Bawarczyk i Słowak w Raciborzu. Tu żyją, pracują i mają się dobrze
Czego nie może zabraknąć na prawdziwym bawarskim feście? I dlaczego w Słowacji lepiej nie zamawiać rosołu – m.in. o tym opowiedzieli podczas spotkania z Miłośnikami Ziemi Raciborskiej Roman Karnowka i Milan Šoltés, czyli Bawarczyk i Słowak, którzy na raciborszczyźnie znaleźli swój drugi dom.
Zupełnie inaczej rzecz się ma w przypadku słowackiej wioski, którą z dzieciństwa zapamiętał Milan Šoltés. Tam przede wszystkim jadło się produkty wytworzone na miejscu, we własnym gospodarstwie – od drobiu i wieprzowiny począwszy, na mleku i chlebie wypiekanym z własnej mąki skończywszy. Wschodnia Słowacja to górzysta kraina, co widać też w kuchni. Typowym daniem są tzw. haluszki bryndzowe, czyli bryzgane kluski z dodatkiem owczego sera i słoniny. – Górale to jedzą, żeby mieć siłę do ciężkiej pracy – mówi Milan. Gulasz na słodko, czy kwaśny rosół na wędzonce zamiast kury to kolejne przykłady różnic w kuchniach wschodniosłowackiej i śląskiej. Tym co z pewnością łączy nasze kraje jest klasyczny język słowacki – bardzo zbliżony do polskiego.
Pytani, co można byłoby zmienić w Polsce, zgodnie odpowiadają, że biurokrację, w której zapomina się o pomocy ludziom... Jakich jeszcze „zagranicznych” mieszkańców dorobił się Racibórz w ostatnich latach? Przekonamy się o tym niebawem, na kolejnym spotkaniu w siedzibie Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej.
Wojtek Żołneczko
Chocho by to napadlo?
Chocho by to napadlo?