Czesław Burek: Z mieszkańcami możemy powiedzieć sobie wszystko. Bez słodzenia
Z gospodarzem gminy Lubomia rozmawiamy o sukcesach i porażkach na półmetku tej kadencji, sytuacji finansowej Lubomi i jego stosunku do planów ograniczenia kadencyjności.
Obiecał pan mieszkańcom tężnię w Lubomi, a tężni nie będzie...
– Lubię dotrzymywać słowa, ale z przykrością muszę się wycofać z tej obietnicy. Przynajmniej na razie. Powody są dwa. Po pierwsze – staraliśmy się o środki na budowę tężni z Lokalnej Grupy Działania. Liczyliśmy na 400 tys. zł. Całość miała kosztować ok. 1,4 mln zł. Natomiast okazało się, że Lokalna Grupa Działania nie przekaże pieniędzy na tak wielką inwestycję. Oferują środki na zadania o wartości 400 tys. zł. Dlatego w tej sytuacji złożyliśmy wniosek o dofinansowanie rewitalizacji parku w Lubomi. Planujemy tam nowe urządzenia zabawowe, ławki, oświetlenie i miejsca parkingowe. Po drugie – prawdopodobnie ruszymy z budową kanalizacji w Lubomi. Projekt budowy kanalizacji opiewa na kwotę 35 mln zł, z czego 10 mln to środki własne. Trzeba będzie wziąć pożyczkę i naruszyć bardzo dobry stan finansów. Na ukończeniu mamy też projekt kanalizacji dużej części Syryni, na kwotę 15 mln zł. To potężne pieniądze. Dopóki sytuacja nie unormuje się i dopóki część pożyczki na kanalizacje nie zostanie umorzona, nie ruszymy z budową tężni. Nie mogę pozwolić na to, by gmina popadła w tarapaty, bo wójt dał wcześniej słowo, że tężnia powstanie w tej kadencji. Budowa kanalizacji w Lubomi to też szansa na gruntowną modernizację dróg w centrum wsi.
Co będzie wtedy, gdy Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej zakręci kurek z pieniędzmi na budowę nowej wsi?
– Dostajemy pieniądze na konkretne inwestycje i realizujemy je. To nie tak, że możemy przeznaczać środki, na co chcemy. Co więcej – jeśli chodzi o nowe Nieboczowy, to za niektóre zadania będziemy wręcz musieli zapłacić z własnej kieszeni. Na przykład za część wyposażenia obiektów czy nowy, lekki samochód strażacki dla OSP Nieboczowy. Nie ukrywam, że chciałbym, aby budowa nowych Nieboczów już się skończyła.
Ma pan na koncie dużo nieprzespanych nocy z powodu przenosin i budowy wsi?
– Były nieprzespane noce, ale na dłuższą metę nie mogłem sobie na to pozwolić, bo wtedy człowiek nie myśli trzeźwo. Natomiast najgorsze były momenty, gdy po drugiej stronie nie było uczciwych intencji. Do 2010 r., czyli do chwili zwolnienia Andrzeja Markowiaka z RZGW, miałem wrażenie, że to wszystko jest grą. Oficjalnie słyszałem zapewnienia „robimy”, a w praktyce niewiele się działo i nie było postępów. Jestem człowiekiem, który lubi jasne sytuacje i żadnej roboty się nie boję. Ale muszę mieć po drugiej stronie partnera. Na szczęście w 2012 r. do RZGW trafił pan Augustyn Bombała. Dyskusje były ostre, ale porozumienie zostało osiągnięte i przede wszystkim intensywnie i uczciwie pracujemy. Wielkie podziękowania dla niego. Tak samo dla Biura Koordynacji Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej Dorzecza Odry we Wrocławiu.
Ludzie
Wójt Gminy Lubomia