Miodowy miesiąc? Tak, na gospodarstwie... Opowieść o 90-latce z Rudy
8 luty to dzień urodzin pani Julii Strzeduły z Rudy. Mieszkanka nadodrzańskiej wioski świętowała niedawno 90. urodziny. Gdy wesoła zabawa w rodzinnym gronie ucichła, my rozmawialiśmy z jubilatką o jej najdalszych wspomnieniach, rodzinie i tym czym żyje dniem powszednim.
Mała Julia przyszła na świat jako czwarta z pięciu córek w rodzinie Makulików z Rudy. W domu rodzinnym mieszka do dziś. Pierwsze nauki pobierała w nieistniejącej już szkole w Rudzie, zaś z tego czasu dobrze wspomina nauczycieli Scharfa i Wróbla. – Po szkole podstawowej rodzice nie wysłali nas dalej. Wszystkie z siostrami pracowałyśmy na rodzinnym gospodarstwie – wspomina pani Julia. Makulikowie mieli trochę pola i bydło. – Mi najbardziej podobała się praca przy burakach. Słońce mi nigdy nie przeszkadzało. A na polu były płochliwe sarenki i dzikie świnie, które wcale się ludzi nie bały. Uciekały dopiero gdy się nażarły – opowiada.
Wchodząca w dorosłość dziewczyna była świadkiem działań wojennych, które w 1945 r. przewaliły się również przez Rudę. – Było tu dużo strzelaniny. Rosjanie strzelali do wszystkiego. My schowaliśmy się w domu. Wybuchy wybijały szyby – przywołuje wojenne wspomnienia. Czerwonoarmiści zabrali wszystko co się dało. – Nie zostawili nam nic. Zabrali zwierzęta, zapasy i cały majątek – dodaje pani Julia. Po przejściu frontu rodzina Makulików musiała od nowa urządzać gospodarstwo.
Rodzina
W latach 50. popularnym kierunkiem dla młodych z okolic były Dziergowice. Tam w budynku spółdzielni odbywały się zabawy. Grała orkiestra, tańczyli, pili oranżadę lub piwo. – Wtedy myślałam tylko o tym, żeby dobrego synka sobie znaleźć. Rodzice nie zawsze mnie chcieli puścić na zabawę. A i tak zawsze musiałam być przed godz. 24 w domu, bo inaczej była kara jak pierun – wraca pamięcią 70 lat wstecz. Męża poznała zupełnie przez przypadek, gdy do ich sąsiadów w Rudzie przyjechał młody Paweł Strzeduła z Gamowa. Pochodzący z rolniczej rodziny szybko znalazł wspólny język z Julią. – Był bardzo cichy i robotny. Wcale nie pił, dobry chłop – mówi o miłości swojego życia pani Julia. Przez trzy lata młodzi mieli się ku sobie, aż w 1955 r. stanęli przed ślubnym kobiercem. Ślub wzięli w maju w Dziergowicach, bo Ruda należała wtedy do tej parafii. Wesele zorganizowali w domu panny młodej. – Pamiętam, że dostaliśmy dużo prezentów. Serwisy obiadowe, szklanki stoją u mnie do dzisiaj – chwali się jubilatka.
Po ślubie młodzi nie mieli czasu na miodowy miesiąc. Chyba, że na polu. – Kiedyś życie wyglądało inaczej, było ciężej. Tak samo potem, nigdy nie byliśmy na wczasach. Gospodarstwo wymagało od nas ciągłej obecności. Szczególnie gdy przejęliśmy je po moich rodzicach – wyjaśnia J. Strzeduła i dodaje, że w ciągu swojego życia najdalej była w Kuźni Raciborskiej. Małżonkowie doczekali się pięciorga dzieci, 10 wnucząt i jednego prawnuka Remika.