Połączyła ich przysięga wojskowa, a potem małżeńska
Jedno spotkanie w Kwidzynie zaważyło na ich życiu, przez które wspólnie idą już ponad 60 lat. Pochodzący z Rybnika Paruszowca Gerard Kuczera właśnie tam po raz pierwszy zobaczył swą przyszłą żonę, mieszkankę Kornowaca. Najpierw jednak zaprzyjaźnił się z jej bratem, z którym wspólnie odbywali służbę wojskową w szkole podoficerskiej. Do Kwidzyna na przysięgę Augusta pani Róża przyjechała wraz mamą. Pamięta wielką sensację jaką wzbudziły mazelonkami mamy, która nosiła tradycyjny strój chłopski.
Pani Róża pracowała wtenczas w Prezydium Miejskiej Rady w Pogrzebieniu. Rodzice jej posiadali gospodarstwo, a ona sama wychowywała się w prawdziwie męskim towarzystwie pięciu braci. Miała nazywać się Kinga, ale ojciec w drodze do Pogrzebienia, by zarejestrować jej urodzenie, zatrzymał się u swych dwóch braci i siostry, aby pochwalić się córką. Kiedy więc dotarł do urzędu nie pamiętał, jak miała nazywać się dziewczynka. Imię zawdzięcza więc urzędnikowi USC.
Pani Róża na swego wybranka czekała dwa lata, do zakończenia służby wojskowej. Do dziś wspomina piękne listy, które pisywał do niej pan Gerard oraz jego pierwszą wizytę w Kornowacu. Potem chodzili ze sobą jeszcze kolejne dwa lata. Aby spotkać się ze swą dziewczyną pan Gerard jeździł z Rybnika do Rydułtów, a potem pieszo szedł do Kornowaca. Zimą na rydułtowski dworzec odwoził go saniami ojciec pani Róży. Wracał wtedy na Paruszowiec i kierował się prosto do pracy.