go wozić. On wiecznie nie był w stanie. Przez to jego picie w domu wybuchały awantury. Zawsze przy tym krzyczałam, za to on lżył mnie po cichu. Bił mnie, ciągnął za włosy, kopał, raz złamał mi rękę innym razem nos – wyliczała przed sądem Iwona Z. Kobieta zeznała, że wymyśliła wersję o upadku męża na nóż, bo bała się o córkę. – Jeśli chodzi o zabójstwo, wiem, że to byłam ja, bo tylko ja byłam w domu. Nie przyznaję się jednak do morderstwa, bo tego nie chciałam. Lekarz z pogotowia przyznał, że rana wyglądała niegroźnie i jako alkoholik może zmarł od czegoś innego, np. od zatoru. Bardzo chciałam wierzyć, że to był zator, którego dostał przez picie, a ta rana była niegroźna i nie przyczyniła się do jego śmierci. Choć moje życie z nim było koszmarem, nie życzyłam mu źle – tłumaczyła przed sądem.