Arkadiusz Gruchot o sprawie Winiarskiego: Nie kupuję wersji, że musiał słuchać prawników, ale to jeszcze nie powód by go opluwać
- Nie czuję się ani autorytetem moralnym, ani prawnym by oceniać zarzuty podawania nieprawdy w oświadczeniach majątkowych postawionych staroście Ryszardowi Winiarskiemu. Głos zabieram jako dziennikarz i przedsiębiorca, gdyż przeszkadza mi chaos i rynsztok, jaki w dyskusji na ten temat często bierze górę - pisze Arkadiusz Gruchot, prezes Wydawnictwa Nowiny.
Jako dziennikarz uważam, że starosta powinien poinformować o postawieniu mu zarzutów związanych z pełnioną funkcją publiczną natychmiast po tym, jak się o nich dowiedział. Oczywiście należało poinformować obywateli i swoich wyborców, a nie tylko zaufanych kolegów. Nie mam pojęcia dlaczego tego nie zrobił. Nawet gdyby był urodzonym kłamcą lub tchórzem (a za takiego go nie uważam), to nie mieści mi się w głowie, by człowiek z jego doświadczeniem i horyzontami mógł zakładać, że tę sprawę da się ukryć. Nie kupuję wersji, że musiał słuchać prawników. Prawników rzadko kiedy interesuje cokolwiek poza suchą literą prawa, a polityk powinien zdawać sobie sprawę także z innych konsekwencji swoich działań. Dlatego Ryszard Winiarski zbiera teraz bolesne, ale w pełni zasłużone cięgi.
Jako przedsiębiorca oburzam się, kiedy czytam lub słyszę chamskie komentarze typu „ale się nachapał” lub jeszcze gorsze. Czy człowiek w wieku 67 lat, który prowadził dobrze prosperującą firmę dłużej niż połowa jego zawodowego życia, nie miał prawa zaoszczędzić 642 tysiące (czyli średnio odkładać ponad 25 tys. rocznie)? Czy ktoś z komentujących, anonimowych frustratów podał choć cień dowodu, że Ryszard Winiarski ukradł te pieniądze, oszukał kogoś? I druga sprawa. Jeśli ktoś chciałby jako urzędnik brać łapówki lub wzbogacać się za pomocą przekrętów, to tak na logikę, powinien w oświadczeniach majątkowych przed objęciem funkcji wykazać posiadanie większego majątku niż ten prawdziwy. Żeby potem nielegalnie pozyskaną kasę zalegalizować. Nigdy odwrotnie, bo wtedy szybkie wzbogacenie się od razu budziłoby podejrzenia.
Oczywiście to co napisałem powyżej nie dotyka sprawy winy lub niewinności. Fakty są takie, że starosta nie podał w oświadczeniu prawdziwej kwoty pieniędzy, które miał na koncie. To wbrew prawu. Ale „skalę winy” powinien ocenić sąd, dysponujący pełną wiedzą co do okoliczności i „umyślności” uczynku, a nie anonimowi krzykacze. I nie chodzi mi tu bynajmniej o „domniemanie niewinności do czasu prawomocnego wyroku sądowego”. Akurat ta, szczytna skądinąd, zasada zbyt często stawała się u nas cynicznym frazesem w ustach różnych cwaniaków. Mnie chodzi o to, że dostrzegam istotną różnicę pomiędzy zrzuceniem komuś na głowę doniczki podczas nieudolnego poprawiania firanek, a świadomym celowaniem i trafieniem nią w głowę nielubianego sąsiada.
Arkadiusz Gruchot
Ludzie
Starosta Raciborski